Kolejni bracia tworzą historię - komentarze po 7. etapie Tour de France

Francuscy chłopcy wsiadają na rower, marząc o wygranej w Tour de France. Kilka miesięcy po podpisaniu pierwszego zawodowego kontraktu udało się to w piątek na najdłuższym etapie Wielkiej Pętli Brice'owi Feillu, bratu podziwianego przez rodaków rok temu Romaina.

23-letni Brice był dekorowany w stacji narciarskiej Arcalis w Andorze dwukrotnie: za zwycięstwo etapowe i za objęcie prowadzenia w klasyfikacji górskiej. Cały czas jednak się uśmiechał. Jego brat, 126. na mecie, płakał.

- Wiedziałem, że wygra - powiedział o rok starszy Romain. - Kiedy zobaczyłem, że mają siedem minut przewagi u podnóża Arcalis, pomyślałem, że mu się uda. Miałem w nim ufność. Taka jazda mu odpowiada i myślę, że w Alpach będzie jeszcze mocniejszy - przyznał starszy, ale mniejszy z braci Feillu. - Brice wszedł w Tour przednimi drzwiami - tak określił wyczyn członka rodziny, ale i kolegi z zespołu Agritubel, który istnieje ostatni sezon.

- To nie było proste. Chciałem znaleźć się w naprawdę dobrej ucieczce - opowiadał Brice. - Trudno było znaleźć odpowiedni moment. Trochę mniej niż na pięć kilometrów przed metą nastąpił w naszej grupie martwy moment. Spróbowałem ataku i naprawdę wierzyłem w swoją szansę. Końcówka była taka, jaką lubię. Bałem się na ostatnim kilometrze, ale dałem z siebie wszystko - relacjonował.

Opowiada o swoich odczuciach związanych ze startem w wyścigu. - Mówię sobie: "To jest Tour de France. Ok. Jestem tutaj". Było tak wielu ludzi we wszystkich kątach i motocykli wokół nas. To dyrektor sportowy mnie do tego zachęcił. Starałem się oddychać spokojnie, pozostać skupionym - tłumaczy.

Prawdziwe marzenie spełni się dla niego, gdy dojedzie w białej koszulce w grochy do Paryża. - Koniec Touru będzie w dzień moich urodzin - wspomina.

Jak podszedł do swojego pierwszego Touru? - Z wielką obawą. Jeździć tu w pierwszym roku zawodowej kariery to coś świetnego. Zespół Agritubel dał mi szansę, mimo, że byłem może trochę za młody. Ta ekipa nie wywiera presji. Zapytali mnie, czy jestem pewien, że chcę wziąć udziału w Tourze. Czasami to nie jest prezent, by wystąpić tu w pierwszym roku wśród profesjonalistów. To trudne, gdy nie jesteś w wielkiej kondycji - przyznał.

Brice i Romain nie mieszkają już blisko siebie i nie przebywają ze sobą tyle czasu, co kiedyś. - Często jednak rozmawiamy o programie treningowym przez telefon. Wspólne uczestnictwo w Tour de France jest czymś świetnym. On był już trzeci w pierwszym tygodniu [w Brignoles w niedzielę]. Mieszkamy razem w pokoju i będziemy się cieszyć radością również tej nocy - powiedział Brice.

W tegorocznym Tourze uczestniczą trzy pary braci. Oprócz Schlecków i Feillu są jeszcze Francuzi Chavanel, którzy jako jedyni jeżdżą w róznych zespołach. - Jazda z bratem, gdy nie jest w tym samym zespole, nigdy nie jest jasna. Ale oglądać braci Schlecków razem w Saxo Bank to znakomita sprawa - powiedział młodszy Feillu.

Dzień debiutantów

Po raz pierwszy w Tourze startuje również Rinaldo Nocentini, który w wieku 31 lat założył żółtą koszulkę lidera Wielkiej Pętli, po dziewięciu latach i osiągnięcia Alberta Ellego przywracając ten trykot dla włoskiego kolarza.

- To dla mnie coś nie do uwierzenia. Dołączyłem rano do ucieczki nie myśląc o żółtej koszulce. Miałem trzy minuty straty w klasyfikacji generalnej i myślałem tylko o etapowym zwycięstwie - przyznał drugi zawodnik ubiegłorocznej edycji Paryż-Nicea.

Najbardziej walecznym zawodnikiem etapu obrano Christophe'a Riblon (Ag2r), który dotarł na metę na szóstej pozycji. - Walczyłem cały dzień. Są jeszcze dwa tygodnie jazdy i jeszcze będzie czas na wojnę, która toczy się o piękną żółtą koszulkę. Dzisiaj [w piątek] walczyliśmy o trzy rzeczy: żółty trykot, ten w grochy i o etap. Mi przypadła ta najpiękniejsza [koszulka]. Jutro [w sobotę] postaram się uzbierać punkty do klasyfikacji górskiej. Może się to dla mnie stać celem tego Touru, by przywieść koszulkę do Paryża oraz, oczywiście, wygrać po drodze etap - powiedział Riblon, zwycięzca wszystkich premii górskich przed finałowym podjazdem.

Za pracę w ucieczce podziękował Francuzowi Nocentini. Dwójka z Ag2r była jedynymi reprezentantami tego samego zespołu w dziewięcioosobowym odjeździe, który po swojemu rozstrzygnął losy etapu.

- To mój trzeci rok w tej ekipie. Poprzednio byłem powołany na Giro i Vueltę, ale zawsze prosiłem o występ na Tourze. W tym sezonie managerowie mnie zatwierdzili - powiedział Nocentini.

Vincent Lavenu, team manager Ag2r: - Rinaldo zasłużył, by przyjechać na Tour de France. Trochę minęło, zanim mu zaproponowałem udział, ale liczba miejsc dla zagranicznych zawodników we francuskim zespole jest ograniczona - powiedział. - On był cierpliwy. To świetny chłopak, bijący entuzjazmem, zawsze uśmiechnięty. I wygrywa! - cieszy się szef jednego z pięciu francuskich zespołów w Tourze.

Tymczasem Nocentini nie boi się wyzwań kolejnych etapów. - Nie jestem tu, by wygrać Tour. Liderem jest Cyril Dessel. Ja postaram się zajechać jak najdalej w żółtej koszulce - powiedział jedyny zawodnik Ag2r, który wygrał w tym sezonie jakikolwiek wyścig (etap Tour of California).

Satysfakcja w Saxo Bank

Carlos Sastre (Cervélo), triumfator sprzed roku, tłumaczył bierne zachowanie faworytów w końcówce. - Przedni wiatr zatrzymał nas przed atakami. Znów bardzo mocna była Astana, która kontroluje wyścig bez żadnych problemów, a Contador jest poza tym bardzo twardy w tym Tourze. Dla mnie był to dobry dzień. Udało mi się pozostać z najlepszymi, a moje odczucia, które nie były najlepsze, nie pogorszyły się. To był mały krok do przodu, bo nie tracę czasu do tych kolarzy sklasyfikowanych nade mną - wyjaśnia.

Nie ma napiętej atmosfery w Saxo Bank, który to zespół stracił w Andorze żółtą koszulkę Fabiana Cancellary. - Wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowaliśmy na porannej odprawie. Nie mieliśmy zachęty, by spędzić dzień w czołówce, co byłoby zbędnym marnowaniem energii - przyznał Bjarne Riis, manager duńskiego zespołu.

- Oczywiście byłbym zadowolony, gdyby udało się utrzymać żółtą koszulkę, ale to normalnie, że ją dzisiaj [w piątek] straciliśmy. Fabian miał fantastyczny tydzień i jesteśmy zupełnie usatysfakcjonowani naszą postawą na razie - przyznał były triumfator Wielkiej Pętli, który przyznał się do regularnego dopingu.

Zwycięstwo w Tourze przy zielonym stoliku przyznano przed dwoma laty Oscarowi Pereiro (Caisse d'Epargne), który stał się najbardziej anonimowym triumfatorem najsłynniejszego wyścigu świata w najnowszej historii. - Oczywiście nie zakończymy wyścigu w Paryżu w pierwszej piątce, ale Luis Leon Sanchez, Rigoberto Uran i Jose Ivan Gutierrez pokazali, że mogą się dobrze obronić w górach - powiedział Hiszpan. - Z mojej strony zacząłem etap ze złymi odczuciami, ale nie przyjechał na metę z dużą stratą do grupy faworytów - dodał Perreiro, 46. w piątek z opóźnieniem ponad sześciu minut do Feillu.

Komentarze (0)