Nie tylko Armstrong: rok wielkich powrotów

Porozumienie między władzami światowego kolarstwa a organizatorami wielkich wyścigów wieloetapowych było podłożem do niesamowitego skumulowania powrotu na szosę w sezonie 2009 wielkich lub nieco mniejszych sportowców. Znów nastaje czas Armstronga, Basso, Landisa a może i Bartolego i Rasmussena.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

W nowym roku kolarskim znów zaczną profesjonalny starty ludzie, którzy z różnych powodów musieli je zawiesić lub zrobili to z własnej woli. Najczęstszym powodem, jak w przypadku Basso, Landisa czy Rasmussena jest dyskwalifikacja za doping. Armstrongowi chodzi raczej o coś więcej niż sentyment do roweru, co z kolei pozostaje przyczyną, dla której ponownie wśród najlepszych może pojawi się Bartoli.

Jest Armstrong, jest zabawa

Już 18 stycznia w klasyku będącym prologiem do pierwszej w sezonie imprezy z cyklu ProTour, Tour Down Under wystartuje Lance Armstrong. Ikona kolarstwa, ubóstwiany i znienawidzony. Siedem razy pod rząd wygrał Tour de France i odszedł jako mistrz: 24 lipca 2005 roku dojeżdżając na metę "Wielkiej Pętli" na Polach Elizejskich w Paryżu. Teraz powraca i jest to najgłośniejszy powrót do zawodowej kariery w sporcie od czasów Michaela Jordana.

We wrześniu ubiegłego roku światem wstrząsnęła wiadomość, że Amerykanin nie tylko chce, ale na sto procent wystąpi w Tour de France 2009. Na razie nie wiadomo, czy w ogóle dostanie pozwolenie na przekroczenie granicy francuskiej, gdzie jest persona non grata. Dziennik "L'Equipe" wiódł prym w oskarżaniu Teksańczyka o nieuczciwe wygranie Touru, narodowego skarbu Francuzów. Teraz gazeta wyśle swojego korespondenta do Australii, by przypatrywał się powrotowi Armstronga do kolarstwa.

Australia zresztą będzie stolicą światowego sportu w pierwszym miesiącu tego roku. W tym samym czasie co Tour Down Under zaczyna się też tenisowy Australian Open. Trudno zabukować już miejsce w restauracji czy hotelu w Adelaide, choć to tradycyjnie spokojny okres w turystyce. Zainteresowanie wyścigiem jest dwa razy większe niż w poprzednim roku.

- To stworzy większą presję gdy cała prasa zbiegnie się na wyścig - mówi Mario Aerts z zespołu Silence-Lotto, który jest już na miejscu. Trasę wyścigu będzie obserwowało 400 australijskich i zagranicznych dziennikarzy. Tour Down Under po raz pierwszy w swojej jedenastoletniej historii będzie transmitowany do Stanów Zjednoczonych i do Europy (Eurosport) a dziennie zmagania w nim będzie oglądało ponad 150 mln ludzi.

Prawie 7000 amatorów weźmie udział w otwartym wyścigu z Adelaide do Angaston. W zeszłym roku liczba uczestników wyniosła rekordowe 3400. Kto się tego spodziewał gdy jeszcze kilka lat temu Tour Down Under był nazywany "wakacyjnym obozem przygotowawczym" dla zawodników z Europy. Przyjazd jednego człowieka odmienił status imprezy. - Nigdy jeszcze nie gościliśmy kolarza z tak wysokiej półki - mówi Mike Turtur, organizator Tour Down Under, mistrz olimpijski z Los Angeles. - Taki sportowiec rodzi się raz na sto lat - dodaje.

Przyjazd Armstronga czyni Tour Down Under 2009 największym wydarzeniem kolarskim w historii tej części świata. Amerykanin będzie miał eskortę policyjną i zawsze nieoznakowany samochód koło siebie podczas treningu. Specjalni agenci wyznaczą również strefy, w których nie będzie się mógł poruszać normalny człowiek. Organizatorzy obawiają się fanów zamierzających z pewnością śledzili poczynania gwiazdy, która zamieszka w hotelu Hilton. Turtur ostrzegł amatorów motocykli, którzy lubią z dużą szybkościach poruszać się po australijskich drogach.

Tymczasem Armstrong nie musi bać się o swoją formę, bo od zawsze uskutecznia tę same ćwiczenia fizyczne. Nie boi się o swoje ciało, bo dwukrotnie startował w maratonie nowojorskim i raz w bostońskim. Może się obawiać kiedy po wylądowaniu na antypodach zobaczy rower, bo na lotnisku przywita go nie tylko wianuszek sponsorów, fanów i przedstawicieli wszelkiej maści organizacji, ale w pierwszej kolejności premier Południowej Australii.

Decydując się we wrześniu na powrót do profesjonalnego ścigania Armstrong dał sygnał Międzynarodowej Unii Kolarskiej, która od nowego sezonu dopuszcza do startów w najważniejszych wyścigach tylko zawodników, którzy poddali się programowi paszportu biologicznego. Niezbyt jasny jeszcze proces badania każdego kolarza pozwoli raczej Amerykaninowi na obejście procedur, które muszą trwać pół roku zanim wystartuje się w pierwszym wyścigu a to w jego przypadku oznaczałoby zielone światło do rywalizacji najwcześniej w marcu.

Gdzieś w tym całym zamieszaniu zapomina się, że Armstrong powraca, by swoją osobą przypominać o zagrożeniu nowotworem. Jego fundacja przeznaczyła na badania raka już 320 mln dolarów. Przy kolarzu w Australii oprócz trenera Chrisa Carmichaela, jego osobistej fotograf Elizabeth Kreutz, przyjaciela Patricka Jonkera i masażysty będzie prezydent Armstrong Foundation Doug Ulman.

Ambicje Basso

Po dwóch latach dyskwalifikacji za udział w Operación Puerto powraca Ivan Basso. W zeszłym roku podpisał kontrakt z Liquigas i będzie liderem zespołu Sylwestra Szmyda i Macieja Bodnara.

Sezon rozpocznie w Tour de San Luis w Argentynie. 31-letni Włoch do ścigania jednak powrócił de facto pod koniec października 2008 roku, kiedy wystąpił w Japan Cup. Tamten okres porównuje dziś do obecnego: - W Argentynie będzie 35 stopni stopni więcej [niż we Włoszech], będą tam przygotowani sportowcy, którzy jeżdżą już od miesiąca a ja jestem dopiero na początku przygotowań - mówi dla "La Gazzetta dello Sport".

Zwycięzca Giro d'Italia 2006 postawił przed sobą trzy schodki, każdy wyższy. Pierwszym jest San Luis, które będzie z kolei przygotowaniem do Tirreno - Adriatico a stamtąd wyruszy na podbój Giro. Szykuje się wielka rywalizacja z Armstrongiem, z którym przegrał już dwie słynne potyczki podczas Tour de France: w 2004 (drugie miejsce) i 2005 roku (trzecie).

Basso odniósł w karierze 23 zwycięstwa. W Mapei, centrum przygotowań włoskich kolarzy przygotowuje się do sezonu, który da odpowiedź czy jest w stanie stanąć w szranki z najlepszymi. Zdradził rodzimej prasie, że niedawno przejechał 200 km przy maksymalnej temperaturze trzech stopni Celsjusza. Ma w sobie pasję, jest szczęśliwym ojcem dwójki dzieci i jest niezwykle lubiany przez innych zawodników. Giro na stulecie zapowiada się jako wielkie starcie dwóch mistrzów kolarstwa.

Ci, którym się nie udało

W marcu podczas Tour de Mexico w ekipie Ouch-Maxxis zaprezentuje się Floyd Landis, człowiek, który niedługo cieszył się z triumfu w Tour de France 2006. Antybohater jednej z największych afer w historii narodowego wyścigu Francuzów nie pokazuje się w Europie.

Dwuletnia dyskwalifikacja kończy mu się 30 stycznia. W sierpniu zeszłego roku związał się z amerykańską grupą kategorii Continental, której pierwszym celem w nowym sezonie będzie Tour of California (14-22 lutego). 33-letni Landis będzie liderem zespołu, który wierzy w jego powrót do światowej czołówki.

Rok po Landisie z hukiem z trasy Tour de France wyleciał inny "koksiarz", który założył żółtą koszulkę lidera, 34-letni Duńczyk Michael Rasmussen. Jego karencja kończy się 27 lipca. Popularny "Kurczak" nie znalazł do tej pory zespołu, który by go przygarnął więc nie wiadomo co z jego karierą.

Kazachskie przypadki

Na tym samym Tour 2007 skandal wokół ekipy Astana wywołał Aleksandr Winokurow, który bezmyślnie przetoczył sobie krew po groźnym wypadku w pierwszym tygodniu rywalizacji. Kazachska federacja zdyskwalifikowała go na rok, co nie podobało się UCI. 35-latek mógł formalnie wystąpić na igrzyskach w Pekinie, ale nie światowe władze kolarskie zagroziły sankcjami. Jego sprawa de iure zakończyła się we wrześniu 2008 roku, kiedy ogłosił zakończenie kariery. Niedawno jednak zapowiedział kolejne starty, bo według decyzji własnej federacji ma do tego prawo od pół roku. Międzynarodowa Unia Kolarska znów żąda dla niego dwóch lat dyskwalifikacji.

Jeszcze bardziej zawiły jest przypadek jego rodaka, Andrieja Kaszeczkina. W jego sprawie nikt nic nie wie a 28-letni kolarz, który dwa lata temu po Tour de France wpadł na dopingu krwi jest zawieszony w próżni.

Włoski sentyment

Prawie sensacyjnie zabrzmiało pod koniec grudnia wyznanie Michele Bartolego, 38-letniego specjalisty od wyścigów jednodniowych, który cztery lata po zakończeniu kariery chce powrócić do zawodowego peletonu. Włoch, dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata nie ukrywał, że zainspirował go Armstrong. Odniósł w karierze 57 zwycięstw a już w zeszłym roku trenował wspólnie z Basso i Alessandro Pettachim. Ciekawe komu z byłych mistrzów kolarstwa przyjdzie jeszcze do głowy powrót na szosę.

Italia będzie miała jednak wystarczające emocje związane ze setną edycją ich narodowego wyścigu. Giro, które wystartuje z Wenecji 12 maja będzie szczególnie również ze względu na jego uczestników. Udział zapowiedzieli: Armstrong, Basso, Cadel Evans, Carlos Sastre, Fabian Cancellara, Gilberto Simoni, Danilo Di Luca i Damiano Cunego.

Szykuje się na szosie wielki rok z powrotem wspaniałych sportowców i najlepszej tradycji Giro d'Italia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×