Witold Bańka: Odbieramy telefony od rodziców, którzy boją się posyłać dzieci na treningi kolarskie

Minister sportu w przeddzień wyborów w Polskim Związku Kolarskim mówi jasno: "jeżeli nie dojdzie do "resetu", to po prostu związek nie otrzyma od ministerstwa żadnego wsparcia finansowego".

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Witold Bańka Getty Images / Adam Nurkiewicz / Na zdjęciu: Witold Bańka

Afera obyczajowa, o której po raz pierwszy publicznie w rozmowie z WP SportoweFakty powiedział Piotr Kosmala (Afera w polskim kolarstwie. Czy "dochodziło do uprawiania seksu z podopiecznymi?" - czytaj artykuł >>), dymisja ośmiu (z dziewięciu) członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego, zajęte wszystkie konta związku przez komornika, w końcu dramatyczna sytuacja kolarzy torowych (Mistrzowie pozbawieni złudzeń - tutaj znajdziesz materiał >>) - tak wygląda sytuacja w polskim kolarstwie. Nic więc dziwnego, że kilka tygodni temu minister sportu wezwał władze do dymisji i zaapelował do środowiska o wybranie nowych ludzi. Witold Bańka powiedział jasno: "oczekuję resetu".

W piątek (22 grudnia) odbędzie się Nadzwyczajny Wyborczy Zjazd Delegatów, który zajmie się kryzysem w polskim kolarstwie. Kryzysem, jaki jeszcze nigdy nie dotknął tej dyscypliny sportu. Więcej, przykład tak trudnej sytuacji trudno znaleźć w całej historii polskiego sportu. Dzień przed obradami delegatów przeprowadziliśmy rozmowę z ministrem Witoldem Bańką.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: 22 grudnia w Polskim Związku Kolarskim odbędzie się Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Delegatów. Czy nadal pan podtrzymuje swoje zdanie, że dyscyplinie jest potrzebny "reset"?

Witold Bańka, minister sportu i turystyki: Tak. Nic się nie zmieniło.

Prezes Dariusz Banaszek ma rację, przekonując, że afera obyczajowa, którą zajmuje się obecnie Prokuratura Regionalna w Warszawie, to nie jego wina.

To wyjaśni prokuratura. Nie twierdzę, że to prezes jest odpowiedzialny za aferę obyczajowo-finansową sprzed lat, ale za brak reakcji na zaistniały problem już tak. Nie poradził sobie z zarządzaniem w sytuacji kryzysowej. Zresztą, nie tylko on. Cały zarząd. Panowie nie dali sobie rady z tym problemem. Nie zawiadomili odpowiednich organów ścigania, utracili zaufanie partnerów i doprowadzili do wielkiego międzynarodowego kryzysu, dlatego mam prawo wymagać dymisji. Ich postawa wpłynęła negatywnie na cały wizerunek polskiego kolarstwa.

A co jeżeli delegaci nie posłuchają? Jeżeli prezes - mimo że publicznie obiecał podczas jednej z konferencji prasowych - nie poda się do dymisji? Albo uda mu się do zarządu wprowadzić "swoich" ludzi?

Nie wzięliśmy pod uwagę jednej bardzo istotnej kwestii: być może środowisko wspierające prezesa i on sam chcą się uniezależnić od Ministerstwa Sportu i Turystyki? Jeśli tak - to przecież nie będę stawał na przeszkodzie. Uszanuję każdy zarząd, nie będę ingerował w legalnie wybranych przedstawicieli. Nie jest to moją rolą. Natomiast trzeba podkreślić jasno i wyraźnie skutki takiej sytuacji, czyli brak jakiegokolwiek wsparcia finansowego ze strony ministerstwa.

Rozpoczęcie procedury wprowadzania zarządu komisarycznego?

Zastanawiamy się nad kolejnymi krokami. Zmieniamy polski sport, stąd m.in. Kodeks Dobrego Zarządzania dla Polskich Związków Sportowych. One muszą zacząć funkcjonować profesjonalnie, efektywnie i transparentnie. Od tego będziemy uzależniać finansowanie. Jeżeli w PZKol nie dojdzie do "resetu", to po prostu związek nie otrzyma od ministerstwa żadnego wsparcia finansowego. Nieustannie przypominam, że finansowanie to nie prawo tylko przywilej. Żeby było jasne - kolarscy delegaci mają pełne prawo zdecydować, że nie chcą publicznych pieniędzy, że sami zorganizują sobie sponsorów, którzy będą utrzymywali struktury. Jeżeli czują się na siłach, aby się uniezależnić od środków ministerialnych - to ich wybór. Nie będę im przeszkadzał.

A jak będzie w takiej sytuacji wyglądało finansowanie kadr narodowych, trenerów, programów rozwoju kolarstwa?

Oczywiście, że nie zostawimy dzieci i młodzieży, zawodników oraz trenerów bez wsparcia, przecież to nie oni są odpowiedzialni za to, co dzieje się w PZKol. Będziemy jednak finansować polskie kolarstwo przez Polski Komitet Olimpijski - bez finansowania samego związku. Jesteśmy na to gotowi.

Jeżeli nie ma mowy o wprowadzeniu komisarza, to może PZKol wcale nie ma problemu?

Tego nie powiedziałem. Rozważamy różne opcje - wniosek do sądu o wprowadzenie kuratora nie jest wykluczony. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że o jego ustanowieniu decyduje sąd a procedura rozpatrywania wniosku przez ten organ może być długotrwała - tymczasem polskie kolarstwo potrzebuje szybkich reakcji. Jesteśmy gotowi na finansowanie polskich kolarzy poprzez PKOl. Skoro o tym, co się dzieje w PZKol, mówi już oficjalnie Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI), skoro w ministerstwie odbieramy telefony od zatroskanych rodziców, którzy boją się posyłać dzieci na treningi kolarskie, skoro wizerunek nie tylko całej dyscypliny, ale też pośrednio klubów osiągnął poziom alarmujący, to trzeba działać już teraz. Nasze stanowisko jest niezmienne - albo zupełnie nowe osoby w zarządzie Polskiego Związku Kolarskiego, albo finansowanie kolarstwa z pominięciem związku.

ZOBACZ WIDEO Dariusz Banaszek: Chciałem wyczyścić temat. Moi poprzednicy wiedzieli o problemach, ale nic nie zrobili
Czy Witold Bańka powinien wprowadzić do PZKol-u zarząd komisaryczny?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×