29-letni Ballan jest specjalistą od wyścigów klasycznych, gdzie w ciągu jednego dnia daje się z siebie wszystko. Po spełnieniu marzenia, mistrzostwa świata wywalczonego na sprzyjającej jego charakterystyce trasie w rodzinnym kraju, narodziło się w nim kolejne: wygrana w tęczowej koszulce. To jednak wciąż nie nastąpiło, a w międzyczasie kolarza z Castelfranco, prowincja Treviso, region Wenecja, zatrzymała choroba.
Cytomegalowirus, który dopadł Ballana, destrukcyjnie wpłynął na jego organizm. 4 marca, po Wyścigu Friulów poczuł się źle. Wymiotował. Wtedy tłumaczył się tylko przeziębieniem, względnie oznakami grypy przywiezionymi z poprzednich zawodów, wyścigu Dookoła Sardynii. Notabene, w tym sezonie tylko w tej, owocnej dla Przemysława Niemca, imprezie stał na podium.
Dramat zaczął się, gdy wiosenny sezon kolarski rozkręcał się proporcjonalnie do temperatury podnoszącej się rtęci w słupku za oknem. Ballan wystartował w Tirreno-Adriatico, na każdym etapie z coraz większym trudem dojeżdżając do mety, a w ogóle nie przystępując do jazdy na czas w Loreto.
Wtedy jeszcze nie dramatyzowano, bo znacznie gorzej w "wyścigu dwóch mórz" spisywał się Fabian Cancellara, zwycięzca sprzed roku, który w glorii podwójnego medalisty olimpijskiego okupował ostatnie miejsce w klasyfikacji generalnej.
Ballan natychmiast po wycofaniu się z rywalizacji obejrzeli lekarze, by po serii badań stwierdzić obecność w jego organizmie wirusa cytomegalii. Początkowo objawów tej choroby nie ma, a potem przebiega identycznie jak zwykłe przeziębienie. Leczenie nie trwa jednak przysłowiowych siedmiu dni.
Klasyk przed tv
Dla sportowca taka dolegliwość to dramat. Mniej jednak niż z powodu uszczerbku na zdrowiu chodzi tutaj o nerwową niepewność. Ballan po diagnozie medycznej nie był pewny niczego: nawet tego, czy będzie mu dane we wrześniu bronić tęczowej koszulki.
W toku swojej przygody z kolarstwem uzmysłowił sobie, że nie będzie mu dane wygrać wielkiego touru, a jego pasją stały się klasyki. Dlatego większą przykrość niż pewność opuszczenia w tym roku Giro d'Italia sprawiła mu w marcu wiadomość, że nie weźmie udziału w wiosennych klasykach, które tak bardzo pokochał. Dwukrotnie na podium kończył Paryż-Roubaix (2006, 2008), a w 2007 roku wygrał wyścig Dookoła Flandrii.
Sam zwany jest pieszczotliwie Bontempino, z racji podobieństwa do Guido Bontempiego, swojego dyrektora sportowego w Lampre, ekipie, z którą jest związany od 2004 roku, czyli początku zawodowej kariery.
Większość wiosny zamiast na trasach we Francji, Belgii i Holandii spędził przed telewizorem walcząc z wirusem. Nie dziwne, że wykazuje dużą obawę, jak poradzi sobie w lipcu w trzytygodniowym Tour de France. Nie trenował przez dwa miesiące, w tym czasie męcząc się nawet podczas wchodzenia po schodach.
Nie wierzy w klątwę
Szwajcar Oskar Camenzind (ten od cytatu "Popełniłem najgłupszy z błędów") nie wziął udziału w "Wielkiej Pętli" 1999, w sezonie następującym po tym, w którym zdobył mistrzostwo świata ze startu wspólnego. Rok potem do wyjazdu na Tour nie załapał się Hiszpan Óscar Freire, wtedy świętujący pierwszy z trzech swoich tytułów mistrzowskich.
Przez trzy lata z rzędu, 2003-5, na Tour de France nie widzieliśmy tęczowej koszulki. Dopiero w 2006 roku przyjechał Tom Boonen, który zanim wycofał się na 15. etapie, przez cztery dni na tęczowy trykot założył żółty lidera klasyfikacji generalnej.
Paolo Bettini, który w 2007 roku obronił w Stuttgarcie mistrzowski tytuł z Salzburga, w trakcie bogatej kariery tylko czterokrotnie wystąpił w "Wielkiej Pętli", ale ostatni raz w 2004 roku.
Ballan będzie dopiero czwartym mistrzem świata w wyścigu ze startu wspólnego, który na przestrzeni dziesięciolecia wystąpi w Tour de France.
70 procent
Do ścigania wrócił ledwie miesiąc przed startem "Wielkiej Pętli". W memoriale Marka Pantaniego zajął 45. miejsce, a tydzień potem podjął się już czegoś bardziej ambitnego: występu w wyścigu Dookoła Szwajcarii, którego same ukończenie jest po perypetiach zdrowotnych dużym sukcesem, a dwunasta pozycja w jeździe na czas dobrym prognostykiem na kolejne tygodnie.
Dziś przyznaje, że jego kondycja znajduje się na poziomie 60, maksymalnie 70%. By wystąpić w Tour de France z myślą o jego ukończeniu, to nie wystarczy. A przecież Ballan chce w najsłynniejszym wyścigu świata wygrać etap. Wyzwanie: w ostatnich dziesięciu latach udało się to tylko jednemu mistrzowi świata.
W 2002 roku najlepszym w sprincie w niemieckim Saarbrücken był Freire. Trudno uwierzyć, że to jedyny przypadek w najnowszej historii kolarstwa, że człowiek w tęczowej koszulce triumfuje na mecie Tour de France. Poprzednio udało się to w 1981 roku Bernardowi Hinault, który triumfował w całym wyścigu. Tej sztuki dokonywali wtedy rokrocznie: w 1979 roku Gerrie Knetteman i w kolejnym sezonie Jan Raas.
Po tęczowe zwycięstwo
Liderem ekipy Lampre w "Wielkiej Pętli" będzie Marzio Bruseghin. Ballan bardziej niż na postawę we Francji liczy na kolejny wielki tour, Vuelta a España, który będzie optymalnym przygotowaniem przez próbą obrony tytułu mistrza świata w szwajcarskim Mendrisio.
Niech zachętą dla Ballana będą przypadki dwóch jego kolegów, którzy podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Varese byli najlepsi w innych kategoriach, a pierwsze zwycięstwa od tego czasu odnieśli dopiero w czerwcu. Kolumbijczyk Fabio Duarte, czempion wśród młodzieżowców, triumfował ostatnio na etapie wyścigu Dookoła Kolumbii. Niemiec Bert Grabsch natomiast, mistrz świata w jeździe na czas, odblokował się dopiero w wyścigu Dauphiné Libéré.