Mariusz Niedbalski (trener Big Star Tychy): Zaczęliśmy za dobrze i to się na nas potem zemściło. To jest klasyczne w moim zespole, że po bardzo dobrych momentach natychmiast przychodzą gorsze chwile. Przy jedenastopunktowym prowadzeniu zamiast dobić przeciwnika podawaliśmy mu piłkę w ręce. Dzięki temu rywale uwierzyli w to, że mogą jeszcze wygrać. Sam Krzysiek Mielczarek w krótkim odstępie czasu stracił aż pięć piłek. Nawet nie zdążyłem go zmienić. Byliśmy przygotowani na ich rzuty za trzy punkty. Tymczasem Pruszków głównie starał się zdobywać punkty spod kosza. My z kolei, po raz pierwszy w tym sezonie, nie potrafiliśmy skutecznie rozbić strefy rywali. Rzeczywiście mieliśmy o 11 zbiórek więcej, ale przy słabej skuteczności niewiele z tego wynikało. Znicz Basket gdy już zbierał piłkę w ataku, najczęściej zdobywał punkty po akcjach 2+1. To dodatkowo deprymowało moich zawodników.
Paweł Czosnowski (trener Znicza Basket): Stanowiliśmy drużynę od początku spotkania. Chłopcy zagrali zespołowo, a im było bliżej końca każdy starał się pracować za dwóch. Jednym z założeń taktycznych na ten mecz było zatrzymanie od samego początku Łukasza Pacochy. Niestety szybko rzucił on nam 7 punktów, ale wraz z upływem minut już lepiej graliśmy przeciwko niemu. Kluczem do zwycięstwa była obrona. Mieliśmy nie stracić więcej jak 65 punktów. Niestety straciliśmy o trzy więcej muszę o tym na poważnie pogadać z zespołem. Oczywiście żartuje, najważniejsze, że zawodnicy byli w niej pobudzeni. Nasze zwycięstwo tak naprawdę jest jednak zasługą trenera Romana Skrzecza. Jemu dedykujemy tę wygraną. Nie znam jeszcze tak dobrze drużyny, dlatego poprosiłem Dominika Czubka o pomoc w trakcie meczu. Głównie miałem problem z młodzieżowcem, gdyż po raz pierwszy musiałem grać przy takich przepisać. Na szczęście wspólnie z Dominikiem daliśmy radę.
Łukasz Pacocha (Big Star Tychy): Mieliśmy problem z rozbiciem strefy Znicza Basket. Byliśmy przygotowani na strefę 2-3, tymczasem rywale bronili w ustawieniu 3-2. Niby detal, ale przy gorących głowach nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Zmiana trenera pobudziła zawodników do walki. To na zawodników podziałało niczym dopływ adrenaliny. Każdy chciał się pokazać. Byli tego dnia od nas lepsi.
Sławomir Nowak (Znicz Basket): Konsekwentna i ciężka praca wykonywana na treningach w końcu przyniosła efekt. W ostatnich spotkaniach nie mieliśmy szczęścia w końcówce, a drobne niepowodzenia potrafiły nas wyprowadzić z równowagi. Tym razem tak nie było, co mnie bardzo cieszy. Trener zaryzykował z wyjściowym składem, bo kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Niestety nie udało nam się zrealizować tego założenia, dlatego początek w naszym wykonaniu był niemrawy. Od połowy drugiej kwarty zdecydowanie poprawiliśmy obronę i miało to przełożenie w lepszej grze w ataku.