Nie było drużyny - rozmowa z Andrejem Urlepem, trenerem PGE Turowa Zgorzelec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

PGE Turów Zgorzelec od momentu przyjścia do klubu trenera Andreja Urlepa gra zdecydowanie lepiej. W porównaniu do czasów gdy "czarno-zielonych" prowadził Sasa Obradović zespół lepiej broni, a także gra bardziej zespołowo. <i>- Aby wszystkie zmiany zostały wcielone w życie potrzeba czasu</i> - mówi Andrej Urlep.

Grzegorz Bereziuk: Gdy trafił Pan do Zgorzelca PGE Turów miał już za sobą 10 rozegranych spotkań na polskich parkietach. Spośród nich wygrał sześć, tracąc punkty z rywalami, którzy do ligowych potentatów nie należą. Z czego Pana zdaniem mogła wynikać słaba postawa drużyny?

Andrej Urlep: - Uważam, że nie było zespołu. Każdy z graczy chciał grać indywidualnie, a w taki sposób nie można wygrywać. Bez zespołowej gry zarówno w obronie jak i ataku niczego się nie osiągnie. Po pierwszym moim meczu w roli trenera PGE Turowa we Włocławku z Anwilem, mimo że przegraliśmy dominowały opinie, że w porównaniu do poprzednich spotkań drużyna zagrała zdecydowanie lepiej. Gdy oglądnąłem powtórkę meczu okazało się, że wcale nie było tak dobrze. Twierdzą, że zagraliśmy tragicznie, zwłaszcza w defensywie.

Po porażce we Włocławku zespół momentami grał nieźle w Atenach z Panelliniosem, a następnie w świetnym stylu ograł na wyjeździe Znicz Jarosław i we Wrocławiu wziął rewanż na ekipie z Grecji. Trzeźwo oceniając sytuację awans do dalszej rundy Pucharu Europy jest realny?

- Oczywiście, że tak! Wygrana z Panelliniosem podtrzymała nasze szanse. Będziemy walczyć dopóki będą choćby teoretyczne nadzieje. To kibicom mogę obiecać na pewno.

W sobotę mimo wielkich apetytów nie udało się powstrzymać Asseco Prokomu Gdynia. Do sukcesu zabrakło naprawdę niewiele.

- Na tą chwilę ulegliśmy najlepszej drużynie w Polsce. Oddaliśmy w tym meczu wszystko. Porażka bardzo nas boli. Na 5 minut przed końcem meczu prowadziliśmy 12 punktami. Wtedy popełniliśmy kilka prostych błędów i to nas kosztowało wynik. Dogrywka była bardzo wyrównana, ale ostatnia akcja należała do gości. Mieliśmy wprawdzie szansę odwrócić wynik, ale nie udało się. Taka jest koszykówka.

Co takiego zrobił Pan, że zespół z miejsca zaczął grać o niebo lepiej?

- Koszykarze potrzebowali zaufania. Każdy z nich musiał zrozumieć swoją rolę jaką spełnia w zespole. Aby wygrywać nie można grać w pojedynkę. Trzeba walczyć pełną kadrą na całym parkiecie. Tak też zaczęliśmy grać. Aby wszystkie zmiany zostały wcielone w życie potrzeba czasu. Potrzebuję na to półtora do dwóch miesięcy. Każdy z graczy musi nie tylko zrozumieć, ale także przyzwyczaić się do pewnych rzeczy i się ich nauczyć.

Od momentu kiedy trafił Pan do zespołu zaskoczeniem dla wszystkich jest zwłaszcza postawa Konrada Wysockiego. To gracz, który pod wodzą Sasy Obradovicia był zupełnie niewidoczny. Skąd u niego taka zmiana na plus?

- Nie wiem co z Konradem działo się wcześniej. Wiem tylko tyle, że trener Obradović zakazał mu rzucać do kosza. Koszykarz musi wiedzieć, że trener mu ufa i sam jest odpowiedzialny za decyzje, które podejmuje na parkiecie. Porozmawiałem z nim i to poskutkowało.

Odmieniony Wysocki to nie jedyna zmiana w PGE Turowie. W zespole doszło również do kilku zmian kadrowych. Jak Pan je oceni?

- Jeśli w drużynie coś nie gra, to potrzebne są zmiany. Doszło do nas dwóch zawodników. TJ Thompson jest rozgrywającym. Nie gra indywidualnie, ale potrafi wygrać pojedynek jeden na jednego, dynamicznie wchodzić pod kosz jak również trafiać z dystansu. W debiucie z zespołem z Gdyni miał troszeczkę problemów z organizacją gry w ataku. Swoje rzuty oddawał z pozycji, z których na treningach trafiał. Na niektóre może decydował się trochę za szybko. Będzie bardzo przydatny drużynie kiedy bardziej zgra się z zespołem. Brandon Wallace to z kolei świetny obrońca, który przyda nam się w walce pod tablicami. Da nam możliwość lepszego wykorzystania Roberta Witki. Myślę, że jeśli wszyscy będziemy ciężko pracować, to zrealizujemy swój cel. Nim jest dotarcie do finału.

Skład drużyny jest już zamknięty?

- Niewykluczone, że jeszcze dojdzie do jakiejś zmiany.

Źródło artykułu: