Oblany moczem, opluty. Dlaczego kibice nienawidzą Froome'a?

Brytyjczyk zdominował Tour de France. Wygrał w atmosferze wrogości, będąc nieustannie oskarżanym o stosowanie dopingu, wygwizdywanym i atakowanym. - Nigdy nie zhańbiłbym żółtej koszulki - zapewnia.

To były wyjątkowo smutne obrazki podczas święta kolarstwa, jakim jest "Wielka Pętla". Na jednym z etapów do Chrisa Froome'a, lidera wyścigu, podbiegł kibic. Cisnął w kierunku kolarza kubkiem wypełnionym moczem, krzycząc: "doper", czyli "koksiarz".

Na innym odcinku, pod koniec Tour de France, kamery zarejestrowały innego fana (choć lepiej brzmiałoby w tym przypadku słowo "chuligan"). Gdy Froome pracował na jednym z alpejskich podjazdów, mężczyzna bezceremonialnie go opluł. - To przerażające zachowanie. Przede wszystkim jesteśmy ludźmi i powinno się o tym pamiętać. Nie wolno przychodzić na wyścig i pluć na kolarzy, bić ich czy rzucać w nich moczem. To jest niedopuszczalne na żadnym poziomie - żalił się 30-letni Brytyjczyk.
[ad=rectangle]
Wygrał - po raz drugi w karierze - najsłynniejszy wyścig świata, ale nie mógł się w pełni z tego cieszyć. - To był toksyczny, pozbawiony radości Tour - napisał Jeremy Whittle z "The Times". Skąd wzięła się ta fala nienawiści skierowana przeciwko Froome'owi? Postawić można kilka tez.

1) Nie lubią go, bo podejrzewają go o doping

To najczęściej powtarzany zarzut pod adresem Brytyjczyka. "Froomstrong" - piszą na forach internetowych hejterzy, porównując kolarza do Lance'a Armstronga, jednego z największych oszustów w dziejach sportu.

Froome - zawodnik Team Sky - miał pecha, że po raz pierwszy wygrał Tour de France w 2013 roku, ledwie kilka miesięcy po tym, jak Armstrong - w słynnym wywiadzie z Oprah Winfrey - przyznał się do stosowania dopingu. Nic dziwnego, że kibice patrzyli na niego podejrzliwie, zwłaszcza gdy z wielką łatwością pokonał wszystkich najgroźniejszych rywali.

W tym roku Froome szybko pozbawił przeciwników złudzeń. Już na pierwszym górskim etapie (10. etap, z Tarbes do La Pierre-Saint-Martin) wypracował sobie tak wielką przewagę, że praktycznie było po emocjach. Jego tempa nie wytrzymali ani Alberto Contador, ani ubiegłoroczny triumfator Vincenzo Nibali, ani Nairo Quintana. Ten ostatni walczył najdłużej, ale podczas decydującego ataku Froome'a wyglądał na bezradnego. Straty, wynoszącej ponad 3 minuty, nie był już w stanie odrobić (mimo ambitnej walki na przedostatnim etapie).

Spiralę nienawiści nakręciła francuska telewizja France 2. Pokazała reportaż, w którym wypowiadał się Pierre Sallet, naukowiec i ekspert ds. walki z dopingiem. Wyliczono, że podczas wspinaczki na La Pierre-Saint-Martin Anglik miał osiągnąć moc 7,04 wata na kilogram masy ciała. A takie wyniki w przeszłości notowali tylko kolarze zdyskwalifikowani za doping - Armstrong i Jan Ullrich. W świat wysłano następujący komunikat: wyniki Froome'a są zbyt piękne, by mogły być uzyskane uczciwie.

Team Sky zareagował w bezprecedensowy sposób. Choć nigdy wcześniej nie odsłaniał "tajemnic kuchni", tym razem - chcąc obronić Froome'a - ujawnił dane o swoim liderze. Trener Tim Kerrison zarzucił ekspertowi France 2 błędy w obliczeniach. Kolarz waży bowiem nie 71 kg, lecz 67,5 kg. Jego moc wynosiła więc nie 7,04, lecz 5,78 watów na kilogram.

Dave Brailsford, szef Team Sky, oskarżył stację o manipulację faktami. - Nie damy się wciągnąć w niekończącą się debatę. To, co zrobiła France 2 - umieszczając Chrisa obok Armstronga i Ullricha - było strasznie złe. Uznaliśmy, że powinniśmy to poprawić, podać konkretne fakty i dowody, by ludzie mogli sami to ocenić - podkreślał szef Team Sky. Ludzi, którzy oskarżają Froome'a o doping, porównał do tych, którzy czekają na pojawienie się potwora z Loch Ness. - Siedzą nad jeziorem z założonymi okularami i mówią: "Jesteśmy pewni, że jutro go zobaczymy". Tyle że on nigdy się nie pojawia. Bo nie istnieje - kpił Brailsford.
[nextpage]Froome nigdy nie został przyłapany na dopingu. Po tegorocznej wygranej w Tourze zapewnił: - Nigdy nie zhańbiłbym żółtej koszulki.

2) Nie lubią go, bo nie lubią całego Team Sky

Agresja skierowana była nie tylko w stronę Froome'a, ale całego zespołu - Team Sky. Gdy na czele, wokół lidera, pojawiała się cała zgraja kolarzy w czarnych koszulkach (takie zakładają zawodnicy Sky), od razu rozlegały się gwizdy i buczenie.

Fani atakowali nie tylko zwycięzcę TdF. Opluty został także Luke Rowe, a Richie Porte poznał siłę pięści jednego z chuliganów. Na 10. etapie, na którym Froome przypuścił decydujący atak, został uderzony w żebra.

- Na trzy kilometry przed metą dostałem cios z całej siły. Taka sama atmosfera była dwa lata temu na Alpe d'Huez - narzekał Porte. - Ludzie są tak bardzo "anty" wobec nas. Czy zasługuję na to, by być wygwizdywanym? Czy Chris Froome zasługuje na to wszystko? Nie sądzę. To hańba, jak niektórzy z tych ludzi się zachowują - żalił się Australijczyk.

Co drażni kibiców w Team Sky? Tom Cary z "The Telegraph" tłumaczy to tak: - Wizerunek zespołu nie pomaga Froome'owi. Team Sky ma więcej pieniędzy, lepsze samochody i stroje. To rodzi zazdrość - uważa. Ekipa powstała w 2009 roku. Finansowana jest przez British Sky Broadcasting, koncern Ruperta Murdocha.

Pierre Ballester, dziennikarz "Liberation", wspomina o jeszcze jednym aspekcie. - Francuzi mają następujące wyobrażenie: Tour jest pełen marzeń, które sięgają do dawnych wyczynów. A Sky to "maszyna" z budżetem ponad 20 mln euro. Przyjechali tu, by wygrać Tour, by zrobić interes. Francuska wizja wyścigu jest przestarzała. Sky zaś nie ma szacunku dla tej historii, dla dziedzictwa Touru - tłumaczy.

Wielu Francuzów twierdzi, że kolarze Sky są aroganccy. Na pewno zaś są skuteczni do bólu. Gdy kilka lat temu pojawili się w TdF, zapowiedzieli, że wkrótce go wygrają. Zrobili to trzykrotnie w ciągu czterech ostatnich edycji.

Wspomniany Brailsford po powrocie z Tour de France wyznał, że był gotów fizycznie przeciwstawić się wrogim kibicom. Podczas przedostatniego etapu, zakończonego wspinaczką na Alpe d'Huez, wiedział, że Team Sky może czekać piekło. Znał nastroje francuskich fanów, słyszał, co zrobili Froome'owi i innym jego kolarzom. - Myśleliśmy, że wybiją nam szybę w aucie. Gdyby to się zdarzyło, bylibyśmy gotowi. Gdyby ktoś oblał mnie moczem, wysiadłbym i to rozwiązał - mówi szef Sky. Na szczęście do żadnych awantur nie doszło.

W drugiej części wyścigu angielska grupa mogła liczyć na wzmocnioną ochronę. Wokół kolarzy w czarnych koszulkach i lidera Froome'a pojawiała się większa liczba policjantów. To jeszcze bardziej zaogniło sytuację. Fani postrzegali Sky jako ekipę, która jest traktowana w "VIP-owski" sposób.

3) Nie lubią go, bo jeździ jak robot

To teza poniekąd powiązana z poprzednią. Team Sky kładzie wielki nacisk na technologiczne nowinki, ma także doskonale opracowaną taktykę. Sztab ludzi czuwa nad tym, by każdy wiedział, co ma zrobić na danym odcinku etapu.

Patrząc na to, co robią zawodnicy z Team Sky, kolarstwo może się wydawać dyscypliną zredukowaną do poziomu eksperymentu naukowego. Liczby, progi tlenowe, równe, wysokie tempo. Kasowanie wszelkich prób ataków. Z tego słynie ekipa Froome'a.
[nextpage]
A do tego lider niczym robot, który przy pierwszej nadarzającej się okazji odziera kibiców kolarstwa z emocji. Fachowcy twierdzą, że Team Sky i Chris Froome stosuje bardzo podobną taktykę jak niegdyś US Postal i Lance Armstrong. Frontalny atak na pierwszej górze, objęcie prowadzenia i obrona koszulki lidera aż do samej mety. - To "robotyczne" podejście nie ma nic wspólnego z romantycznymi ideałami Touru - piszą eksperci. Gilles Comte z "Velo Magazine" zauważa: - Dla Francuzów Froome wygląda podobnie do Armstronga. Trochę za bardzo jak robot.

Tylko raz, na przedostatnim etapie tegorocznego wyścigu, Froome pokazał ludzką twarz. Nie był wówczas w stanie utrzymać tempa narzuconego przez Nairo Quintantę. Kolumbijczyk odrobił ponad minutę, ale lider - wspomagany przez kolegów z zespołu - utrzymał przewagę w "generalce".

4) Nie lubią go, bo to Brytyjczyk

W brytyjskich mediach, które murem stanęły za Froomem, pojawia się taki argument. Wyspiarze twierdzą, że Francuzi zwyczajnie zazdroszczą im ostatnich sukcesów. - Szyderstwa pod adresem Froome'a pachniały ksenofobią - pisze Jeremy Whittle z "The Times".

Fakty są następujące: ostatnim reprezentantem gospodarzy, który triumfował w "Wielkiej Pętli", był Bernard Hinault. Tyle że wydarzyło się to równo 30 lat temu. Francuzi tęsknią za superbohaterem, tymczasem w minionych edycjach rządzili głównie Brytyjczycy.

W 2012 roku zwyciężył Bradley Wiggins. Rok później błysnął Froome. Kto wie, czy nie wygrałby także przed rokiem, gdyby nie dwa upadki w początkowej fazie wyścigu. Po pierwszym uszkodził nadgarstek, po drugim powiedział "pas". Miał wówczas zaledwie dwie sekundy straty do lidera. Powetował to sobie w tym roku. Bilans: cztery lata, trzy zwycięstwa Brytyjczyków.

Co ciekawe, Froome urodził się w Nairobi, w Kenii. Złośliwi mówili o nim "Plastic Brit" (coś w stylu znanego w Polsce powiedzenia "Farbowany lis"). To jednak krzywdzące, gdyż jego rodzice są Brytyjczykami. - Mam brytyjskie pochodzenie. Urodziłem się w Kenii, wychowywałem się inaczej od wielu brytyjskich dzieciaków, ale to nie zmienia faktu, kim jestem - powiedział w jednym z wywiadów.

5) Nie lubią go, bo... nie lubią liderów, a kochają słabszych

Ta teza stoi w sprzeczności z poprzednią. Spotkać ją można głównie we francuskich mediach. Tamtejsi dziennikarze nie godzą się z zarzutami o ksenofobię, formułowanymi przez brytyjskich kolegów po fachu.

Dziennikarz Francois Thomazeau, który od lat opisuje wydarzenia z Tour de France, przedstawia następującą teorię: - To nie tak, że kibice nienawidzą Froome'a. Nie chodzi o niego, chodzi o żółtą koszulkę. Oni mają coś przeciwko liderowi. Nawet Jacques Anquetil (Francuz, który triumfował w TdF pięciokrotnie - przyp. red.) był wygwizdywany. Lubili za to Raymonda Poulidora (osiem razy stawał na podium, ale nigdy nie wygrał wyścigu - przyp. red.). Bardziej lubią przegranych niż zwycięzców - twierdzi. Yves Blanc, dziennikarz "Le Cycle", dodaje: - Francuscy kibice nigdy nie lubili, gdy wyścig był przez kogoś zdominowany.

Potwierdza to także Christian Prudhomme, dyrektor Tour de France: - Tak było z Anquetilem, tak było z Mercxem, tak jest teraz. Lider wyścigu nigdy nie był lubiany w historii Touru - powiedział. Eddie Mercx także został kiedyś uderzony przez kibica.

W przyszłym roku będziemy zwracać szczególną uwagę na relacje na linii kibice - kolarze Team Sky. Do brytyjskiego zespołu przenieść się bowiem mają Michał Kwiatkowski i Michał Gołaś.

Źródło artykułu: