"Od trzech miesięcy do ośmiu lat". Wygląda na to, że prezes PZKol ma poważne problemy

22 sierpnia 2018 r. Janusz Pożak pisemnie poinformował ministra sportu, że kolarski związek zalega Urzędowi Skarbowemu i ZUS kwotę ok. pół miliona zł. Nie przeszkodziło mu to, by pięć dni później złożyć oświadczenie, że nie zalega ze składkami.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Prezes PZKol - Janusz Pożak - podczas mistrzostw Polski w kolarstwie szosowym w 2018 roku Newspix / Kacper Kirklewski / 400mm.pl / Prezes PZKol - Janusz Pożak - podczas mistrzostw Polski w kolarstwie szosowym w 2018 roku
Sprawozdanie z kontroli przeprowadzonej w Polskim Związku Kolarskim, a dotyczącej umów o dofinansowanie, które kolarska centrala zawarła z Ministrem Sportu i Turystyki pokazuje czarno na białym prawdę o bałaganie, jaki tam panuje i o ludziach kierujących tym związkiem (całe sprawozdanie znajdziesz TUTAJ >>).

Z dokumentu przygotowanego m.in. przez zastępcę dyrektora Departamentu Sportu Wyczynowego MSiT, Annę Kuder oraz podpisanego przez ministra Witolda Bańkę wynika, że prezes PZKol - Janusz Pożak - najprawdopodobniej dopuścił się zatajenia prawdy. Lub jak ktoś woli: fałszerstwa.

Zacytujmy źródło: "Pan Janusz Pożak - Prezes PZKol w dniu 22 sierpnia 2018 r. poinformował pismem Pana Ministra Sportu i Turystyki o zadłużeniu wobec US na kwotę 115 tys. zł i ZUS na kwotę ok. 300-500 tys. zł. Pomimo tego we wniosku o dofinansowanie ze środków FRKF (Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej - przyp. red.) z dnia 27 sierpnia 2018 r. Pan Janusz Pożak - Prezes PZKol oraz Pan Marcin Wątrobiński - Sekretarz Generalny PZKol (...) złożyli oświadczenie o nie zaleganiu z płatnościami wobec MSiT, ZUS i US".

Możemy mieć do czynienia z zatajeniem prawdy. - To mniej więcej podobna sytuacja do tej, gdyby Kowalski poszedł do instytucji finansowej i zataił prawdę przy wypełnianiu wniosku - powiedział WP SportoweFakty Michał Fertak, rzecznik prasowy Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. - Oczywiście sprawę trzeba dokładnie zbadać, aby zdecydować, jak ją zakwalifikować, ale tak na pierwszy rzut oka grozi za to od 3 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności.

ZOBACZ WIDEO Wielkie wejście Krzysztofa Piątka do AC Milan. "Jego kariera jest nieprawdopodobna"
Czy sprawą zajęła się już prokuratura? Czy ministerstwo zgłosiło już podejrzenie popełnienia przestępstwa? Zapytaliśmy o to rzecznik prasową ministerstwa, Annę Ulman. - Aktualnie w MSiT weryfikowane są złożone przez poszczególne polskie związki sportowe rozliczenia umów o dofinansowanie zawartych w 2018 roku - usłyszeliśmy. - Obecnie Departament Kontroli i Nadzoru analizując wyniki przeprowadzonej w PZKol kontroli i wyjaśnienia złożone przez związek, przygotowuje szczegółowe informacje na temat stwierdzonych w trakcie kontroli nieprawidłowości, które zostaną przekazane odpowiednim organom.

Wygląda więc na to, że wkrótce sprawa trafi do prokuratury. Mimo że MSiT absolutnie nie chce przesądzać tej sprawy, to trudno sobie - tak na logikę - wyobrazić, aby było inaczej. Inna oczywiście rzecz czy śledczy dopatrzą się przestępstwa.

Co o tej sytuacji mówi główny zainteresowany prezes Pożak? Oto zapis krótkiej rozmowy telefonicznej.

***

- W sumie to my nie wiedzieliśmy, czy jest zadłużenie wobec ZUS i US, czy nie ma - usłyszeliśmy na początku od prezesa PZKol.

- Ale jak to nie wiedzieliście? Przecież 22 sierpnia 2018 złożył pan pismo do ministra o tym, że są zaległości.

- No tak, ale to było pismo na podstawie wiadomości z biura księgowego z Katowic, które wtedy próbowało ogarnąć nasze dokumenty. Nie do końca wiedzieliśmy, czy to prawda. Wysłaliśmy nawet do ZUS-u w Pruszkowie naszego pracownika, aby się dowiedział.

- I co? Otrzymał dokument o tym, że nie macie zaległości?

- Nie, ale też nie otrzymał, że zalegamy.

- Czyli nie mając potwierdzenia z ZUS-u o tym, że nie ma zaległości, mając w głowie, że kilka dni wcześniej podpisał pan dokument skierowany do ministra o tym, iż są zaległości na kilkaset tysięcy złotych, jak gdyby nigdy nic, podpisał pan wniosek o kolejne dofinansowanie, w którym zadeklarował pan brak zadłużenia. Dlaczego?

- No co mam panu powiedzieć? Myślałem, że nie mamy zadłużenia...

- Na jakiej podstawie?

Cisza w słuchawce.

- Wie pan, że to może być podstawa do rozpoczęcia dochodzenia przez prokuraturę?

- Nie mam sobie nic do zarzucenia, nie skłamałem, po prostu nie miałem pełnej wiedzy.

***

Sprawozdanie z kontroli w PZKol pokazuje o wiele więcej podobnych "kwiatków". Tak w skrócie:
  • nie przygotowano sprawozdania finansowego za rok 2017 (choć taki obowiązek nakłada ustawa o sporcie)
  • wydano ponad 90 tysięcy złotych publicznych pieniędzy niezgodnie z umowami zawartymi z ministerstwem
  • dokonano niezgodnego z umową z MSiT przelewu (w wysokości ponad 22 tys. zł) na konto bankowego podmiotu zagranicznego bez podania numeru faktury
  • nie prowadzono w sposób dokładny i staranny księgowości 
  • nie uaktualniono danych w Krajowym Rejestrze Sądowym
  • z pieniędzy przeznaczonych na przygotowanie zawodników kadry narodowej do MŚ i ME, zakupiono za kwotę 10 tys. zł bilety lotnicze dla spółki ARENA Pruszków Sp. z o.o., oczywiście niezgodnie z umową
  • z tej samej puli publicznych pieniędzy wypłacono ponad 11 tysięcy złotych wynagrodzenia dla Marcina Wątrobińskiego.
Jeżeli chodzi o ten ostatni punkt, to Wątrobiński wyjaśnił Kontrolerom MSiT, że przelew na kwotę ponad 11 tys. zł na jego konto to - cytujemy - "pomyłka pracownika banku, który wprowadzał przelewy".

Udało nam się skontaktować z Wątrobińskim. "To było wynagrodzenie za pracę, które zostało omyłkowo przelane z niewłaściwego konta (nie przeze mnie). W ciągu kilku dni od razu jak się zorientowałem z jakiego konta przeszły, to zwróciłem środki związkowi" - napisał do nas w wiadomości mailowej.

Czytaj także: Lord Voldermort polskiego kolarstwa, czyli "ten, którego imienia nie można wymawiać" >>

Pomyłkę potwierdził Pożak i w rozmowie z osobami kontrolującymi dodał, że "wynagrodzenie zostało w późniejszym czasie zwrócone do mnie (Prezesa) w gotówce (kwota ponad 11.000 zł.) Posiadam pokwitowanie".

Problem w tym, że tego pokwitowania nie przekazał podczas kontroli ministerstwa. - Pokwitowanie miał wiceprezes Andrzej Domin - powiedział nam Pożak. - Pewnie jest w PZKol-u, w Pruszkowie. Dlaczego nie zostało przekazane pracownikom ministerstwa podczas kontroli? Nie wiem.

Z wiceprezesem Dominem nie udało nam się skontaktować.

Przypomnijmy, że problemy Polskiego Związku Kolarskiego rozpoczęły się w listopadzie 2017 roku, kiedy to były członek zarządu - Piotr Kosmala - w rozmowie z WP SportoweFakty opowiedział o przypadkach zastraszania, seksu z podopiecznymi, gwałtu oraz malwersacji finansowych, których miał dopuszczać się przed lat były trener kadry MTB oraz dyrektor sportowy PZKol, Andrzej P. (tutaj przeczytaj szokujący wywiad >>).

Po wielomiesięcznym dochodzeniu, jesienią 2018 roku do aresztu (na wniosek Prokuratury Regionalnej w Warszawie) trafił Andrzej P. Najpierw na trzy miesiące, niedawno areszt został przedłużony o kolejne trzy miesiące. Śledczy badają nie tylko wątki afery obyczajowej, ale i kwestie związane z niejasnościami finansowymi, które mogą sięgać nawet 2017 roku.

Na przełomie lutego i marca PZKol organizuje w Pruszkowie mistrzostwa świata w kolarstwie torowym.

Czy prezes i cały zarząd PZKol powinni podać się do natychmiastowej dymisji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×