Marek Bobakowski: Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Michał Kwiatkowski był grillowany, hejt wylewał się z każdej strony

To nie jest pompowanie balonika, to nie jest megalomania, to nie jest zaklinanie rzeczywistości. "Kwiato" jest jednym z głównych faworytów do wywalczenia złotego medalu mistrzostw świata w kolarstwie szosowym.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Michał Kwiatkowski podczas jednego z ostatnich treningów przed startem w MŚ w Bergen PAP / Bartłomiej Zborowski / Michał Kwiatkowski podczas jednego z ostatnich treningów przed startem w MŚ w Bergen.

Przed szansą stanie podczas wyścigu ze startu wspólnego, który odbędzie się w niedzielę, 24 września, w Bergen. Zresztą, sam oficjalnie mówi: - Zawsze trzeba startować z myślą o zwycięstwie.

Szansa na mistrzostwo jest realna. Jasne, że przed peletonem prawie 270 km, być może w deszczu, zimnie, z porywistym wiatrem. Podczas 6-7 godzin walki wszystko może się zdarzyć. Defekt, pech, słabszy dzień. Jednak biorąc pod uwagę siłę poszczególnych zawodników, ich formę, to Michał Kwiatkowski z pewnością zajmie czołowe miejsce. O złoto powinien walczyć z Peterem Saganem, Edvaldem Boassonem HagenemGregiem Van Avermaetem czy Michaelem Matthewsem.

Cofnijmy się o kilkanaście miesięcy. Sezon 2016 "Kwiato" rozpoczął w nowym zespole - Team Sky. Najlepszym na świecie. Mistrz świata z 2014 roku u Brytyjczyków miał potwierdzić, że jest sportowcem genialnym. Miał wygrywać wyścig za wyścigiem, miał zdobywać kolejne punkty rankingowe, miał być wielką gwiazdą. A jak było naprawdę? Ciągłe porażki, problemy zdrowotne, brak formy. - Czułem się tak, jakby kolarstwo przestało mnie bawić - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty wiosną 2017.

Na dodatek przez internet przetoczyła się fala hejtu. Skandaliczne komentarze wylewały się z każdej strony. Można śmiało napisać, że Kwiatkowski był wręcz grillowany. Że sodówa, że osiadł na laurach, że mu się nie chce. Niektórzy nawet przypominali Tour de Pologne z 2015 roku i śmiali się z sytuacji, gdy w trakcie jednego z etapów nie został wpuszczony do ubikacji w jednym z pensjonatów, bo nie miał przy sobie pieniędzy. Naprawdę, ubaw po pachy... Ech.

ZOBACZ WIDEO Zespół Krychowiaka bliski niespodzianki. Zobacz skrót meczu WBA - Man. City [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Nawet po udanym mimo wszystko (bo zakończonym brązowym medalem Rafała Majki) wyścigu olimpijskim, gdzie "Kwiato" pracował na sukces kolegi, jak lew, usłyszał krytykę ze strony trenera Zbigniewa Klęka, a później sporej grupy kibiców. - Zobacz, jak zwykle jest to samo. Robię, co mogę, staram się, a wszyscy po mnie jadą - tak miał (wg informacji dziennikarza Jakuba Radomskiego) powiedzieć do jednego z pracowników technicznych podczas powrotu z Rio de Janeiro.

Było mu tak po ludzku smutno. Nie rozumiał, dlaczego ludzie go tak krytykują, ale nigdy publicznie nie dał znać, że ma tego dość. Tłamsił to w sobie, rozmawiał o tym tylko z bliskimi, choć pewnie nie raz i nie dwa kusiło go, aby "otworzyć okno" i krzyknąć na cały głos: "ja Wam jeszcze pokażę!". Wrodzony profesjonalizm mu na to nie pozwalał. Nie ma sensu wchodzić w pyskówki. Wiedział, że najlepszą odpowiedzią będą sukcesy.

No i są. 2017 rok to jak przejście z piekła do nieba. Jest w ścisłej czołówce obu rankingów UCI  (5. I 7. miejsce), wygrał monument Mediolan - San Remo, Strade Bianche, Clasico San Sebastian, mistrzostwo Polski w jeździe indywidualnej na czas, włożył chyba największy wkład w triumf Christophera Froome'a w Tour de France, w końcu zdobył brązowy medal MŚ w Bergen (w drużynowej jeździe na czas).

Ten brązowy medal to jak powtórka z 2014 roku. Wtedy też - w barwach Quick Step - stanął na podium w drużynówce, a potem było złoto indywidualnie. Czy w niedzielę będziemy mieli "deja vu"? Oby! Ciekawe, jak wtedy będą się czuli ci, którzy grillowali go przez wiele miesięcy.

Czy Michał Kwiatkowski zostanie mistrzem świata 2017?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×