Di Luca: W kolarstwie nie szanuje się przeszłości

Po braku zaproszenia dla ekipy Lpr na wiosenne klasyki Północy, Danilo Di Luca, jej lider, skupia się w tym sezonie na Giro d'Italia i mistrzostwach świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Zwycięzca "różowego wyścigu" edycji 2007 nie krył zażenowania obojętnością względem jego zespołu. - Widzimy, że kolarstwo jest sportem, gdzie nie ma respektu - mówi w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport". - Lpr nie została zaproszona na klasyki Północy, mimo, że w przeszłości wygrałem Amstel [Gold Race], Strzałę [Walońską] i Liège-Bastogne-Liège. Mój program z tego powodu został ułożony pod dwa wydarzenia: Giro i mistrzostwa świata - wyjaśnia.

33-letni zawodnik wierzy, że w 2010 roku Lpr uzyska licencję ProTour, by nie musieć się martwić o uczestnictwo w najważniejszych wyścigach poza Italią. - Jeżeli były zwycięzca Wimbledonu nie ma odpowiedniego rankingu, by dostać się do kolejnego turnieju, to daje mu się "wild card". Tenis jest sportem, który szanuje swoją historię. W kolarstwie tego nie ma - bije w wysoki ton.

Przyznał, że przez dziesięć lat jego profesjonalnej kariery kolarstwo bardzo się zmieniło, ale na lepsze. - Gdy zaczynałem jeździć, w 1999 roku, były głosy mówiące, że "nie możemy dalej iść taką drogą". Wtedy zaczęły się zmiany. Pomyślmy o tych wszystkich kontrolach. Uprawiamy teraz najczystszy ze sportów - konstatuje.

Di Luca, który zawsze podkreślał swoje pochodzenie, ma w tym roku wyjątkowy powód do dobrego zaprezentowania się w Giro. - W noc, gdy nastąpiło trzęsienie ziemi, byłem w Bergamo - mówi o dramacie swoich rodzinnych stron w Abruzji. - W Peskarze mieszkamy na siódmym piętrze antysejsmicznej kamienicy, takiej, która się najbardziej "rusza". Nigdy nie zapomnę głosu mojej żony w słuchawce telefonu...

W 2005 roku Di Luca w Aquili, która została przez trzęsienie zdewastowana, wygrał etap Giro, po raz pierwszy w karierze zakładając wtedy różową koszulkę.

Komentarze (0)