EuroBasket 2009 reprezentacja Hiszpanii rozpoczęła od falstartu. Pogromcą głównego pretendenta do tytułu okazała się Serbia. Następne były męczarnie w spotkaniu z ambitnie grającą, lecz przecież dopiero co raczkującą w poważnej koszykówce Wielką Brytanią. Mając nóż na gardle, podopieczni Sergio Scariolo pokonali Słowenię, lecz potrzebowali do tego dogrywki, i z trzeciego miejsca awansowali do kolejnej rundy.
I gdy wydawało się, że Hiszpanie znaleźli właściwy tor, lepsza okazała się ekipa turecka. To jednak jeszcze nie ta porażka sprawiła, że podrażnieni faworyci zaczęli grać tak, jak potrafią i tak, jak się od nich wymaga. Zwycięstwo nad słabą Litwą potraktowano jako coś oczywistego i dopiero w pierwszym meczu o być albo nie być, Hiszpania pokazała swoje prawdziwe oblicze.
Polscy kibice narzekali, że 22-punktowa porażka to wstyd i biało-czerwoni poddali mecz bez walki. Kolejne spotkania z udziałem "La Roji" udowodniły jak bardzo mylna była ta teoria. W ćwierćfinale Pau Gasol i spółka odprawili z kwitkiem bez żadnego problemu (86:66) drużynę Francji, która nie przegrała jeszcze przecież żadnego meczu do tamtej pory! W półfinale kwestia zwycięzcy była rozstrzygnięta już po dwóch kwartach (ostatecznie 82:64) a Grecja i tak cieszyła się, że może grać o trzecie miejsce. Jeśli zaś ktoś w wielkim finale w Spodku postawił na wygraną Serbii, swoją prognozę musiał zrewidować już po pierwszych dziesięciu minutach. Hiszpania nie dała najmniejszych szans ekipie Dusana Ivkovicia, zwyciężając "tylko" 85:63. Tylko, bo momentami przewaga sięgała trzydziestu oczek!
Hiszpania rozegrała turniej profesorsko. Pozwoliła (to, że raczej przypadkowo aniżeli celowo to już mniejsza z tym) by inne drużyny uwierzyły w siebie, nabrały przekonania, że koszykarze z Półwyspu Iberyjskiego nie są wcale tacy mocni, jak o nich mówiono. A gdy turniej rozpoczął się naprawdę i przegrany żegnał się z prawem gry o medale, sprowadzała swoich przeciwników na ziemię, zadając kilka mocnych ciosów już na samym początku meczu.
W trakcie całych mistrzostw Hiszpania po prostu dojrzała. Zawodnicy poznali swoje słabe i mocne strony, zdali sobie z błędów, które popełniali na początku imprezy i od momentu meczu z Polską już ich nie było. I choć może nie grali tak finezyjnie, jak dwa lata temu podczas EuroBasketu u siebie w domu, to jednak skutecznie. Wszak koszykówka to sport gdzie nie oceny sędziów decydują o triumfie, ale to ile razy uda się trafić piłką do kosza przeciwnika oraz to, ile razy jemu się to uniemożliwi. A w tym Hiszpanie byli bezapelacyjnie najlepsi.
Pau Gasol (18,7 pkt., 8,3 zb., 2,2 bl., 64 % z gry): Niewiele brakowało, a Hiszpania podczas EuroBasketu 2009 musiałaby radzić sobie bez swojego najlepszego koszykarza. Kilka tygodni przed turniejem Gasol doznał kontuzji palca, który choć wyleczony "za pięć dwunasta", dał znać o sobie w pierwszym meczu przeciwko Serbii, kiedy środkowy Los Angeles Lakers zdobył tylko 9 oczek przy fatalnej skuteczności 1/9 z linii rzutów wolnych. Występ ten należy traktować jako wypadek przy pracy, bowiem w kolejnych meczach gwiazda Gasola świeciła bardzo jasno. Zawodnik uzyskał 27 oczek i 11 zbiórek przeciwko Wielkiej Brytanii, spudłował tylko po dwa rzuty z gry w meczach z Litwą, Polską, Francją i Grecją (odpowiednio 19, 20, 28 i 18 punktów), zaś w wielkim finale przyćmił innego gracza z NBA, Nenada Krsticia, notując double-double w postaci 18 punktów i 11 zbiórek. Po tym turnieju nie ma wątpliwości. Gasol to najlepszy środkowy na świecie wobec słabego występu Dwighta Howarda w finale NBA oraz coraz mniej dominującego Shaquille’a O’Neala. A lewy półhak Hiszpana z pewnością wejdzie do kanonu zagrań wysokich graczy.
Rudy Fernandez (13,6 pkt., 3,5 zb., 2,1 as., 2,1 prz., 48 % z gry): Strach pomyśleć co by było, gdyby 24-letni skrzydłowy był w pełni swojej formy i dyspozycji fizycznej. Przecież i bez tego koszykarz Portland Trail Blazers wygrał wyścig po tytuł najlepszego niskiego skrzydłowego na turnieju, choć kilka tygodni temu nie było pewne kiedy trener Sergio Scariolo będzie mógł skorzystać z jego usług. Tuż przed EuroBasketem Fernandez naciągnął bowiem mięsień i nie mógł wystąpić w inauguracyjnym spotkaniu przeciwko Serbii. Kiedy już zaczął grać, jak zwykle idealnie rozumiał się z Navarro oraz sprawiał, że rywale nie mogli podwajać Gasola pod koszem, bowiem ten w ułamku sekundy oddawał piłkę na obwód do Fernandeza.
Juan Carlos Navarro (13,2 pkt., 2,5 as., 40 % z gry): "La Bomba" robił na EuroBaskecie dokładnie to, czego od niego oczekiwano. Niepilnowany za linią 6,25 metra - trafiał, a penetrujący - kończył akcje swoim firmowym lobem. Nie pchał się na pierwszy plan, zdając sobie sprawę, że ten należy do Gasola i usuwając się nieco w cień, był niewiele gorszy od Fernandeza. Co ciekawe, najlepszy mecz rozegrał przeciwko Polsce - zdobył 23 punkty, notując fantastyczną skuteczność z dystansu 7/9! Muli Katzurin bezradnie kręcił tylko z niedowierzaniem głową, patrząc jak Navarro raz po raz karci polską defensywę rzucając przez ręce Davida Logana.
Jorge Garbajosa (3,7 pkt., 2,8 zb., 29 % z gry): Statystycznie to nie był dobry turniej dla 32-letniego koszykarza Realu Madryt. Widać, że nie jest już tym samym zawodnikiem, który imponował podczas Mistrzostw Świata w Japonii trzy lata temu czy na EuroBaskecie 2007. Mimo to, Scariolo często desygnował go na parkiet od pierwszych minut, zdając sobie sprawę, że Garbajosa wniesie do gry inne wartości, jak spokój oraz, bezcenną dla drużyny złożonej praktycznie z samych gwiazd, umiejętność odsunięcia się w cień, nieforsowania rzutów i realizowania taktyki nakreślonej przez trenera.
Ricky Rubio (5,9 pkt., 3,9 as., 2,2 zb., 39 % z gry): Choć część ekspertów zarzuca 19-latkowi brak dynamiki czy wręcz flegmatyczność, zwolennicy przekuwają tą cechę w opanowanie i niespotykaną jak na koszykarza w jego wieku - dojrzałość. Zdając sobie sprawę, że nie uniknie porównań do Jose Manuela Calderona, młody zawodnik starał się wykonywać podczas turnieju tylko to, co naprawdę umie robić dobrze. Skupiając się zatem na defensywie, w ćwierćfinale sprawił że Tony’emu Parkerowi odechciało się grać już po kilkunastu minutach, a w półfinale pozbawił Greków silnika, ograniczając poczynania Vasileosa Spanoulisa. Rubio rzadko decydował się na indywidualne akcje w ataku, wiedząc, że tym zajmą się lepsi. Spełniał podobną rolę co Garbajosa. Z tą różnicą, że czas, w którym gracz Barcelony będzie liderem kadry z pewnością jeszcze nadejdzie. Warto dodać, że był to jego pierwszy EuroBasket w karierze.
Marc Gasol (6,7 pkt., 5,6 zb., 1,3 bl., 50 % z gry): Od lat w cieniu starszego brata i tak też było w Polsce. Mimo tego, środkowy Memphis Grizzlies może czuć się doceniony. Jeśli wchodził na parkiet, zwykle odgrywał ważną rolę w taktyce trenera Scariolo. Często na placu gry pojawiał się, gdy na ławkę wędrował Pau, lecz wielokrotnie zdarzało się, że braterski duet podkoszowy występował na boisku obok siebie. Co ważniejsze jednak - z bardzo dobrym skutkiem dla drużyny. Bo o ile starszy Gasol był liderem ekipy w zbiórkach, młodszy ustępował mu niewiele, mimo że grał średnio o kilka minut mniej. Widać, że Markowi bardzo dobrze zrobiły przenosiny za ocean. Nabrał siły, pewności siebie, potrafi zagrać zarówno dwa-trzy metry o kosza, jak i bliżej obręczy.
Felipe Reyes (8,1 pkt., 5,3 zb., 45 % z gry): Najlepszy, przynajmniej pod względem statystycznym, rezerwowy, który w każdym innym zespole miałby miejsce w pierwszej piątce. W Polsce skrzydłowy Realu Madryt wystąpił w dwóch spotkaniach od samego początku (przeciwko Słowenii i Turcji) kiedy uraz leczył Garbajosa. Nastawiony przede wszystkim na zbiórki i siłową grę na kontakcie, a także w pełni akceptujący swoją rolę w ekipie - nie zawodził. Odpuszczony przez przeciwnika kilka metrów od kosza, często zaskakiwał rzutem z dalekiego półdystansu.
Sergi Llull (4,0 pkt., 0,5 as., 56 % z gry): W zależności od potrzeb rozgrywający albo rzucający obrońca. Pod wodzą trenera Scariolo, debiutując na wielkiej imprezie, spełniał tę drugą rolę, będąc zmiennikiem Navarro. Do kadry wdarł się przebojem pokonując w bezpośredniej rywalizacji odkrycie poprzedniego sezonu ACB, Saula Blanco i choć jego czas jeszcze nadejdzie, już teraz mógł liczyć na około dwunastu minut na parkiecie. Okres ten wykorzystywał wyśmienicie, czerpiąc z tego, że defensywa rywala skupia się na innych. I choć ogółem rzucał niewiele, jeśli już się zdecydował - czynił to na bardzo wysokim procencie.
Alex Mumbru (4,1 pkt., 1,8 zb., 50 % z gry): Nieoceniony walczak, skoncentrowany na tym, by jak najbardziej uprzykrzyć życie najlepszemu strzelcowi przeciwnika. Choć grając na tej samej pozycji co Fernandez, nie mógł liczyć na wiele minut, kiedy już pojawiał się na parkiecie, zazwyczaj dawał dobrą zmianę, jak np. w meczu przeciwko Polsce czy Grecji (dwie trójki i trzy zbiórki w ciągu dwóch minut). Koszykarz nie szukający poklasku, nie forsujący indywidualnych akcji, ale przede wszystkim wypełniający zadania powierzone mu przez trenera.
Raul Lopez (1,4 pkt., 2,7 as., 1 zb., 19 % z gry): Gdyby grał dłużej - byłby królem asyst. Taką opinię przedstawiał jeden z dziennikarzy hiszpańskich w Warszawie. I rzeczywiście, Lopez zazwyczaj wchodził do gry na trzy-cztery minuty, po czym siadał z powrotem na ławkę, lecz to nie przeszkadzało mu notować po trzy asysty w pięciu z siedmiu spotkań, w których zagrał. Jego minusem jest z pewnością słaba, najsłabsza w drużynie, skuteczność rzutów z gry.
Carlos Cabezas (2,4 pkt., 1,4 as., 50 % z gry): Trzeci rozgrywający zespołu długo nie mógł odnaleźć się w turnieju, jakby nie do końca akceptując rolę, jaką powierzył mu włoski szkoleniowiec. Lecz gdy już znalazł swoje miejsce na parkiecie, to w najlepszym momencie. Nowy playmaker Khimki Moskwa zdobył 8 oczek i miał 4 asysty w półfinałowym spotkaniu przeciwko Grecji oraz rzucił 7 punktów w finale. Jak na szóstego gracza w rotacji - wynik świetny.
Victor Claver (2 pkt., 0,9 zb., 50 % z gry): 21-latek ma wielki potencjał o czym świadczy wybór w drafcie. Jego największym niefartem jest to, że na swojej pozycji ma się Garbajosę czy Reyesa i w Polsce spełniał rolę ostatniego zmiennika w rotacji z całej meczowej dwunastki. Pojawiając się na parkiecie na około pięć minut, nie był w stanie zaprezentować swoich możliwości. Kiedy zaś otrzymał więcej zaufania, tak jak w spotkaniu przeciwko Wielkiej Brytanii, w ciągu tylko jednej kwarty zdobył 12 punktów, pokazując, że nie boi się grać o stawkę.