Koszmar gospodarzy po przerwie. Trójki zadecydowały

PAP / Michał Meissner / Na zdjęciu: Łukasz Frąckiewicz i Denzel Andersson
PAP / Michał Meissner / Na zdjęciu: Łukasz Frąckiewicz i Denzel Andersson

Dziki Warszawa odniosły pewny triumf w Gliwicach, wygrywając 76:64 z Tauron GTK. Gospodarzom po przerwie kompletnie przestały wpadać trójki, które w pierwszej połowie pozwalały im toczyć równy bój z ekipą ze stolicy.

Pierwsza połowa spotkania w Gliwicach była niezwykle wyrównana. Żadna z ekip nie była w stanie w tym czasie wypracować sobie większej przewagi. To, co za to pozostawało bez zmian, to kiepska forma Denzela Anderssona. Szwed przed sezonem kreowany był na jednego z liderów Dzików, ale jak na razie nic takiego nie nastąpiło.

Początkowe dwadzieścia minut starcia także nie było jego popisem. W tym czasie skrzydłowy nie zdobył choćby punktu, pudłując trzykrotnie z dystansu. Tu jednak nie wyróżnił się na specjalny minus, bowiem jego koledzy także pudłowali na potęgę będąc za łukiem (1/12). W grze warszawian trzymali Janari Joesaar, Nick McGlynn oraz Mateusz Szlachetka.

Wśród GTK bardzo dobrze spisywał się natomiast Kuba Piśla, który dla odmiany - względem Anderssona - trafił trzy trójki. Ponadto swoje dokładali Malik Toppin oraz Chris Czerapowicz i gliwiczanie prowadzili 37:36. Aż siedem celnych prób z dystansu przed zejściem do szatni było bardzo dobrym rezultatem, ale po zmianie stron to podopieczni Krzysztofa Szablowskiego ruszyli do ataku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent

Dobrze dysponowany był w tym fragmencie Rickey McGill, a równy poziom utrzymywali Joesar i McGlynn. Goście raz po raz punktowali GTK, a Mario Ihring, który już przed przerwą miał na swoim koncie 9 asyst, nie był w stanie odpowiednio ustawić gry swojej drużyny. Trener Turkiewicz wpuścił więc w jego miejsce Kacpra Gordona, ale ten - chcąc wziąć na siebie ciężar gry - pudłował kolejne rzuty, a Dziki podwyższały prowadzenie.

Gdy zza łuku celnie przymierzył Jarosław Mokros, drużyna ze stolicy wyszła na dziesięciopunktowe prowadzenie - 54:44 - i taką właśnie bezpieczną przewagę utrzymała do końca trzecich dziesięciu minut, po których na tablicy było 50:60. Dobre wejście do gry w drugiej połowie miał Andre Wesson, który na przestrzeni trzeciej i czwartej kwarty był największym wsparciem dla McGilla.

Po trójce Amerykanina, Dziki wyszły na już 13-punktowe prowadzenie. GTK szukało swoich szans, ale uciekający czas nie był sprzymierzeńcem gospodarzy, którym mocno rozregulowały się także celowniki. W pierwszej połowie gliwicka ekipa zdobyła aż 21 punktów rzutami trzypunktowymi, co zmieniło się po przerwie. Wtedy role się odwróciły.

Gdy więc miejscowym przestało wpadać niemal zupełnie z daleka (8/26 w całym spotkaniu), a goście dołożyli ten element do swojego repertuaru (1/12 w pierwszej połowie, 5/11 w drugiej), było po zawodach. Swoje trzy grosze dorzucił też Andersson, który w czwartej kwarcie dwa razy znalazł swoją klepkę na dystansie.

Tauron GTK Gliwice - Dziki Warszawa 64:76 (18:16, 19:20, 13:24, 14:16)

Tauron GTK: Kuba Piśla 11, Malik Toppin 11, Chris Czerapowicz 10, Martins Laksa 8, Mario Ihring 7 (15 as.), Łukasz Frąckiewicz 6, Matt Milon 6, Michał Jodłowski 3, Aleksander Busz 2, Kacper Gordon 0.

Dziki: Rickey McGill 15, Nick McGlynn 14 (13 zb.), Janari Joesar 12, Andre Wesson 12, Mateusz Szlachetka 9, Denzel Andersson 6, Mateusz Bartosz 3, Jarosław Mokros 3, Piotr Pamuła 2, Wojciech Nojszewski 0.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty