Nie tak dawno w koszykarskich mediach ukazała się informacja, iż Dejan Tomasević, 36-letni środkowy, który na przełomie wieków należał do ścisłej czołówki najlepszych zawodników na swojej pozycji w Europie, postanowił pozwać PAOK Saloniki, swój poprzedni klub, o niewywiązanie się z postanowień kontraktu. - Z mojej strony sytuacja jest klarowna: grałem dla PAOKu na zasadzie umowy, którą podpisaliśmy. Ja miałem dawać z siebie wszystko na treningach i meczach, a klub płacić mi regularnie pensję - stwierdził kilka dni temu koszykarz w rozmowie z jedną z greckich gazet.
- Koszykówka na najwyższym poziomie to nie tylko zabawa, ale również pieniądze. PAOK miał problemy w trakcie sezonu, mogłem powiedzieć: stop, odchodzę, ale niczego takiego nie zrobiłem i zdecydowałem się pozostać w klubie do końca. Nie proszę o nic więcej tylko o to, by zespół z Salonik zapłacił mi to, co jest winien, bo w końcu poświęciłem dla nich część siebie, spędziłem kolejny rok zagranicą bez rodziny - kontynuował serbski środkowy, starając się wyjaśnić swoje postępowanie i przyczyny, dla których zdecydował się skierować sprawę do Trybunału FIBA.
Nie jest pewne, lecz z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że to właśnie niedawne wydarzenia wpłynęły na decyzję, którą Tomasević podjął jakby niejako przy okazji. Były reprezentant Serbii wyznał bowiem, iż miniony sezon był ostatnim w jego bardzo bogatej karierze koszykarskiej i zamierza przejść na sportową emeryturę. - Jeszcze w czerwcu tego nie powiedziałbym, ale sytuacja się zmieniła i tak, nie wyjdę już więcej na parkiet - przyznał 36-latek, a swoją decyzję umotywował w ten sposób - Kiedyś nadchodzi taki moment, że człowiek zaczyna w inny sposób ważyć niektóre rzeczy i tak było ze mną. Kolejny rok bez rodziny, nie w swoim kraju, obciążony intensywnymi treningami i podróżami w tym wieku mogłaby zrekompensować mi tylko bardzo dobra oferta, zarówno sportowo, jak i finansowo. Taka się nie pojawiła, więc oto jestem - Dejan Tomasević tylko dla rodziny - wyjaśnił Serb.
Postanowienie koszykarza to wielka strata dla basketu nie tylko serbskiego, ale i europejskiego, która zbiegła się zresztą w czasie z odejściem innego gracza z tego kraju - Milana Gurovicia. O ile byłego skrzydłowego Prokomu Trefla Sopot można nazwać zawodnikiem utytułowanym, to jednak jego sukcesy nijak mają się do trofeów wywalczonych przez Tomasevicia.
Znany i rozpoznawalny ze względu na swoją wszechstronność (w najlepszym momencie swojej kariery notował około 12 punktów, ośmiu zbiórek, cztery asysty i dwa przechwyty w każdym spotkaniu), serbski center wielkie triumfy święcił przede wszystkim wraz z reprezentacją Jugosławii (następnie przeistoczoną w Serbię i Czarnogórę). Mając zaledwie 22 lata wywalczył swój pierwszy złoty medal Mistrzostw Europy, gdy jego drużyna pokonała Litwę w finale EuroBasketu 1995 rozgrywanego w Grecji. Sukces ten zespół z Bałkanów powtórzył również dwa lata później w Hiszpanii, w międzyczasie zdobywając jeszcze wicemistrzostwo olimpijskie w Atlancie.
We wspomnianych osiągnięciach Tomasević nie miał wielkiego wkładu, będąc jednym z wielu ważnych, ale jednak wielu, koszykarzy rotacji. Z pewnością nie był zawodnikiem pierwszoplanowym, lecz sytuacja uległa zmianie w kolejnych latach. W Atenach, które gospodarzyły Mistrzostwom Świata w roku 1998, 25-letni wówczas środkowy obok Dejana Bodirogi czy Żeljko Rebracy odgrywał kluczową rolę w reprezentacji, która w finale okazała się lepsza od Rosji. I choć za rok na EuroBaskecie we Francji Jugosławia była dopiero trzecia, brązowy medal powetowała sobie w roku 2001 wygrywając Mistrzostwa Europy w Turcji oraz dwanaście miesięcy później zwyciężając w mistrzostwach globu w Indianapolis.
I choć klubowe sukcesy Tomasevicia są nieco mniejszego kalibru, niż te z reprezentacją "Białych Orłów", wielu koszykarzy chciałoby wywalczyć choć cząstkę tego, co udało się Serbowi. Już jako 20-latek był mistrzem swojego kraju, osiągnięcie to powtórzył jeszcze w latach 2000 i 2001, w 2002 roku wywalczył Mistrzostwo Hiszpanii z TAU Ceramiką, a rok później Puchar ULEB z Pamesą Walencja. Pięknym zwieńczeniem jego kariery był zaś trzyletni etap w Panathinaikosie Ateny (2006-2008), podczas którego Tomasević pomógł drużynie ustrzelić trzy złote krążki ligi greckiej, trzy Puchary Grecji oraz zwycięstwo w Eurolidze.
Teraz jednak kończy karierę, a cała otoczka daleka jest od ideału. Nie ma pożegnalnego meczu z przyjaciółmi z parkietów, nie ma podziękowań, łez wzruszenia i skandowania nazwiska przez kibiców. Jest za to pozew do Trybunału FIBA i brak jakiegokolwiek odzewu ze strony klubu, w którym spędził ostatnie miesiące swojej bogatej kariery.