Pellizotti marzy o Ventoux - komentarze po 12. etapie Tour de France

Levi Leipheimer (Astana) i Cadel Evans (Silence-Lotto), zawodnicy liczący się w klasyfikacji generalnej zaliczyli w czwartek upadki na ostatnim kilometrze dwunastego etapu i do górskich odcinków Wielkiej Pętli przystąpią poobijani.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Czwarty w klasyfikacji generalnej Leipheimer nie wyrobił na zakręcie, ale jego strata została zneutralizowana do ostatniej pozycji w peletonie. - Czuję ból w nadgarstku, ale uniknąłem najgorszego - mówi. - Byłem trochę zaskoczony skrętem w lewo i pośliznąłem się. Nie byłem w stanie wyhamować. Myślę, że jutro [w piątek] będzie bolało - tłumaczy.

Amerykanin próbował atakować niedługo po starcie etapu. - Kiedy zobaczyłem, że odjeżdża Andy Schleck, wiedziałem, że muszę uchwycić się jego koła - mówi. - Obaj byliśmy w grupie dwudziestu zawodników, ale nie przetrwało to długo.

W tym samym miejscu co Leipheimer w pułapkę wpadł inny weteran, Evans. - Nawet jeżeli walka toczyła się tylko o ósme miejsce, był to ostry sprint. Ktoś przewrócił się przede mną i nie mogłem tego uniknąć. Upadłem i zraniłem kolano. Po dotarciu na metę wolałem pojechać do hotelu na rowerze niż samochodem. Te cztery kilometry pozwoliły mi upewnić się przed piątkiem - przyznał drugi zawodnik dwóch poprzednich edycji Touru.

Duński sukces

Mimo wielkiej radości z wygranego etapu Nicki Sørensen (Saxo Bank) pamięta o swoich obowiązkach. - Mam nadzieję, że ten wysiłek, który dzisiaj podjąłem, nie będzie mnie kosztował zbyt dużo na etapach górskich, tam gdzie muszę pracować - powiedział.

W ubiegłym roku etap w Foix wygrał Kurt-Asle Arvesen. Teraz kolejny zawodnik z ekipy zarządzanej przez Bjarne Riisa odniósł zwycięstwo na etapie zupełnie niedecydującym o układzie czołówki klasyfikacji generalnej. - Nie mogłem dzisiaj nie wykorzystać okazji. Mam tak mało szans, żeby zrobić coś na własną rękę - przyznał Sørensen.

Jeden z dwóch najmocniejszych zawodników Saxo Bank, Andy Schleck, powiedział, że miał łzy w oczach gdy podano wiadomość, że jego kompan triumfował w Vittel. - On ma wielką siłę. Tak bardzo pomógł mi w Liege-Bastogne-Liège [Schleck tam wygrał w tym roku] i w Strzale Walońskiej. Zasłużył na to - powiedział młodszy z luksemburskich braci.

- Uwierzyłem w sukces ucieczki na 40 km przed metą - ciągnął Duńczyk. - Mieliśmy siedmiu dobrych zawodników na czele, przewagę czterech minut i Columbię, która nie nadawała tym razem tempa. Bałem się Egoia Martineza i Franka Pellizottiego, którzy są mocni w sprincie - powiedział.

- Postanowiłem zaatakować na 24 km przed metą i dać z siebie wszystko, by nie żałować niczego na mecie. Starałem się go [Sylvain Calzatiego, współtowarzysza dwuosobowego odjazdu] motywować, ale w końcu zostałem sam. Do samego końca byłem naprawdę nerwowy. Wątpiłem w zwycięstwo aż do ostatniego kilometra - przyznał.

Francuz Calzati nie wytrzymał tempa Sørensena na 6 km przed metą. - Był ode mnie silniejszy - powiedział zawodnik Agritubel, który wygrał etap Touru przed trzema laty. - Dał długą zmianę. Ja jestem w każdym razie bardzo zadowolony, że powróciłem na wysoki poziom po dwóch trudnych latach, po depresji. Agritubel dał mi szansę i chcę się za to odwdzięczyć - powiedział.

Pelli ambitny

- Jestem zawiedziony, bardziej niż wtedy gdy w Tarbes pokonał mnie Fédrigo - przyznał po trzeciej pozycji na mecie Franco Pellizotti (Liquigas). - Ta pozycja powinna być kolejnym powodem do dumy, ale nie jestem usatysfakcjonowany. Będę szukał punktów do klasyfikacji górskiej. Mam nadzieję, że nie zapłacę wysokiej ceny za straconą dzisiaj energię - tłumaczy.

Trzeci zawodnik ostatniego Giro d'Italia przyznał, że jego marzeniem jest zwycięstwo na górze Ventoux, która będzie metą przedostatniego etapu Wielkiej Pętli, w przyszłą sobotę. W rywalizacji o miano najlepszego wspinacza wyścigu traci 17 punktów do Baska Egoia Martineza.

- Mój cel jest dwojaki: wygrać etap, najlepiej w Alpach lub, co jest moim marzeniem, na Ventoux, a potem wywalczyć koszulkę najlepszego "górala" - przyznał.

Ostatnim Włochem - najlepszym wspinaczem Tour de France, był w 1992 roku Claudio Chiappucci. Nie udała się ta sztuka nigdy nawet Markowi Pantaniemu.

Czwarty na mecie Niemiec Markus Fothen powiedział, że próbował wszystkiego. - Znalazłem się w dobrej ucieczce. Gdy zaatakował Sørensen czekaliśmy, ale za długo. Nie zrobiłem tak wiele, by znaleźć się w pierwszej trójce, ale wciąż jestem bardzo z siebie zadowolony - przyznał.

Chęć na udział w ucieczce miał też mistrz świata Alessandro Ballan (Lampre), któremu jednak przeszkodziła usterka mechaniczna. - Musiałem się zatrzymać, by zmienić koło, a właśnie wtedy utworzył się odjazd. Potrafiłem dojść do grupy, ale już nie dołączyć do atakujących - tłumaczył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×