Etapowe zwycięstwo i walkę o koszulkę najlepszego górala zapowiadał Szmyd tuż przed startem 97. Tour de France. Deklaracje te były o tyle wiarygodne, że niezłą dyspozycję Polak pokazał już dwa tygodnie wcześniej, zajmując 10. miejsce w prestiżowym Dauphine Libre. Rzeczywistość jak na razie boleśnie weryfikuje jednak ambitne plany Szmyda. Polak - wyczerpany wspieraniem Ivana Basso - melduje się na mecie na odległych lokatach, a jego lider praktycznie stracił już szanse na podium klasyfikacji generalnej.
Szmyd jak dotąd dwukrotnie - na etapie ósmym i dziewiątym - zajmował 47. pozycję. W klasyfikacji generalnej jest 54., nie zdobył jeszcze choćby punktu do klasyfikacji górskiej. Szanse na jeden z postawionych celów zostały już pogrzebane. Co z etapowym zwycięstwem? - Chcę coś zrobić, aby nadać sens mojemu Tour de France - napisał Szmyd w sobotę na swoim blogu. W sukces wciąż więc wierzy. Czy wystarczy samozaparcia i pary w nogach? Idealna - i chyba już ostatnia okazja - nadarzy się we wtorek.
Przed kolarzami morderczy etap do Pau z podjazdem pod słynne Tourmalet, już w pierwszej części trasy. Układ górskich premii i ukształtowanie etapu każe przypuszczać, że we wtorek zobaczymy dwa wyścigi - walczącą o etapowe zwycięstwo ucieczkę oraz pojedynek Contadora z Andy Schleckiem, Denisem Menchovem i Samuelem Sanchezem pod Col d'Aubisque. Uciekać mogą Christophe Moreau (Francuzi odnieśli w tym roku już pięć etapowych zwycięstw), Luis Leon Sanchez, czy Sandy Cazar.
Basso definitywnie stracił już szansę na podium 97. Tour de France, Szmyd - jeśli tylko będzie czuł się na siłach - z pewnością dostanie więc wolną rękę. Wtorkowy etap jawi się jako ostatni, na którym do mety dojechać może ucieczka. W czwartek kolarze zakończą etap na Tourmalet - w czołówce wytrwają więc tylko najlepsi. W piątek czeka ich płaski etap z Salies-de-Béarn do Bordeaux, dzień później jazda na czas, a w niedzielę podróż na Pola Elizejskie. Szesnasty etap to dla harcowników ostatnia szansa na sukces.