"Byłem prawie martwy". Szczere wyznanie mistrza olimpijskiego

East News / FABRICE COFFRINI/AFP/East  / Na zdjęciu: Jan Ullrich
East News / FABRICE COFFRINI/AFP/East / Na zdjęciu: Jan Ullrich

Karierę wielkiego mistrza przerwała wpadka dopingowa. Potem wpadł w wir alkoholu i narkotyków. Legendarny Jan Ullrich był na dnie, ale w ostatniej chwili uratował go inny wielki kolarz, z którym w przeszłości rywalizował.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=4284]

Jan Ullrich[/tag] w najlepszym momencie był wielką gwiazdą kolarstwa. Był mistrzem olimpijskim, trzykrotnym mistrzem świata, wygrał Tour de France, a w największych klasykach przeważnie liczył się w walce o zwycięstwa. Kibice emocjonowali się m.in. jego rywalizacją z Lancem Armstrongiem, czy Marco Pantanim.

Wspomniane trzy legendy łączy nie tylko rywalizacja, ale także afery dopingowe, które zniszczyły ich kariery. W jednej chwili z wielkich bohaterów stali się czarnymi owcami. Dla Ullricha zawieszenie za stosowanie niedozwolonych środków było początkiem końca.

Niemiec wpadł w wir alkoholu i narkotyków. Do tego doszło prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu oraz napaści fizyczne. Teraz przyznał w podcaście Armstronga, że było już bardzo źle.

- Trzy lata temu miałem duże problemy, a wtedy ty do mnie przyszedłeś. Byłem bardzo szczęśliwy z tego powodu. Tak, byłem jak Marco Pantani... prawie martwy - przyznał.

Pantani został znaleziony martwy w pokoju hotelowym w 2004 roku. Sekcja zwłok potem wykazała, że przedawkował kokainę, którą brał w połączeniu z lekami antydepresyjnymi. Na szczęście Ullrich w porę dostał pomoc od dawnego rywala.

- Przestałem pić alkohol i brać narkotyki trzy lata temu. Teraz żyję bardzo zdrowo, a moja dziewczyna gotuje dla mnie zdrowe jedzenie. To doprowadziło mnie do dobrej formy i dobrego samopoczucia. Wróciłem do zdrowia, mam przyjaciół, w tym ciebie, którzy przywrócili mnie do życia. Jestem szczęśliwy - dodaje.

Ullrich poleciał do Miami na odwyk. Już na lotnisku chciał się wycofać >>

Dwa śledztwa ws. napaści. Jan Ullrich ma poważny problem >>

Źródło artykułu: