Bordry: Gwarancje UCI powinny być poważne

Francuska Agencja Antydopingowa (AFLD) była w 2008 roku bardzo aktywną instytucją, szczególnie przy okazji Tour de France. Wykrycie nowej formy erytropoetyny (EPO-Cera) doprowadziło do zatrzymania m.in. Ricardo Ricco', Leonardo Piepolego, Bernharda Kohla czy Emanuele Selli. O walce z dopingiem na łamach francuskiej L'Equipe mówi szef AFLD, Pierre Bordry.

W tym artykule dowiesz się o:

Po ostatnim Tour de France Bordry oznajmił, że wkrótce wynalezione zostaną zupełnie nowe i skuteczne sposoby wykrywania dopingu krwi. - Robimy cały czas postępy. Są dwa główne projekty badawcze, ale nie jestem w stanie podać dokładnego kalendarza wcielenia ich w życie. Próbki krwi możemy badać nawet do ośmiu lat od dnia ich pobrania. Trzymamy je, aż będziemy mieli możliwość ich dokładniejszej analizy.

Czy szef Francuskiej Agencji Antydopingowej widzi nowe drogi do walki z nieczystym sportem? - W 2008 stało się coś, co nie miało do tej pory miejsca na taką skalę. Wysłałem do współpracujących z nami laboratoriów sto próbek: trzecia część z nich pochodziła od kolarzy, trzecia od lekkoatletów.

Rewolucją w kolarstwie ma być tzw. paszport biologiczny. - To powinno być dobre rozwiązanie, by zidentyfikować nienormalne wyniki zawodników przed Tourem albo Giro. Zapytałem się jednak Pata McQuaida [szefa UCI] jakie będą z tego korzyści. Powiedział: "nie będzie żadnych", bo Tour jest organizowany poza UCI. Ale teraz jestem zaskoczony. Była mowa o tych paszportach już na początku roku. Odbyły się Giro, Vuelta, mistrzostwa świata i nic nie drgnęło. UCI zapowiedziała sankcje dla tych, którzy nie będą respektować tej formuły, ale nic to nie dało. Może pewnego dnia w końcu te biologiczne paszporty wejdą w życie, ale na razie nie ma pomysłu na dobre ich wprowadzenie. Nasz system natomiast jest mniej poręczny, ale za to bardziej efektywny.

- Przecież w imprezach, które sąsiadują w kalendarzu chociażby z Tourem, Giro czy Vueltą występują ci sami kolarze, więc jeżeli mieli pozytywny wynik na jednym wyścigu to naturalną koleją rzeczy są na dopingu również tydzień potem - podsumował o clou sprawy.

Jakie rozwiązanie otwartego, toczącego się od zeszłego roku konfliktu z UCI widzi Bordry? - Napisałem list do McQuaida, w którym powiedziałem mu, że chcę, aby nasze sztaby spotkały się w celu przedyskutowania współpracy podczas kolejnego Touru. Nie ustaliliśmy daty, ale zaproponowałem miejsce spotkania, Aigle [siedziba UCI w Szwajcarii]. To czego żądam to nie bezpośrednia kontrola, ale to, by UCI wzięła pod uwagę to, co wydarzyło się w roku 2008. Co mnie martwi to efektywność kontroli. Jeżeli zobaczę, że testy przeprowadzane przez UCI są efektywne, mogę podjąć współpracę. Jeżeli natomiast będę miał wrażenie, że oni jeszcze nie wyszli poza rok 2007, nie będziemy razem pracować. Mówię to jasno: potrzebujemy poważnych gwarancji.

Bordry skomentował też wprowadzenie wewnętrzych kontroli w niektórych topowych zespołach, np. Astany czy Saxo Bank: - Mnie to nie interesuje. Wszystko to bardzo ładne, ale taka walka z dopingiem jest bezsensowna. Musi ją prowadzić międzynarodowa federacja albo niezależna instytucja. Musimy respektować zasady i niezależne laboratoria posiadające akredytacje do badań. Dlaczego oni robią takie wewnętrzne kontrole zamiast zapobiegać dopingowi i zabezpieczać swoje lekarstwa?.

- Wierzę w Armstronga, który powiedział, że nie ma własnych medyków tylko poddany jest kontroli niezależnych ludzi. Jeżeli powie, że jest biały, mam prawo mu ufać. Mamy próbki jego krwi z 1999, które są bardzo ściśle chronione. Zaproponowałem ich ponowne zbadanie, które byłoby bardzo proste. Zrobilibyśmy to oczywiście przy obserwacji zewnętrznych ekspertów. Armstrong powiedział "nie". Przyznał, że boi się o swoje bezpieczeństwo. Myślę, że nie powinien się niczego obawiać, ale na pewno nie chciałbym by ktoś z osób z nim związanych chronił bezpieczeństwa tych próbek podczas ich eskorty - zakończył szef francuskiej agencji do walki z dopingiem w sporcie.

Źródło artykułu: