Dylan Groenewegen wspomina wypadek z Katowic. Jego domu musiała pilnować policja

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Dylan Groenewegen
Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Dylan Groenewegen
zdjęcie autora artykułu

Ubiegłoroczny Tour de Pologne został zapamiętany głównie z powodu koszmarnego wypadku na mecie etapu w Katowicach. Jego winowajca - Dylan Groenewegen - wspomina, że dostawał pogróżki, a pod jego domem musiała stać policja.

Ubiegłoroczny Tour de Pologne był pierwszym kolarskim wyścigiem po lockdownie wywołanym pandemią koronawirusa. Podczas etapu w Katowicach doszło do makabrycznego wypadku, w którym ucierpiał Fabio Jakobsen. Na finiszu walczył o wygraną z Dylanem Groenewegenem. Ten odepchnął rywala, który uderzył w barierki.

W szpitalu w Sosnowcu lekarze walczyli o życie Jakobsena. Kolarz miał wiele obrażeń, ale na szczęście przeżył. Na Groenewegena wylała się za to lawina hejtu. W wywiadzie udzielonym dla "Helden Magazine" opowiedział o pierwszych dniach po wypadku w Katowicach.

Groenewegen otrzymywał pogróżki od wściekłych kibiców. Sytuacja była tak niebezpieczna, że jego dom przez kilka tygodni był obserwowany przez policję. - To były poważne groźby. Kilka dni po tej katastrofie wezwaliśmy policję, która pilnowała naszych drzwi - wspomina.

ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"

- Nie mogliśmy spontanicznie wychodzić z domu. Gdybym chciał to zrobić chociaż na chwilę, to przy mnie musiał być oficer policji, by nic mi się nie stało - dodał kolarz, który po spowodowaniu wypadku rywala był zdyskwalifikowany.

Osoby, które pisały listy z pogróżkami nie miały żadnych zahamowań. - Otrzymywaliśmy odręczne listy pocztą, które zawierały pętle, na której mieliśmy powiesić nasze małe dziecko. Kiedy czytałem tę wiadomość i widziałem kawałek tej liny, byłem w szoku. To była dla mnie decydujący czynnik, kiedy poczułem, że to nie może dalej trwać - stwierdził Greonewegen.

Dodał, że poszedł na policję, a ta momentalnie podjęła działania, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Kolarzowi przez głowę przechodziły różne myśli. Był w tak fatalnym nastroju, że nie miał siły wstawać z łóżka. Obawiał się o swoje życie.

- Pamiętam, że pewnego wieczoru jedliśmy kolację z rodzicami. Po drodze jechał za nami samochód, który zaczął sygnalizować manewr wyprzedzania. W końcu to zrobił na drodze, na której było to właściwie niemożliwe. Wtedy pojawiła się panika. A samochód po prostu za chwilę skręcił w prawo i nie wydarzyło się nic złego. Zaczynałem sobie wyobrażać rzeczy, których w ogóle nie było - wyznał kolarz.

Czytaj także: Mateusz Rudyk został ambasadorem teamu diabetyków. Kolarz zapowiada walkę o medal IO Dramatyczny wypadek w grupie Polaka. Trzech kolarzy w szpitalu

Źródło artykułu:
Komentarze (0)