- Wszyscy mówili, że przegrałem ten Tour de France już przed czasówką, że ten etap nic nie zmieni - nie ukrywa Schleck. - Ja się jednak nie poddałem i dałem z siebie wszystko. Byłem całkiem blisko.
Większość ekspertów przed etapem z Bordeaux do Pauillac skazywała Luksemburczyka na pożarcie. Mówiło się, że może stracić do Contadora nawet dwie minuty. Ostatecznie obu kolarzy rozdzieliło ledwie 31 sekund, a na pierwszym punkcie pomiaru czasu Schleck zdołał nawet osiągnąć lepszy rezultat od Hiszpana.
- Nigdy nie wątpiłem w to, że w czasie jazdy indywidualnej na czas mogę wypracować znakomity wynik - tłumaczy Luksemburczyk. Do sukcesu zabrakło mu bardzo niewiele. - Nie interesuje mnie, jaka różnica była między mną a Contadorem - przyznaje. - Jedyne, co się liczy, to miejsce, jakie zajmujesz na koniec wyścigu w klasyfikacji generalnej. Alberto był tym razem lepszy... Ale za rok wrócę - zapowiada 25-letni kolarz Saxo Banku. Contador wygrał Wielką Pętlę po raz trzeci z rzędu.
- W sobotę nie było rywalizacji pomiędzy mną i Alberto. Podczas czasówki walczysz przede wszystkim z samym sobą, musisz pokonywać własne ograniczenia, a ja zdołałem tego dokonać. Jestem zadowolony zarówno z tego etapu, jak i z całego wyścigu - cieszy się Schleck. - Wygrałem białą koszulkę, odniosłem dwa etapowe sukcesy i uważam, że ten Tour de France był dla naszego zespołu naprawdę udany - dodaje. Czy czegoś żałuje? - Że spadł mi łańcuch - śmieje się. - Ale tego już nie zmienię.