Kamil Kołsut z Les Rousses
Dla malowniczego departamentu położonego przy granicy ze Szwajcarią goszczenie najlepszych kolarzy świata było wyjątkowym wydarzeniem. Od startu do mety zawodników pozdrawiali kibice liczeni w dziesiątkach tysięcy; dumne transparenty "Made in Jura" widzieliśmy na każdym skrzyżowaniu, a na flagach najczęściej pojawiało się imię "Alexis". Wszyscy ściskali kciuki za swojego krajana Alexisa Vuillermoza.
29-latek nazywany przez przyjaciół "Pikachu" nie doczekał się sukcesu, kraj zyskał za to nowego idola. Po szalonej ucieczce na najwyższym stopniu podium stanął Lilian Calmejane - młody harcownik z drużyny Direct Energie, który w Wielkiej Pętli debiutuje i od razu podbija serca Francuzów.
Nowy bohater
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Tańczący Leo Messi i Katarzyna Kiedrzynek na plaży (WIDEO)
Sukces 24-latka zrodził się podczas szalonego etapu. Peleton był zmobilizowany i czujny, liderzy jechali jak na podwójnym gazie. Harcownicy szaleli, niemal każdy chciał uciekać, ale akcja długo nie mogła się zawiązać. W pewnym momencie przez główną grupą jechało blisko 40 zawodników, czołówka uformowała się dopiero po 70 kilometrach.
Pierwsi do przodu ruszyli Warren Barguil (Sunweb) oraz Serge Pauwels (Dimenson Data), ale do mety na wymarzonych miejscach nie dojechali. Los tasował talię aż wreszcie jako joker wypadł z niej Calmejane. Młodego Francuza do końca gonił Robert Gesink (Lotto-Jumbo), ale heroiczna walka kolarza Direct Energie (na ostatnich kilometrach przystawał, łapały go skurcze) przyniosła efekt.
Peleton na podwójnym gazie
Peleton - napędzany między innymi siłą mięśni i tytaniczną pracą Michała Kwiatkowskiego (Team Sky) - minął kreskę kilkadziesiąt sekund później. Pojawił się tam pięć minut przed najbardziej optymistycznym planem organizatorów.
Niewiele brakowało, a skończyłoby się to kłopotami. Na ostatnim podjeździe - Laisia Les Molunes, 12 kilometrów przed finiszem - czoło kolumny wyścigowej utkwiło w korku. Kierowcy stracony czas musieli nadrabiać na zjazdach, a goście sponsorów wyścigu przy miasteczku startowym wysiadali w biegu, właściwie z jadących samochodów. Zdążyli na czas.
Polski błysk
W grupie faworytów niczego przypadkowi nie pozostawił Majka (Bora Hansgrohe). Polak ostro finiszował, szukał sekundy zysku i minął linię mety jako ósmy. W takim samym czasie, jak najwięksi rywale.
Prawdziwy test Polaka czeka w niedzielę. Odcinek z Nantuy do Chambery to - zgodnym zdaniem kolarzy - jeden z najważniejszych w tegorocznym Tourze. Majka powinien tam być mocny. Jego przyjaciel i pracownik Bory Arkadiusz Wojtas zapewnia nas, że noga podaje i nasz kolarz jest w formie.
Przekonamy się o tym w niedzielę.
Autor na Twitterze: