Bardzo udanie rozpoczęli piątkowe starcie w Aqua Zdroju podopieczni Krzysztofa Szablowskiego, którzy do Wałbrzycha przyjechali wyraźnie uskrzydleni ostatnią wygraną w rozgrywkach ENBL z niemieckim Brose Baskets Bamberg. Zespół ze stolicy po dziesięciu minutach prowadził z gospodarzami 21:14, wymuszając na miejscowych słabą skuteczność w rzutach z gry (3/17).
Sprawy w swoje ręce wziął jednak wtedy jeden z liderów Górnika, a więc Ike Smith. Dzięki dobrym akcjom Amerykanina o czas musiał poprosić szkoleniowiec warszawskiej drużyny. Mimo tego dobrego fragmentu na starcie drugiej odsłony, wałbrzyszanie nie byli w stanie dopaść rywali.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Dziki otrząsnęły się dość szybko i w pewnym momencie, jeszcze przed przerwą, znów osiągnęły wyższe prowadzenie. Stało się tak za sprawą dwóch celnych trójek w krótkim odstępie, które trafili Grzegorz Grochowski i Janari Joesaar. Tablica wskazywała wtedy wynik 30:41. To jednak nie było ostatnie słowo gości, którzy ostatecznie po dwudziestu minutach prowadzili już 46:31.
W pierwszej połowie trzeciej kwarty gospodarze starali się odrabiać straty, ale przychodziło im to z dużym trudem. Dziki w pewnym momencie jednak znów wrzuciły wyższy bieg i rozstrzygnęły losy starcia pod koniec tej odsłony. Wtedy to załatwili sprawę trójkami. Od stanu 40:52 trzy razy zza łuku przymierzył Mateusz Szlachetka, jedno trafienie dołożył Andre Wesson i było po meczu.
Gdyby tego było mało, już w pierwszej akcji czwartej kwarty ponownie z dystansu trafili warszawianie - konkretnie Denzel Andersson - dzięki czemu prowadzili wtedy aż 67:42. Nic zatem dziwnego, że Dziki nie miały ostatecznie najmniejszego problemu z dowiezieniem korzystnego rezultatu do samego końca.
Można więc stwierdzić, że w Wałbrzychu doszło do pewnej niespodzianki. Może - zważywszy na pokonanie w środę Brose Baskets - nie jest ona aż tak dużego kalibru, jednak patrząc na formę jednych i drugich w Orlen Basket Lidze w ostatnich tygodniach, wydawało się, że zdecydowanym faworytem tego starcia jest Górnik, który musiał jednak przełknąć gorzką pigułkę.
Górnik Zamek Książ Wałbrzych - Dziki Warszawa 63:82 (14:21, 17:25, 11:18, 21:18)
Górnik Zamek Książ: Joshua Patton 18 (10 zb.), Alterique Gilbert 11, Grzegorz Kulka 9, Ikeon Smith 9, Dariusz Wyka 7, Janis Berzins 4, Toddrick Gotcher 3, Aleksander Wiśniewski 2, Kacper Marchewka 0.
Dziki: Mateusz Szlachetka 19, Andre Wesson 18, Janari Joesaar 13, John Fulkerson 8, Mateusz Bartosz 7, Nikola Radicević 5, Denzel Andersson 3, Grzegorz Grochowski 3, Jarosław Mokros 3, Piotr Pamuła 3.