Contador i Armstrong dotychczas nie darzyli się sympatią. Przeciwnie, mają rachunki do wyrównania za ubiegły rok, gdy jechali w tej samej grupie Astana. W zespole dość długo nie podejmowano decyzji, który z nich miał być numerem jeden. Obaj marzyli o zwycięstwie i na trasie nie ułatwiali sobie zadania.
Sytuacja wyjaśniła się dopiero w ostatnim tygodniu wyścigu, kiedy to Contador po solowym ataku w Alpach objął prowadzenie. Wtedy Armstrong zdecydował, że będzie mu jednak pomagać. W Paryżu na najwyższym stopniu podium stanął Contador, a Teksańczyk - na najniższym (rozdzielił ich Luksemburczyk Andy Schleck).
Tuż po wyścigu w sezonie 2009 Hiszpan w jednym z wywiadów zaatakował Armstronga, który nie pozostał mu dłużny. Między obu kolarzami iskrzyło przez kilka miesięcy, sytuacja wyjaśniła się dopiero wtedy, gdy okazało się, że w tym roku nie pojadą w jednym zespole. Contador pozostał w Astanie, a Amerykanin jedzie w założonej specjalnie dla niego ekipie RadioShack.
- Alberto jest prawdopodobnie jednym z największych talentów w zawodowym peletonie kolarskim, jaki się pojawił w ostatnich latach. I nie mam żadnych obiekcji, aby to przyznać - powiedział 38-letni Armstrong.
Dodał jednak, że z Contadorem się nie widział i nie rozmawiał, gdyż... był w tylnej części busa. Zapytany przez reporterów o cel wizyty, Contador ze śmiechem przyznał, że chciał tylko przywitać się i powiedzieć: "hello". Przy okazji zamierzał także pokazać pamiątkową plakietkę, jaką otrzymał za... zwycięstwo w ubiegłym roku.