Sastre żali się na media - komentarze w drugim dniu przerwy Tour de France

Carlos Sastre przemówił. Człowiek, który wygrał Tour de France przed rokiem i od tego czasu wcale nie stał się wielką gwiazdą kolarstwa, żalił się w poniedziałek na media, które do roli gwiazd Wielkiej Pętli podniosły Alberto Contadora i Lance'a Armstronga.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Po raz pierwszy Sastre (Cervélo) głośno mówił o swojej małej obecności w mediach. - Od startu w Monako nie jestem szanowany - stwierdził kolarz z Avili. - Kiedy zaczęliśmy wyścig, nie wiedziałem gdzie się stoję. Pierwszego dnia powiedziałem, że będzie trudno wygrać Tour, ale ani dziennikarze, ani organizatorzy nie traktowali mnie tak jak powinni - przyznał.

Sastre był mocno zażenowany brakiem możliwości jazdy w Monako na etapie jazdy indywidualnej na czas w żółtym trykocie jej obrońcy. - Od początku widzę nie konspirację, ale sytuację, kiedy nikt nie chce, bym tutaj wygrał. Szczególnie widać to pośród pewnych zawodników - mówi.

Przed ostatnim tygodniem Touru traci do prowadzącego Contadora prawie cztery minuty. - Od startu w Monako, a nawet wcześniej, słyszę pytania o rywalizację między Contadorem a Armstrongiem i o to jak się czuję w ich cieniu. To totalny brak szacunku - grzmi.

Ma pretensje do ludzi obsługujących wyścig, że wytworzyli klimat kontrowersji w zespole Astana. - Wykluczyliście inne wydarzenia. Jeżeli wyścig jest nudny, to tylko przez tę atmosferę. I przychodzicie do mnie, zachęcając "atakuj, atakuj" - żali się.

Według Sastre media stworzyły sobie idola, Contadora. - Oczywiście to świetny kolarz. Ale macie to, czego chcieliście. Gdybym wczoraj [w niedzielę] pojechał za Contadorem, byłoby powiedziane, że Sastre przegrał Tour na rzecz innego Hiszpana. Media wolą rzucać komplementy niż informować. Oceniają ludzi bez rozeznania - mówi.

O samej rywalizacji o żółtą koszulkę wypowiada się ostrożnie, bo wie w jakiej sytuacji się znajduje. - Tour kończy się w Paryżu. Musimy jednak patrzeć realnie: będzie trudno. Najważniejszym dla mnie etapem będzie Mont Ventoux. Chcę tam wygrać - mówi.

Plan Riisa

- Dla wspinaczy Tour zaczął się w niedzielę - twierdzi Andy Schleck. - W końcu dojechaliśmy do tego ostatniego tygodnia. To właśnie tutaj chcemy atakować - kreśli stategię działania Bjarne Riis, team manager Saxo Bank, który nie przestaje głośno mówić o ataku na Contadora.

- Niedziela była szczególnym dniem, kiedy 160 zawodników dojechało razem do podnóża ostatniego wzniesienia. Kolejne dwa dni będą znacznie trudniejsze i to tam możemy wypracować duże różnice. W Bourg Saint Maurice i Grand Bornand końcówki nie są na podjazdach, ale na odcinkach krótkich i szybkich, które nie zmienią czołówki wyścigu - wyjaśnia Andy Schleck, mistrz Luksemburga.

Andy tłumaczy taktykę Saxo Bank, którą zespół znany wówczas jako CSC prowadził również w ubiegłym roku, co przyniosło żółtą koszulkę Sastre. - Próbowaliśmy już tego na Tourmalet rok temu. Wysyłamy człowieka na czoło, Fabiana [Cancellarę] lub Jensa [Voigta], który będzie występował jako pomoc dla naszego ataku.

Żółty trykot miał okazję nosić już Frank Schleck, starszy z luksemburskich braci. - W ubiegłym roku był ten sam kontekst. Zaatakowaliśmy w Alpach z dwoma liderami - mówi desygnowany lider Saxo Bank, który jednak na metę na Verbier przyjechał czwarty, za Andym. - To skomplikowane. To ja pierwszy dwukrotnie atakowałem, ale kiedy Andy poszedł za Contadorem, nie chciałem narzucać tempa Armstrongowi - tłumaczy.

O podium na Polach Elizejskich myślą obaj. - Nawet perspektywa drugiego lub trzeciego miejsca przyprawia mnie o gęsią skórkę - mówi Frank.

Brytyjski wspinacz

Celem zupełnie niespodziewanie trzeciego w klasyfkacji generalnej Bradleya Wigginsa (Garmin) jest w Tourze "trzymanie ludzi przy wierze", bo on sam "nie jest Bernhardem Kohlem". Austriak w ubiegłym roku na trzecim miejscu zakończył Wielką Pętlę, ale na jaw wyszedł jego doping.

We Francji zastanawiają się czy w Tour de France są jeszcze możliwe cuda, bo wiele poprzednich wybuchów formy kończyło się tak jak w przypadku Kohla. Wiggins, podwójny mistrz olimpijski na torze z Pekinu, w ciągu ostatniego roku stracił sześć kilogramów i postanowił zupełnie skoncentrować się na szosowych wyścigach etapowych. Przed Tourem, gdzie przed rokiem zainspirował go kolega z zespołu Christian Vandevelde (piąty wtedy w klasyfikacji generalnej), bezpiecznie mówił o miejscu w drugiej dziesiątce.

Andy zagrożeniem

Do obrony żółtej koszulki przygotowuje się Contador. - Po niedzielnym etapie sytuacja w zespole jest o wiele bardziej klarowna. Lance powiedział, że mnie wspomoże. Wszyscy nasi zawodnicy są wielkimi profesjonalistami. Z nimi mogę ukończyć wyścig bez żadnych problemów - mówi Hiszpan.

- Oczekiwałem przed Tourem, że Lance będzie wywierał na mnie presję. Wiedziałem, że ten Tour będzie bardzo trudny również poza samym wyścigiem. To, że go poznałem, było dla mnie bardzo użyteczne, bo pomogło mi przygotować się do znalezienia się w takiej sytuacji - mówi.

Dla Contadora najtrudniejszym rywalem jest Andy Schleck. - Niebezpieczeństwo może jednak przyjść z każdej strony - również z tego samego zespołu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×