Mateusz Stępień: Zbliżamy się do końca pierwszej rundy sezonu PLK. Sportino jest na ostatnim miejscu, ma tylko dwie wygrane na koncie. Zapewne nie tak miało to wyglądać.
- Każdy z nas liczył na więcej. Te dwa zwycięstwa odnieśliśmy dość szczęśliwie, bo w obu przypadkach, różnicą punktu. Przed przerwą świąteczną mamy do rozegrania jeszcze dwa mecze. Musimy do nich podejść z jednym nastawieniem - tylko zwycięstwo. Trzeba walczyć na 100 proc., żadna piłka nie może być dla nas stracona. W przypadku zwycięstw, po pierwsze, w dobrych nastrojach będziemy mogli spędzić święta Bożego Narodzenia, po wtóre, pozytywniej przystąpimy do rundy rewanżowej. Teraz interesują nas tylko wygrane.
Po serii porażek, nastąpiły wspomniane dwa zwycięstwa. Zaraz po nich zagraliście dobrą pierwszą połowę z Treflem Sopot, i gdy wydawało się, że wszystko zmierza ku poprawie, ostatecznie mecz ten, podobnie jak pozostałe, przegraliście. Dlaczego?
- Po zmianie trenera wygraliśmy dwa razy z rzędu. Potem zawaliliśmy drugą połowę z Treflem i ta passa porażek ciągnie się niestety do tej pory. Podobnie, co z sopocianami, wyglądało nasze ostatnie spotkanie ze Zniczem Jarosław. Pierwsze dwadzieścia minut wyrównane, ale po przerwie nastąpił u nas obrót o 180 stopni. Mecze nie kończą się na jednej połowie, o zwycięstwo należy walczyć do końca. My, zazwyczaj popełniamy wtedy więcej błędów, rywal nam odskakuje i wygrywa.
Marcin Dutkiewicz z Polonii 2011 Warszawa, która podobnie jak wy, wygrała do tej pory dwa razy, zapytany niedawno przeze mnie o porażkę, która najbardziej go bolała, wskazał na przegrane spotkanie właśnie ze Sportino.
- Dla nas była to z kolei najszczęśliwsza wygrana, bo w ostatnich sekundach. Byliśmy wtedy w nieco innej sytuacji, niż zazwyczaj. To my musieliśmy gonić rywala. W końcówce udało nam się odrobić straty, zaczęliśmy wymuszać błędy na mniej doświadczonych od nas, młodych koszykarzach z Warszawy. Po meczu na ich twarzach było widać załamanie tym, co się stało. Dobrze grali przez 35 minut, potem gdzieś zatracili konsekwencję w grze, łatwo gubili piłki i w efekcie przegrali.
Czym spowodowana jest wasza niska pozycja w tabeli? Popełniono jakieś błędy w okresie przygotowawczym, że do tej pory udało wam się wygrać tylko dwa mecze?
- Nie zwalałbym tego na ciężkie treningi przed sezonem. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w trzech pierwszych kolejkach rywale są w naszym zasięgu i możemy pokusić się nawet o komplet punktów. Trzy następne, to z kolei potyczki z zespołami, które w poprzednich rozgrywkach podzieliły między sobą medale. Liczyliśmy się z tym, że możemy im ulec, ale już na pewno nie Polpharmie i Czarnymi, z którymi graliśmy u siebie, oraz w Kołobrzegu z Kotwicą.
Waszym planem na trzy pierwsze mecze, było więc zdobycie kompletu 6 punktów?
- Czy 6, to nie wiem, bo zawsze gdzieś może powinąć się noga. Ale co najmniej dwa, to wygrać powinniśmy. Mimo, że nie zaprezentowaliśmy w tych spotkaniach jakiejś wysokiej formy, w każdym z nich, w końcówkach mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dolna połowa tabeli jest bardzo wyrównana. Kilka miejsc wyżej od nas są kluby, które mają np. tylko dwie wygrane więcej niż my.
Jest więc szansa, aby w dość szybkim tempie odrobić straty z początku rozgrywek?
- Myślę, że tak. Stawka drużyn jest bardzo wyrównana. Każdy może sprawić niespodziankę i pokonać, wydawać by się mogło, silniejszego rywala. Różnice punktowe między zespołami są małe, więc wiele ciekawego może się jeszcze wydarzyć.
Po pięciu kolejkach, trenera Mariusza Karola zastąpił Andrzej Kowalczyk. Nastąpiły zmiany po przyjściu nowego szkoleniowca?
- Na pewno one były. Zawsze tak jest, kiedy przychodzi nowa osoba, w tym wypadku nowy szkoleniowiec, próbuje wdrożyć inny styl gry, coś pozmieniać. Za trenera Kowalczyka wygraliśmy np. dwa mecze, a wcześniej były same porażki. I nie chcę przez to powiedzieć, że jego poprzednik był gorszy. Absolutnie nie. Nie mi to oceniać. Po raz pierwszy mam okazję współpracować z trenerem Kowalczykiem. Na razie układa mi się ona dobrze. Ma on swoją wizję prowadzenia drużyny, a my, jako zawodnicy, musimy się do tego dostosować.
Oprócz rozgrywek ligowych, niedawno zainaugurowaliście też zmagania w Pucharze Polski. Mecze w środku tygodnia są dla was uciążliwe, bo jest to dodatkowe zmęczenie, czy może wręcz przeciwnie, gdyż mogą wtedy zgrać z zespołem nowi gracze, jest szansa wypróbować inną taktykę ?
- Na pewno to drugie. Dwa mecze w tygodniu, to nie jest aż tak dużo i spokojnie takim systemem można by rozgrywać ligę. Takie spotkania wychodzą tylko na plus. Teraz graliśmy z Górnikiem Wałbrzych. Zespół z pierwszej ligi prezentuje niższy poziom od rywali, z jakimi gramy na co dzień. Była okazja wykonać kilka nowych zagrywek, sprawdzić, jak będą one wyglądały w czasie meczu, czy są skuteczne. A jeśli nie, to błędy, jakie popełnialiśmy, od razu korygować.
Pierwszy mecz w Pucharze Polski już za wami. Łatwo pokonaliście Górnika Wałbrzych. W klubie tym grał pan przez cały poprzedni sezon. I jeśli pod względem sportowym może zaliczyć go do udanych, to w kwestii finansowej, na pewno już nie. Nie od dziś bowiem wiadomo, że wałbrzyszanie borykają się z tymi problemami.
- Zgadza się. Miałem tam dobry sezon. Dostawałem dużo minut, i myślę, że je wykorzystywałem. Później pojawiły się co prawda drobne problemy, ale pod koniec, znów mogłem grać, to co wcześniej. A jeśli chodzi o finanse, to cóż, wycofał się sponsor i pojawiły się kłopoty. Nie zostały one rozwiązane do dzisiaj. Klub nadal się ze mną nie rozliczył. Jestem w stałym kontakcie z tamtejszymi działaczami. Czekam na uregulowanie wszystkich zobowiązań, jakie mają wobec mnie. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie sprawa ta się wreszcie wyjaśni, bo jeśli nie, będę zmuszony skierować ją do sądu. A z tego co wiem, nie tylko ja mam takie problemy. Rozmawiałem z kilkoma zawodnikami, z którymi grałem w Wałbrzychu, i podobnie oni, też czekają za uregulowaniem wszystkich spraw finansowych.
Gdy rozmawialiśmy na początku maja, powiedział mi pan wtedy, że otrzymał zapewnienie od zarządu klubu Górnik Wałbrzych, iż w najbliższym czasie uregulowane zostaną wszystkie finansowe zaległości. Rozumiem więc, że od tamtego czasu, nic w tej sprawie nie zostało poczynione?
- Mieliśmy ustalenia, ale jak na razie klub się z nich nie wywiązuje. Zobaczymy jak to będzie dalej.
Kiedy po raz ostatni rozmawiał pan z kimś z zarządu Górnika?
- Z włodarzami tego klubu jestem w stały kontakcie. Dość często wykonuje telefony do Wałbrzycha. Mam nadzieję, że jak najszybciej to się wyjaśni i cała ta sprawa zakończy się pozytywnie.
Załóżmy jednak tę niezbyt optymistyczną dla pana wersję. Górnik nadal zwleka ze spłatą zobowiązań. Kieruje pan sprawę do sądu?
- Pieniądze również są ważne w życiu, a ich suma, którą zalega mi Wałbrzych nie jest mała. Jeśli klub nie wywiąże się ze swoich zobowiązań, będę musiał oddać sprawę do sądu. Nie pozostanie mi wtedy nic innego. Trzeba walczyć o swoje.
O jakich zobowiązaniach mówimy? Przez jaki czas nie otrzymywał pan wynagrodzenia?
- Jest to około trzech i pół miesiąca, czyli od połowy stycznia.
Mówiło się, że Kamil Chanas i Tomasz Zabłocki sprawę, dotyczącą właśnie zaległości finansowych oddali już do sądu.
- Rozmawiałem m.in. z nimi na ten temat i jest to prawda.
A ktoś oprócz nich postąpił podobnie?
- Od innych tego nie słyszałem. Ja mam nadzieję, że wszystko pozytywnie się rozwiąże i będę mógł wtedy powiedzieć, że nie mam już żadnych problemów z klubem z Wałbrzycha.
Czuje się pan oszukany przez Górnika Wałbrzych?
- Nie jest to wina wszystkich działaczy. W kraju był wtedy kryzys gospodarczy, z klubu w tym czasie wycofał się sponsor i przez to tych pieniędzy brakowało. Gdyby one były, na pewno byśmy je otrzymali. Celem działaczy jest też bycie na bieżąco z zawodnikami i z ich sprawami. Stało się jednak tak, a nie inaczej. Nadal musimy czekać. Może się powtórzę, ale ja mam nadzieję, że wszystko rozwiąże się pozytywnie.