Koronawirus: Tomasz Marczyński przebywa w Hiszpanii. "Na ulicach pełno policji"

Getty Images / Iván Terrón/Europa Press / Hiszpańscy policjanci skrupulatnie kontrolują, czy mieszkańcy nie łamią kwarantanny.
Getty Images / Iván Terrón/Europa Press / Hiszpańscy policjanci skrupulatnie kontrolują, czy mieszkańcy nie łamią kwarantanny.

Polski kolarz jeżdżący w zawodowej grupie Lotto Soudal "uciekł" z mieszkania w hiszpańskiej Grenadzie, do domku na wieś. Opowiedział nam, co aktualnie dzieje się w kraju, w którym liczba zakażonych przekroczyła poziom 100 tysięcy.

W tym artykule dowiesz się o:

- Ostatni raz jeździłem na rowerze po hiszpańskich drogach 16 marca - rozpoczął rozmowę z WP SportoweFakty.pl Tomasz Marczyński, kolarz zawodowej grupy Lotto Soudal, 4-krotny mistrz Polski, zwycięzca dwóch etapów w Vuelta a Espana. - Zrobiłem bardzo długi, sześciogodzinny trening. Wiedziałem, że od kolejnego dnia hiszpański rząd "nas zamyka". Czułem, że kwarantanna będzie długa, więc postanowiłem wykorzystać ten ostatni dzień wolności na maksa.

Nie mylił się. W Hiszpanii nadal nie wolno uprawiać jakiejkolwiek aktywności (czy to zawodowej, czy rekreacyjnej) poza swoim domem, mieszkaniem, działką. Mało, sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna. Liczba osób zakażonych w tym kraju przekroczyła już 100 tysięcy. Potężna jest również liczba zgonów. Tylko we Włoszech zmarło więcej osób (o sytuacji w tym kraju opowiadał nam niedawno dziennikarz "Corriere dello Sport" - TUTAJ znajdziesz więcej >>).

Zatrzymany przez policję

- Epidemia to oczywiście temat numer 1 w Hiszpanii - mówi Marczyński, który jest obecnie na południu tego kraju, w okolicach doliny Lecrin, 30 km od Grenady i około 100 km od Malagi. - Media non-stop informują o tym, co związane z koronawirusem. Podają liczby, apelują o stosowanie się do zaleceń. Ale nie ma paniki. Hiszpanie na razie podchodzą do pandemii spokojnie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Na ulicach rzuca się w oczy obecność policji. Funkcjonariusze pilnują, aby mieszkańcy nie łamali zasad społecznej kwarantanny. A są one bardzo restrykcyjne. - Można wyjść w przestrzeń publiczną jedynie z kilku powodów: do sklepu, do apteki, do lekarza i na krótki spacer z psem - wylicza Marczyński. - W samochodzie może jechać tylko jedna osoba.

Polski kolarz jeździ na zakupy raz na tydzień. Policja bardzo często kontroluje samochody. Marczyński został raz zatrzymany, kiedy jechał do sklepu. Drugi raz udało mu się przejechać bez "przesłuchania".

Tańczą, śpiewają - na balkonach

Hiszpanie - podobniej jak Włosi - to naród towarzyski. Uwielbiają spędzać czas w restauracjach, na ulicach, bawiąc się na imprezach. Teraz zostali zupełnie odcięci od siebie. Radzą sobie, jak mogą, aby nie oszaleć.

Marczyński: - Wychodzą na balkony, tarasy, tańczą, śpiewają, prowadzą głośne dyskusje. Próbują w ten sposób zachować choćby ułamek swojego dotychczasowego życia.

Polski kolarz nie ukrywa, że też tęskni za spotkaniami ze znajomymi. Prowadzi niezwykle aktywne życie, a teraz... Zaszył się na wsi. - Nabyłem działkę i ten domek w grudniu 2019 roku - tłumaczy. - Traktowałem ten zakup jako odskocznię od ciągłego życia na walizkach, sposób na relaks. Nawet w najczarniejszych myślach nie podejrzewałem, że to miejsce będzie moją pustelnią.

Kiedy epidemia koronawirusa zalewała Hiszpanię Marczyński miał wybór: albo pozostać w mieszkaniu w Grenadzie, albo wyjechać na wieś. - Gdybym został w mieście, to teraz byłbym zamknięty w czterech ścianach - opowiada. - Na wsi mogę wyjść z domu, potrenować na trenażerze pod gołym niebem, na tarasie wypić kawę w promieniach słońca, w końcu popracować na działce.

Został... rolnikiem

Polak pochwalił się jakiś czas temu pracą w polu!

- Kopię dołki i sadzę drzewka awokado na mojej działce. To świetny trening siłowy, a dodatkowo zajmuję się ziemią. Jak się skończy epidemia, to muszę podjechać i kupić jeszcze trochę roślin, bo mi zabrakło. Ale generalnie na pierwsze owoce zapraszam w 2023 roku - śmieje się.

Marczyński ma również mały gaj pomarańczy. - Około 30 drzewek - wyjaśnia. I dodaje: - Dolina Lecrin to taka hiszpańska "kopalnia" cytrusów.

Prace rolne to jedno, ale mimo braku wyścigów kolarskich (UCI przedłużyła zawieszenie zawodów aż do 1 czerwca - więcej szczegółów TUTAJ >>) Marczyński oczywiście nadal trenuje.

- Mój plan dnia jest zawsze taki sam - twierdzi. - Wstaję o 9-10 rano, kawka, śniadanie, trochę wiadomości ze świata i około południa wsiadam na rower i trenuję na trenażerze. Po dwóch godzinach schodzę i zabieram się za obiad. Potem siesta, w końcu żyję w Hiszpanii!, prace ogrodowe na działce, kolacja, a wieczorem film na Netflksie i pora spać.

Zrezygnował z części wynagrodzenia

Marczyński - razem z kolegami z Lotto Soudal - postanowili, że zrezygnują z części swoich kontraktów. Decyzję podjęli jednogłośnie, przez internet, na WhatsApp. Dlaczego?

- Ta ciężka sytuacja spowodowała, że część naszej obsługi technicznej, m.in. mechanicy, masażyści, została bez pracy - tłumaczy "Maniek". - Przepisy, które wprowadził belgijski rząd coś im tam zapewniają, ale dzięki temu, że my nieco zeszliśmy z kontraktów, to te pieniądze zostaną przekazane właśnie im, aby aż tak bardzo nie odczuli tego kryzysu, który wywołał wirus.

Marczyński co prawda nie ma wyraźnego przekazu, że przedłużająca się epidemia wpłynie negatywnie na jego zespół, na jego życie, ale nieco się obawia. - Wiadomo, że duże firmy odsuną się od sportu - mówi. - Najpierw będą musiały zapewnić swój byt, swoją przyszłość, a sponsoring zejdzie na drugi plan. Sportowców czekają ciężkie czasy.

Wrócić - nie wrócić?

Mimo spokoju na hiszpańskiej wsi, przeważnie ładnej pogody ("20 stopni i pięknie świeci słońce") i świetnych warunków, Marczyński cały czas zastanawia się nad powrotem do Polski.

- Trzymam rękę na pulsie i cały czas przyglądam się możliwości zakupu biletu lotniczego, z lotniska w Maladze - twierdzi. - Wiem, że w Polsce musiałbym przejść 14-dniową kwarantannę, ale z drugiej strony nie wiadomo, czy Polacy nie będą mieli możliwości wrócić do normalnego życia wcześniej niż Hiszpanie. Trudna decyzja, to trochę wróżenie z fusów.

Marczyński wie doskonale, że kiedyś peleton wróci na szosę, a wtedy lepiej być przygotowanym. Możliwość treningów na szosie, poza swoim mieszkaniem czy domem, na pewno w tym pomaga.

- Jeszcze przed wybuchem epidemii w moich planach startowych był Tour de Pologne - dodaje. - Optymistycznie zakładam, że kolarze wrócą do ścigania w lipcu. Wtedy rozpoczynający się 5 lipca największy wyścig w Polsce byłby dla mnie idealnym momentem na powrót. Marzę, aby tak właśnie się stało. Wrócić na szosę i zaprezentować się polskim kibicom. Bajka.

Źródło artykułu: