Sapa - kim jest jedyny Polak w Tour de France?

Marcin Sapa będzie jedynym Polakiem na trasie tegorocznego Tour de France. W wielkim tourze, od razu tym najsłynniejszym pomniku kolarstwa, zadebiutuje w wieku 33 lat. Od dziecka i wspólnych z dziadkiem wypadów na Wyścig Pokoju marzył o takiej karierze.

W tym artykule dowiesz się o:

Na spełnienie ambicji potrzeba często wiele cierpliwości. Gdy Sapa, urodzony w Koninie, mieszkający w Romanowie, a dziś osiadły w Poznaniu, postawił sobie cel udowodnienia za wszelką cenę, że jest w stanie podpisać kontrakt z zespołem światowej elity, sam siebie zaszantażował. Niepowodzenie miało pociągnąć za sobą zakończenie kariery.

Wiele zrobił, by do celu dobić. Wykonywał dobrze to, z czego stał się znany w polskim peletonie: uciekał. Często, treściwie i robiąc dużo szumu. Operacja roku 2008 była imponująca. Zdobył pierwszy w karierze tytuł mistrza Polski, jeżdżąc w barwach DHL Author. Zaraz po wyścigu o krajowy prymat w Złotoryi rozpoczął się Tour de France. Nie wiedział, że rok potem to on stanie na jego trasie.

Ucieczka do Lampre

Zanim otrzymał na to szansę musiał na nią mocno zapracować. Co robił? Uciekał. Zdenerwowany polityką selekcji w kadrze narodowej, pominięty przy powołaniu na igrzyska olimpijskie w Pekinie, wygrał w tym czasie wyścig Dookoła Mazowsza i Małopolski Wyścig Górski. Kwintesencja jego postawy, wysiłku włożonego w to, by ktoś z zagranicy go w końcu docenił, przyniósł Tour de Pologne. Uciekał. 600 km w polskim tourze, gdzie zdobył koszulkę najaktywniejszego zawodnika.

Wyścig Dookoła Polski to ten jedyny czas w roku, kiedy nad Wisłę zjeżdża elita światowego kolarstwa szosowego. A przynajmniej ci, którzy za tę elitę odpowiadają. Dzięki wstawiennictwu Agaty Lang, córki Czesława, Sapa nawiązał kontakt z Lampre. Nie wiadomo, jak poradziłby sobie bez pośrednictwa, ale najistotniejsze było, że pojawiła się szansa na kontrakt.

Lampre potrzebował zawodnika "trochę szalonego, który zwróci na siebie uwagę na płaskim etapie, gdy niewiele się dzieje". Tak twierdził po pozyskaniu Polaka Giuseppe Saronni, były mistrz świata, a dziś manager Lampre. Zadaniem Sapy było więc uciekanie.

I uciekał. Już w debiucie w wyścigu Dookoła Kataru sam zmagał się z pustynnym wiatrem. Razem ze Szwajcarem Martinem Kohlerem na trzecim etapie po 100 km odjazdu zostali doścignięci na kilkanaście kilometrów przed metą.

Zawodnik, który zaczynał przygodę z rowerem od konińskich klubów, a potem już karierę kontynuował w Knaufie i DHL, wkroczył do elity. Miał w drużynie Alessandra Ballana, mistrza świata z Varese i Damiana Cunego, triumfatora Giro d'Italia i srebrnego medalistę światowego czempionatu.

Umowa na ten sezon miała opiewać na 40 tys. euro. Sapa, absolwent poznańskiego AWF i Wyższej Szkoły Bankowej, mówił, że wystarczała mu świadomość, że może lecieć na zgrupowanie "najlepszej grupy kolarskiej świata". Szczyt kariery po ponad dwudziestu latach uprawiania sportu.

Na zdjęciach grupowych jest umieszczany w centrum, zawsze obok Ballana. Powód estetyczny: tylko ci dwaj panowie występowali (Sapa do końca czerwca, kiedy nie obronił mistrzostwa Polski) w innych kolorystycznie od niebieskiej fuksji Lampre koszulkach.

Te momenty

Biało-czerwony trykot koninianina wyróżniał się wiosną w klasykach Północy, na których tak opłacają się ucieczki, choć sam przekonał się, że panuje tam poziom absolutnie najwyższy. Pojechał na wyścig Dookoła Flandrii: nie ukończył go; na Gent-Wevelgem: nie został sklasyfikowany, bo stracił za wiele czasu. Na metę udało mu się dojechać w mitycznym Paryż-Roubaix, gdzie zajął 89. miejsce.

Zetknięcie z "ziemią obiecaną", Italią, nastąpiło jeszcze w lutym. Sapa wycofał się z trasy wyścigu Dookoła Prowincji Grosseto i wrócił do Polski. Ochłonął po pierwszych wrażeniach i znów pojechał po rozgłos, w ojczyźnie Lampre, w Tirreno-Adriatico. Na drugim etapie 130 km jechał na czele razem z Włochem Ermanno Capellim, zanim ten nie zostawił go w górach.

Nie było mowy o zniechęceniu: Polak dwa dni potem znów spróbował. A urwał się nie byle gdzie, bo na etapie z Montelupone, podjazdem, który Włosi nazywają ich "ścianą Huy", najsłynniejszym odcinkiem Strzały Walońskiej.

Przygotowanie do wielkich klasyków (akurat nie załapał się do Walonii), Trzy Dni De Panne, Sapa wykorzystał jak tylko mógł. W Prima Aprilis wygrał wszystkie trzy lotne finisze drugiego etapu tego wyścigu cały czas zmagając się z wiatrem. Może by dojechał, gdyby nie ten pazerny na zwycięstwa Mark Cavenidsh.

A teraz Tour

W to powołanie nie mógł uwierzyć. Mimo, że włoska prasa pisała o nim jako jednym z czterech kandydatów na trzy wolne miejsca w kadrze na Tour de France, a on sam miał takie przecieki, telefon z Włoch był zaskoczeniem.

I tak oto chłopak ze wsi w gminie Sompolno sięga kolarskiego nieba. Nie istnieje w tym sporcie coś, co przebija Tour de France. Ani oprawą, zainteresowaniem, sławą, historią, legendami, nie mówiąc o finansach. Światowe kolarstwo utrzymuje się dzięki "Wielkiej Pętli", gdzie i Polacy zaznaczyli swoją obecność.

Lampre ma paru innych specjalistów od długich ucieczek. Jest David Loosli i jest pewniak Saronniego, Mauro Santambrogio. O ambitne ataki postara się z pewnością Ballan, który celuje w zwycięstwo etapowe, jakiego obecna kadra Lampre jeszcze nie ma na koncie.

Sapa jest najstarszym i najcięższym (82 kg) zawodnikiem włoskiej grupy. Przemawia za nim małe doświadczenie w rywalizacji na najwyższym światowym poziomie, gdzie miejsce w pierwszej piętnastce lidera Marzio Bruseghina kierownictwo przyjmie z satysfakcją.

Ale dlaczego Sapa nie miałby zostać bohaterem któregoś etapu? On wie jak mało kto, że daną szansę trzeba wykorzystać, skoro tak mocno się o nią walczyło. Pięknie polski sport kolarski wszedł w to lato: triumfami Sylwestra Szmyda na górze Ventoux i Przemysława Niemca w Route du Sud. Sapa jazdy pod górę nie preferuje, ale i dla niego znajdzie się coś na tych 3,5 tys. km.

Komentarze (0)