Julian Alaphilippe został mistrzem świata w kolarstwie. Francuski kolarz wyprowadził cios na kilkanaście kilometrów przed metą. Skontrował atak Michała Kwiatkowskiego, wypracował 15 sekund przewagi i dowiózł ją do mety. "Kwiato" zakończył wyścig na 4. miejscu, za Woutem van Aertem i Markiem Hirschim. Do brązowego medalu zabrakło dosłownie kilku centymetrów.
Niedzielny (27.09.) wyścig ze startu wspólnego zakończył czterodniowe mistrzostwa świata. Przypomnijmy, że dzień wcześniej 7. miejsce wśród kobiet zajęła Katarzyna Niewiadoma (TUTAJ szczegółowa relacja z tego wyścigu >>). Wcześniej rozdano medale specjalistom w jeździe indywidualnej na czas.
Mistrzostwa świata - przez pandemię koronawirusa - zmieniły lokalizację. Wstępnie miały być rozegrane w Szwajcarii. Ostatecznie bardzo późno, bo zalewie trzy tygodnie przed terminem, ogłoszono, że najlepsi kolarze świata będą rywalizowali we włoskiej Imoli. Na długiej i trudnej trasie.
Oto ona.
Today we have 258.2 km-long race around Imola
— Astana Pro Team (@AstanaTeam) September 27, 2020
Start time: 9.55 CET
Live: Eurosport
Race profile:#Imola2020 #AstanaProTeam pic.twitter.com/5qr21NEYGf
Prawie 260 kilometrów i dwa dość wymagające podjazdy na każdej z dziewięciu rund: Mazzolano (2,2 km ze średnim nachyleniem 7,7%) oraz Cima Gallisterna (2,3 km, 7,3%). Wiadomo było, że wraz z przejechanymi kilometrami peleton będzie topniał i nie ma szans na finisz z dużej grupy. W gronie faworytów wskazywano: Belga Wouta van Aerta, Duńczyka Jakob Fuglsanga, Francuza Alaphilippe'a, Włocha Vincenzo Nibalego czy Polaka Michała Kwiatkowskiego, który całkiem niedawno wygrał etap podczas Tour de France.
- Mamy mocny skład, ale jak zwykle potrzebujemy nieco szczęścia - mówił przed wyścigiem selekcjoner Biało-Czerwonych, Piotr Wadecki. - "Kwiato" ma do pomocy pięciu kolegów. Każdy z nich musi wykonać swoją robotę na 100%, aby myśleć o powtórzeniu sukcesu z 2014 roku (wówczas Kwiatkowski został mistrzem świata w hiszpańskiej Ponferradzie - przyp. red.).
Na mniej więcej 60 km przed metą Kwiatkowski został jednak sam. W głównej grupie, która mocno stopniała po mocnej pracy Belgów, nie było już innych Polaków. "Kwiato" musiał radzić sobie w pojedynkę. Ale, że to kolarz kompletny, "profesor", to doskonale wczuł się w rolę i do końca był w rozgrywce o medal. Był w szóstce (obok Alaphillipe'a, Roglicia, van Aerta, Hirschiego i Fuglsanga), która na ostatnim podjeździe przeprowadziła decydującą selekcję.
Mało tego. To właśnie "Kwiato" próbował rozbić ten układ, próbował się oderwać. Dosłownie sekundę po tym, jak usiadł na siodełku, cios wyprowadził Francuz. Odskoczył, zrobił 15 sekund przewagi i nie dał sobie odebrać tytułu. Przeprowadził bardzo podobną akcję, jak w 2014 Kwiatkowski.
Mimo braku medalu, wielkie gratulacje dla polskiego kolarza. Po raz kolejny udowodnił, że jest nadal w ścisłej, światowej czołówce. Z tym większymi nadziejami na wyścigi klasyczne, które wkrótce zostaną rozegrane w Belgii i Francji.
Czytaj także: Tour de France. Michał Kwiatkowski włączył się w akcję przeciw rasizmowi >>
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się