Noga się na razie kręci - rozmowa z Pawłem Szczepaniakiem, wiceliderem PP w kolarstwie przełajowym

- To nie jest zbyt ciekawe kiedy na wyścig szosowy przyjedzie grupa, zafiniszują i jest koniec zabawy. Przełaje są za konkurencją widowiskową - mówi Paweł Szczepaniak, 19 lat, zwycięzca X edycji Pucharu Polski w kolarstwie przełajowym w Złotym Potoku. W klasyfikacji generalnej zawodnik LKS Strzelce Krajeńskie plasuje się na drugim miejscu z 16 pkt straty do Marka Cichosza. Do zakończenia rywalizacji pozostały trzy edycje.

W tym artykule dowiesz się o:

Krzysztof Straszak: Jak to jest jeździć z bratem. Rywalizujecie czy się wspieracie na trasie?

Paweł Szczepaniak: Nie rywalizujemy ze sobą już od startu. Staramy się nawzajem wspierać, jak dobry zespół. Przemy mocno a gdy już w ostatniej fazie zostaje nas dwóch plus rywal, tak jak dzisiaj [w niedzielę 21 grudnia w PP w Złotym Potoku] to staramy się to wtedy rozegrać na własną rękę.

Kogo można znać lepiej niż rodzonego brata.

- Trenuję oczywiście z Kacprem. Cały czas uskuteczniamy na dodatek ten sam typ treningu. Ostatnio tylko nie jeździliśmy ze sobą, bo ja występowałem w orlikach, on w juniorach.

Obstawiam, że ścigał się pan na trudniejszych trasach niż ta w Złotym Potoku.

- Trasa była bardzo płaska. Tylko jeden element z dwiema przeszkodami. Niziutka górka krótko po starcie i to wszystko. Nic specjalnego w porównaniu do mistrzostw Polski [też odbyły się z Złotym Potoku]. Trasie ze stycznia dałbym ocenę 9 w skali 1-10, tej teraz tylko 2.

Forma przyszła do pana w ostatnich tygodniach roku.

- Nie była dla mnie dobra w tym roku pora letnia. Nie prezentowałem zbyt wysokiej formy. Przejeździłem te wakacje tak sobie, trochę tez wtedy odpuściłem. Teraz czuję się dobrze. Najważniejszy był ciężki trening i odpowiednie przygotowanie do sezonu.

Jak zaczęła się pana przygoda z przełajami?

- Dobrze pamiętam, że starty zacząłem od ostatniego miejsca w moim pierwszym wyścigu. Już od żaka [najmłodsza kategoria wiekowa] jeździłem z tatą na jednorundowe zawody. Od zawsze trenowaliśmy razem z bratem i tatą.

W wieku 19 lat trzeba wybrać, czy będzie się kontynuowało profesjonalną karierę.

- Teraz jestem studentem AWF w Gorzowie i ciężko jest mi pogodzić naukę z treningiem. W poniedziałek na przykład mam basen, innym razem łyżwy. Kończąc zajęcia o 16 w domu jestem o 17. Trening przeprowadzam dwa razy w tygodniu na uczelni w czasie przerwy. Na razie noga się kręci.

Jak z perspektywy kolarza wygląda sport przełajowy w Polsce?

- Przełaje zdecydowanie są na końcu jeśli idzie o popularność kolarstwa. Niestety. Nie ma na to u nas pieniędzy, nie jest to konkurencja olimpijska.

Przełaje i tor to w moim przekonaniu najbardziej widowiskowe konkurencje kolarstwa. W Belgii przełaje są sportem narodowym. Tam ludzie kupują bilety i to za sporą kasę, niekiedy 20-30 euro. Kibice dopingują, piją piwo, bawią się na trasie oglądając rywalizację. Tam są nawet fankluby przełajowców. Tor również jest ciekawy z powodu swoich konkurencji, np. keirinu. Dla mnie natomiast nie jest zbyt ciekawe kiedy na wyścig szosowy przyjedzie grupa, zafiniszują i jest koniec zabawy.

Co więc w przyszłością dobrze zapowiadającego się polskiego przełajowca?

- Podpisałem kontrakt z Corratec Team, grupą Zbigniewa Sprucha. Są tam: Marek Konwa, Kacper Szczepaniak a poza tym zawodnicy zmani z szosy: Niemiec Danilo Hondo i Sierhij Honczar, były lider Tour de France. Jak to się rozwinie nie wiem, bo grupa dopiero co powstała.

Komentarze (0)