Musiał zmierzyć się z dramatem. Został mistrzem

PAP / Adam Warżawa / Jakub Schenk
PAP / Adam Warżawa / Jakub Schenk

Dokładnie rok temu jego świat wywrócił się do góry nogami. Nie mógł podnieść się z łóżka, toczył nierówną walkę z własnym organizmem. To co wydarzyło się potem, jest dobrym materiałem na film.

- Wiara jest najważniejsza. Wiara może przenosić góry, bo to gdzie byłem - za 9 dni będzie - rok od kiedy nie mogłem wstać z łóżka - mówił Jakub Schenk 16 czerwca w rozmowie ze stacją Polsat Sport. Chwilę wcześniej cieszył się z mistrzostwa Polski i nagrody MVP finałów Orlen Basket Ligi.

Dla 29-letniego rozgrywającego sezon 2023/2024 miał być przełomowym. I był. Chociaż na trzy miesiące przed jego startem wydawało się, że może już nigdy nie pojawić się na koszykarskim parkiecie.

Minione rozgrywki Schenk miał spędzić w Legii Warszawa, z którą podpisał nawet dwuletni kontrakt. I gdy wydawało się, że spokojnie może przygotowywać się na zgrupowanie reprezentacji Polski, dostał cios. Taki, który niemal przykuł go do łóżka. Zdiagnozowano u niego rzadką chorobę autoimmunologiczną - zespół Guillaina-Barrego. Dochodzi w niej do uszkodzenia komórek nerwowych odpowiadających za ruch i czucie.

Dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania, a zawodnik rozpoczął walkę o zdrowie i marzenia. "Co nas nie zabije to nas wzmocni - sprawdzimy" - napisał w mediach społecznościowych, gdzie wsparcia udzieliło mu całe koszykarskie środowisko.

Zawodnik publikował nagrania ze swojej walki. "Ciężko napisać coś mądrego, a to już dwa tygodnie, odkąd zacząłem toczyć batalie z własnym ciałem i układem nerwowym. W 4 dni zjazd sił i drętwienie całego ciała. W 4 dni od bohatera do człowieka przykutego do łóżka. W takich sytuacjach docenia się siłę rodziny i przyjaciół także dziękuje. Nie zwalniany tempa i wracamy!" - napisał na Instagramie.

Nie poddawał się. Trafił też w dobre ręce - oprócz wsparcia rodziny i najbliższych, byli oddani lekarze, pielęgniarki. - Chciałbym najmocniej podziękować oddziałowi neurologicznemu w Radomiu, bo to z nimi przeżyłem te pierwsze najcięższe momenty. To oni sprawili, że jestem teraz tutaj, gdzie jestem - mówił po odebraniu złotego medalu mistrzostw Polski.

Zanim znalazł się jednak na szczycie, musiał przejść krętą drogę. Nie tylko o powrót do zdrowia. Legia zrezygnowała ze współpracy, a niejako pomocną dłoń wyciągnął będący w potrzebie Anwil Włocławek, który ze względu na problemy zdrowotne Kamila Łączyńskiego szukał krótkoterminowego zastępstwa. Wybór padł właśnie na Schenka, a z nim w składzie "Rottweilery"... nie przegrały.

Na kontynuację współpracy się jednak nie zdecydowano. Schenk został bez pracy, ale na chwilę. Zadzwonił Żan Tabak, a Schenk znalazł się w Trójmieście. Miał ogromny wpływ na grę Trefla. - Widziałem po raz kolejny w oczach chłopaków porażkę w połowie trzeciej kwarty. Wszystko jest w naszych głowach - mówił po czwartym meczu finałów w rozmowie z Polsatem Sport. Jego drużyna przegrywała wtedy 1:3 w serii do trzech zwycięstw.

O tej wypowiedzi było głośno. Doszło do spotkania zawodników z Tabakiem, a Trefl odwrócił serię - wygrał trzy kolejne spotkania, został mistrzem. - Nie wiem co mówić, nie wiem jak się cieszyć. To jest mój pierwszy taki raz... Po prostu nie wiem... - mówił ze łzami w oczach Schenk przed telewizyjnymi kamerami.

Wiedział doskonale, jaką drogę przeszedł. Ile pracy musiał włożyć w swój powrót. Nigdy nie stracił wiary, że to się stanie. I dopiął swego. Trudno dziwić się emocjom.

Wisienką na torcie mogło być powołanie do kadry na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, ale do tego finalnie nie doszło. Igor Milicić tym razem postawił na innych, a Schenk po miesiącach niesamowitej pracy, może odpocząć, przygotować się na kolejne wyzwania.

Ma ważną umowę z Treflem, który oprócz walki o obronę tytułu zagra w EuroCupie. Kolejnych wyzwań w karierze więc nie zabraknie...

Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Dziki Warszawa dopięły swego! Duży transfer stał się faktem
Trzeci sparing Polaków przed kwalifikacjami do paryskich igrzysk olimpijskich

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!

Komentarze (0)