Diabelski pościg - relacja z meczu Polpharma Starogard Gdański - Znicz Jarosław

- Zaprezentowaliśmy dwa różne oblicza - mówił po meczu Milija Bogicević, pierwszy trener Polpharmy. Trudno się nie zgodzić z serbskim szkoleniowcem. "Kociewskie Diabły" w pierwszej połowie nie istniały ani w obronie, ani też w ataku. Dopiero druga część spotkania odmieniła oblicze gospodarzy. Koszykarze Znicza Jarosław mieli wielkie problemy z trafieniem do kosza, w dodatku nie potrafili zatrzymać rozpędzonego rywala. W efekcie tego 15-punktowa przewaga szybko została roztrwoniona, a sukces padł łupem SKS-u.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski
Jak powszechnie wiadomo Znicz Jarosław gra bardzo nierówno. Zespół ten, prowadzony przez amerykański tercet, miewa gorsze i lepsze momenty w czasie meczu. Tym razem od samego początku udało się wstrzelić w obręcze liderom gości. Keddric Mays i John Williamson byli nie do zatrzymania. Twarda, nieustępliwa obrona, którą zwykle posiadała Polpharma, była bardzo nieszczelna. Do wymienionej dwójki dołączył również bardzo wszechstronny Jeremy Chappel. Rozpędzona trójka muszkieterów nie miała sobie równych - trafiali z dystansu, spod kosza, świetnie zbierali i wymuszali faule. Sporo oczek podopieczni Dariusza Szczubiała zdobywali na linii rzutów osobistych. Nic więc dziwnego, że spotkanie toczyło się w bardzo szybkim tempie. Dla gospodarzy było ono zdecydowanie zbyt szybkie, w efekcie już od pierwszych minut musieli gonić rywala. Początkowo dobrze funkcjonowali Anthony Weeden i Patrick Okafor, którzy dzielnie walczyli. "Kociewskie Diabły" mają to do siebie, że zawsze notują kilkuminutowy zastój. Tym razem zdarzył się on w drugiej odsłonie. Przyjezdni bezwzględnie to wykorzystali. Wszak na fali byli liderzy Znicza, którzy nadal znakomicie wykorzystywali swoją dynamikę, atletyczność oraz umiejętności strzeleckie. Starogardzianie tymczasem próbowali się uporać z chaosem organizacyjnym w ataku. Nie pomogło w tym zejście Brody'ego Angley'a, który miał problemy z faulami. Jego zmiennik, Tomasz Ochońko grał fatalnie - po jego wejściu Polpharma przestała grać kombinacyjnie, co więcej nie dostrzegał on swoich partnerów, często penetrował w ostatnich sekundach z mizernym skutkiem. Wielkim mankamentem dla gospodarzy okazała się obrona strefowa. Pod koszem gracze serbskiego szkoleniowca zupełnie nie istnieli. Robił co mógł Weeden, ale były to jedynie krótkotrwałe przebłyski, które zaliczał także Uros Mirković. W ostatnich sekundach pierwszej połowy Znicz zaliczył akcję 3+2. Trójkę z dystansu trafił Mays, a w międzyczasie przewinienie techniczne było dziełem Łukasza Majewskiego. Chappel nie pomylił się na linii rzutów wolnych, ustalając wynik po 20 minutach na 53:38 dla jarosławian. Zdobyć 53 punkty w 20 minut to trudne zadanie, ale powtórzyć ten wyczyn w drugiej części spotkania graniczy niemal z cudem. Cudu jednak nie było. Przyjezdnych ogarnęła bowiem wielka niemoc strzelecka. - Zagraliśmy bardzo słabo w trzeciej kwarcie. Powinniśmy kontrolować ten mecz po pierwszej połowie. Gdybyśmy w trzeciej odsłonie zagrali na remis, mielibyśmy 13-14 punktów przewagi i pewnie byśmy wygrali to spotkanie - stwierdził Tomasz Zabłocki, który po świetnym występie przeciwko Stali Stalowa Wola, tym razem nie potrafił się odnaleźć na parkiecie. Nie działało już nic - rzuty z dystansu mijały cel, nie było już oczek spod kosza, a wsparcia nikt nie udzielał. Nic więc dziwnego, że Polpharma po ciężkim ciosie podniosła się bardzo szybko. "Farmaceuci" stopniowo odrabiali straty, za sprawą wręcz fenomenalnej gry Mirkovicia i bardzo dobrej Okafora. W końcu miejscowi koszykarze z łatwością przedzierali się w pole trzech sekund. Coraz więcej problemów mieli również Amerykanie ze Znicza. Zmęczenie dawało się we znaki, a co za tym idzie stracili oni sporo na szybkości, która wcześniej była ich wielkim atutem. - Później, już w szatni próbowaliśmy ustalić, zmienić pewne rzeczy. W końcu zaczęła funkcjonować nasza obrona, na którą stawiamy. Podłamała nas jednak psychicznie trójka niemalże równo z końcową syreną. Potem nie trafiali oni nic, a my krok po kroku odrabialiśmy straty - tłumaczył pierwszy trener starogardzian. Odrobienie 15 oczek przyszło "Kociewskim Diabłom" więc bardzo łatwo, a zadanie to ułatwili przeciwnicy, którzy rzucili w trzeciej partii zaledwie 9 punktów. Na rozpędzoną lokomotywę mocnych już nie było. SKS kontynuował swój marsz po zwycięstwo. Tym razem do gry w ataku dołączył się Łukasz Wiśniewski, który raz po raz dziurawił kosz. Świetną grę kontynuował Mirković, wspierany przez Okafora i Weedena. Koszykarze Dariusza Szczubiała wybici z rytmu nie mieli już żadnego pomysłu na ogranie przeciwnika. Jedyny zamysł, który widać było w ekipie z Jarosławia, to dogrywanie piłki do zaciągu zza oceanu. Ten jednak był już kompletnie wykończony i jedynie Williamson potrafił jeszcze umieścić piłkę w koszu. - Rywale stworzyli nam spore problemy - powiedział Milija Bogicević po zawodach. Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Po pierwszej połowie w zdecydowanie lepszej sytuacji byli goście, którzy mieli w zanadrzu aż 15 oczek. Zmotywowało to jednak gospodarzy do walki o każdy punkt. - Zaprezentowaliśmy dwa różne oblicza - dodał serbski szkoleniowiec.
Polpharma Starogard Gd. - Znicz Jarosław 90:76 (24:27, 14:26, 27:9, 25:14)
Polpharma: Patrick Okafor 21, Tony Weeden 21, Uros Mirkovic 18, Łukasz Wiśniewski 15, Łukasz Majewski 8, Damian Kulig 4, Brody Angley 3, Piotr Dąbrowski 0, Tomasz Ochońko 0. Znicz: Jeremy Chappel 22, John Williamson 19, Keddric Mays 18, Dariusz Wyka 6, Dawid Witos 4, Tomasz Zabłocki 3, Artur Mikołajko 2, Bartosz Sarzało 2, Grzegorz Szczotka 0.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×