- Od rozegranej pierwszej edycji Pucharu Polski podczas "Godziny w Piekle" minęło 1,5 miesiąca. Do tej pory czekałem cierpliwie. Czekałem, czekałem, czekałem... Czekali sędziowie, fotograf i służby medyczne... Do tej pory nikt się nie doczekał. Nikt się nie doczekał choćby wyjaśnienia, telefonu, informacji... - to początek wpisu (całość przeczytasz tutaj >>) na profilu FB wyścigu "Godzina w Piekle", który odbył się 8 października 2017 roku w Lublinie. I który rozpoczynał tegoroczny cykl Orlen Pucharu Polski w kolarstwie przełajowym.
Post w ciągu kilkunastu godzin obejrzało kilka tysięcy osób, pojawiło się kilkadziesiąt reakcji i udostępnień. - Jako pierwszy powiedziałem głośno to, o czym słyszy się w środowisku przełajowców - mówi nam Marcin Makowski, który od kilku lat zajmuje się organizacją "Godziny w Piekle".
Makowski zdecydował się na taki wpis, bo mimo tego że od wyścigu minęło już prawie 1,5 miesiąca Polski Związek Kolarski nie wywiązał się ze swoich zobowiązań finansowych. - Mój wyścig został zakwalifikowany do serii nazwanej Orlen Puchar Polski - tłumaczy. - Ucieszyłem się. Co prawda nie potrzebowałem pomocy PZKol, bo w Lublinie sobie radzimy bez pomocy centrali, ale z drugiej strony, jeżeli można uczestniczyć w czymś większy, to czemu nie? A cykl Pucharu Polski to bardzo fajna inicjatywa.
PZKol ustalił z Makowskim (telefonicznie i mailowo) zakres współpracy. - Związek miał opłacić sędziów, fotografa, karetkę i obsługę biura zawodów, ja natomiast miałem zapewnić noclegi i wyżywienie dla fotografa oraz ekipy, która rozstawi podium i materiały reklamowe Orlenu - przyznaje Makowski.
ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch: Jestem pozytywnie zaskoczony weekendem w Wiśle. To pokazuje nasz potencjał
Efekt? Makowski odesłał - zgodnie z przepisami - wszelkie dokumenty, na podstawie których PZKol miał wypłacić pieniądze. Miał na to siedem dni. Zrobił to w ciągu 24 godzin. Na tym jego rola się zakończyła. Aż... - Po trzech tygodniach otrzymałem SMS-a od jednego z sędziów, że nie otrzymał delegacji - opisuje. - Próbowałem się dowiedzieć czegoś z związku, ale na darmo. W końcu doszło do tego, że miałem obiecane, że zadzwoni do mnie prezes Dariusz Banaszek i wyjaśni tę sprawę. Nie zadzwonił.
Skontaktowaliśmy się z innymi organizatorami wyścigów cyklu Pucharu Polski. Wszędzie to samo. - Nie było i nie ma nadal pieniędzy z PZKol - słyszymy. Niestety, ludzie nie chcą mówić oficjalnie. Wolą nie zadzierać ze związkiem. Zwłaszcza, że w ostatnich tygodniach trwa tam ogromne zamieszanie (o czym na łamach WP SportoweFakty regularnie informujemy). Przynajmniej ci, z którymi rozmawiamy.
Jedynie Makowski ma odwagę. - Żeby było jasne: nie atakuję prezesa, nie atakuję związku - tłumaczy. - Mówię jak jest, bo przecież tak być nie powinno. Nie wiem z jakich powodów przelewy nie wpłynęły. Jeżeli związek ma problem finansowy, a czytam w mediach, że tak jest, to wystarczyło zadzwonić, wytłumaczyć, znaleźć inne rozwiązanie. Najbardziej boli brak jakiekolwiek reakcji.
Najbardziej zadziwiające jest to, że tutaj nie chodzi o wielkie pieniądze. Z naszych szacunków wynika, że to mniej więcej ok. 4-5 tysięcy złotych na jeden wyścig. Jak na wielomilionowy budżet PZKol to finansowy "plankton". - Proszę przekazać panu Makowskiemu i wszystkim organizatorom zawodów Pucharu Polski, że dzisiaj (21 listopada - przyp. red.) zaczęliśmy spłacać zobowiązania. Poszły pierwsze przelewy, zgodnie z kolejnością rozgrywania tych zawodów - deklaruje w rozmowie z WP SportoweFakty prezes PZKol, Dariusz Banaszek. - Jako, że "Godzina w Piekle" inaugurowała sezon, to z pewnością spłaciliśmy rachunki związane z tą imprezą. Chciałbym przy okazji przeprosić za opóźnienia w wypłacie tych zobowiązań. Mieliśmy ostatnio problemy, zawirowania, trochę spraw się nawarstwiło. Przepraszam w swoim, i całego związku, imieniu.
- Dziękuję za taką informację - Makowski aż skacze, kiedy dzwonimy jeszcze raz, aby mu powiedzieć o słowach Banaszka. - Bardzo się cieszę, że w końcu PZKol postanowił załatwić tę sprawę. Oczywiście sprawdzę, czy te pieniądze w ciągu kilku dni wpłyną na konta ludzi.
- Liczymy na informację, jeżeli rzeczywiście "Godzina w Piekle" zostanie do końca rozliczona - prosimy na koniec rozmowy z organizatorem tego lubelskiego wyścigu.
- Czytelnicy portalu WP SportoweFakty natychmiast się o tym dowiedzą - kończy Makowski.