Z dziewczynami jest różnie - rozmowa z Claudią Trębicką, koszykarką KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp.

Claudia urodziła się drugiego dnia wiosny tuż po rozpoczętych przemianach politycznych w Polsce. Urodziła się już w III RP. W wolnorynkowej i nowej Polsce. Nie doświadczyła zakupów na kartki, kolejek po cukier czy tylko octu na półkach sklepowych. Można o niej powiedzieć, że jest przewrotna. Mogła urodzić się w dzień wiosny, ale urządziła sobie wagary i odczekała do następnego dnia. Przyszła na świat jako zodiakalny Baran i posiada cechy przypisywane do tego znaku. Zawsze pragnie być na czele, jest żądna przygód i pełna inwencji.

Claudia ma świetne pomysły, nie tylko w życiu prywatnym, ale także w koszykówce. Ma wrodzoną ciekawość świata i jest lubianym, wspaniałym kompanem do zabawy. Ma też wielkie serce i jest skłonna do wielkich namiętności i romantycznych zachowań. Ale nie tylko te cechy zodiakalnego Barana charakteryzują Claudię. Jest ona też na tyle gwałtowna i ciekawa, że wielokrotnie wpędza się w sytuacje, które nie są najlepszym rozwiązaniem. Jest ciekawa świata jak dziecko, które sprawdza jak daleko można się posunąć, kiedy parzy, a kiedy boli. Szybko wybucha, a jeszcze szybciej znów się śmieje. Jest niezwykle impulsywna, spontaniczna, entuzjastycznie nastawiona do świata, ale też odpowiedzialna, zdecydowana i posiadająca silną wolę. Ona zadziwia ludzi swoją wrażliwością, a jej oczy i uśmiech emanują szczerością i magią. Często w myślach ucieka w świat baśni, podaje się za biedną i malutką niczym jednorożec. Nie brak jej uroku osobistego, a jej ulubione powiedzonka to: "Co jest doktorku?" i "git majonez". Straszny z niej cwaniak, który w bezpiecznych dawkach naprawdę daje się lubić.

Tomasz Wiliński: Zaczynamy od zespołu juniorek starszych. W ostatnich meczach Final Four zdobyłaś 22 punkty w pierwszym meczu i 15 punktów w ostatnim. Jesteś trzonem tego zespołu. W tym roku bronicie srebrnego medalu, a ty już kończysz przygodę z juniorkami starszymi. Czy na zakończenie tej przygody zdobędziecie złoto?

Claudia Trębicka: Myślę, że każda z nas w zespole ma swoje zadanie. Wiadomo, że z dziewczynami jest różnie, raz jedna lepiej zafunkcjonuje, raz druga. Ogólnie gramy zespołowo coraz lepiej i mam nadzieję, że w końcu doprowadzi nas to do złotego medalu. Krok po kroku. Powoli, ale do złota.

W turnieju półfinałowym nie było jednak lekko. Co stanowiło największy problem?

- Było ciężko. Głównie dlatego, że jedynki miały duży problem z naciskiem. Do tego doszło mnóstwo niewykorzystanych sytuacji jeden na jeden i jeden na zero. To był nasz największy problem, ale najważniejsze, że wyszłyśmy z tego zwycięsko.

Czy koszykówka jest twoim głównym źródłem utrzymania?

- Tak. Poza koszykówką są tylko studia.

Jak się zaczęła twoja przygoda z koszykówką? Czy uprawiałaś jakieś inne sporty?

- Moja przygoda ze sportem zaczęła się od grania na podwórku w piłkę nożną z kolegami (śmiech). Później zaczęłam chodzić do klasy sportowej w szkole i od czwartej klasy rozpoczęłam trenowanie koszykówki. Pierwszym moim trenerem był Wierzbicki, później trenerka Pietrasiak. To im zawdzięczam, że koszykówka została mi do tej pory.

Grałaś w kilku meczach FGE, notując naprawdę dobre wyniki. Jesteś przez to osobą rozpoznawalną u siebie w mieście. Jak sobie z tym radzisz? Czy zbierasz z tego tytułu jakieś profity?

- Czasami pomaga mi to na uczelni. Zwłaszcza gdy są wyjazdy klubowe, a po powrocie mam bardzo dużo materiału do nadrobienia w szkole. Można powiedzieć, że nauczyciele trochę łagodniej mnie traktują, co nie oznacza, że mi całkowicie odpuszczają. Z tą przereklamowaną rozpoznawalnością jeszcze nie jest tak do końca, że jestem "ta sławna". To są po prostu jakieś miłe gesty od ludzi, uśmiechy. Ale to zdarza się rzadko. Dlatego nie grozi mi woda sodowa.

Czy masz czas na spotykanie się z kolegami na randki? Jak wyglądają takie relacje u ciebie?

- Na razie miałam sesję na uczelni. Poza tym ciągle mam naukę, treningi, mnóstwo wyjazdów z zespołem i tak na okrągło. Dlatego jakieś randki i spotkania z mężczyznami to bardzo ciężka sprawa w moim przypadku. Bardzo ciężka, ale coś się w tej sferze dzieje. Coś się kręci (śmiech). Nic mi nie wiadomo, żeby mieli za mną uganiać się jacyś mężczyźni (śmiech).

Obserwując ciebie, zauważa się, że jesteś praktycznie zawsze uśmiechnięta, a przy tym bardzo kontaktowa i otwarta w relacjach z innymi osobami. Czy jesteś kokietką?

-(śmiech) Nie. Myślę, że nie. Jestem po prostu sobą. Lubię się uśmiechać. Myślę, że w życiu to też pomaga. Sprawia, że inni zaczynają się uśmiechać do mnie. Zmienia podejście ludzi.

Co jest twoim największym atutem sportowym?

- Trener zawsze powtarza, że jest to rzut, rzut i rzut. Jak tylko jest pozycja, to mam rzucać, tyle ile się da. Rzucać zza linii 6,25 metra i po koźle. Mam dużo rzucać.

Jak wygląda twój dzień w trakcie sezonu?

- Rano przeważnie jest trening, później z panem Jurkiem Chmielnickim siłownia albo rzuty na hali na Chopina. Do tego albo przed treningiem, albo po treningu jest szkoła. Teraz są przecież studia. Następnie wracam ze szkoły, zjadam obiad i biegnę na kolejny trening. Dopiero wieczorem jest odpoczynek. Następnego dnia jest podobnie.

Kto jest twoim idolem sportowym?

- Nie mam konkretnego idola. W naszym zespole mogę podpatrywać Sidney Spencer czy Samanthę Richards. Podziwiam Sidney przede wszystkim za jej ciężką pracę, za to jak bardzo się stara i chce wszystko poprawiać. Samantha to przede wszystkim fantastyczna zawodniczka, niesamowita gra meczowa, jej zachowanie na parkiecie. Bardzo dużo widzi na boisku. To są cechy, które u niej podziwiam.

Kto w twoim odczuciu jest najlepszym szkoleniowcem w Polsce?

- Trener Maciejewski (śmiech). Ale oczywiście wspólnie z trenerem Pieczyrakiem (śmiech). Oni tworzą zespół. Występują wspólnie i każdy z nich posiada cechy pozwalające nam na osiąganie zakładanych celów.

Jak możesz podsumować ten sezon AZS-u w Eurolidze ? Jaki wpływ na ciebie miał udział w tych rozgrywkach?

- Z jednej strony jesteśmy młodym i nowym zespołem w rozgrywkach europejskich na tym poziomie. Nie wiedziałyśmy czego się możemy tam spodziewać, nie znałyśmy zespołów. Ale uważam, że każdy chciał udowodnić, że zasługujemy na udział w tych rozgrywkach i każdy dawał z siebie wszystko. Ja mogłam podpatrywać najlepsze zawodniczki na świecie i ich zagrania. Zawodniczki z WNBA i z najwyższej europejskiej półki. Udział naszego zespołu w Eurolidze to ogromna ilość nauki, doświadczeń, które w przyszłości mogą zaprocentować. Mam nadzieję, że zaprocentują.

Jaka jest recepta drużyny na tak długą passę zwycięstw w FGE?

- Myślę, że nie ma jakiejś konkretnej recepty. Ciężkie treningi, praca, zgranie i myślenie zespołowe, zamiast indywidualnego - to są cechy zwycięzcy. Do tego monolit drużyny. W AZS-ie PWSZ my wszystkie pasujemy do siebie pod kątem charakterów. W zespole nie dochodzi do sprzeczek. Każda dziewczyna potrafi współpracować z inną koleżanką z drużyny. Moim zdaniem to sprawia, że wygrywamy. Mam nadzieję, że krok po kroku będziemy odnotowywać kolejne zwycięstwa w drodze po złoty medal.

Jak oceniasz swoje występy w tym sezonie?

- Dla mnie to przede wszystkim nauka, ogromne przetarcie i nowe doświadczenia. Mecz z MUKS był moim najlepszym w tym sezonie. Po tym meczu i po następnych rozmawiałam z trenerem i wiem, że jeszcze bardzo dużo muszę poprawić w swojej grze. Najbardziej cieszę się z tego, że wykorzystałam to, co trener uważa za mój największy atut, czyli rzut zza linii 6,25 metra.

Jaki będzie skład finału FGE w tym roku? Jak oceniasz rozgrywki ekstraklasy w sezonie 2010?

- Bardzo ciężko w tej chwili cokolwiek powiedzieć, bo liga w tym sezonie jest niezwykle wyrównana. Od samego początku nie ma tu jakiegoś konkretnego faworyta, na którego można stawiać, tak jak w poprzednich latach. Zespół z Torunia namieszał bardzo dużo, do tego team z Polkowic jest niezwykle silny. Lotos Gdynia także gra bardzo dobrze, a przegranie meczu z młodym MUKS Poznań to w moim odczuciu zwykła kalkulacja. Jeszcze Wisła jest bardzo dobrą drużyną. Na tą chwilę trudno powiedzieć, jak tabela ułoży się na koniec rozgrywek. Poczekajmy do końca sezonu.

Trener Dariusz Maciejewski został selekcjonerem kadry narodowej, jak oceniasz ten wybór?

- Chciałam jeszcze raz pogratulować trenerowi. Dariusz Maciejewski jest szkoleniowcem bardzo konkretnym. Dobrze wie czego chce. Dla niego liczy się przede wszystkim ciężka praca, konkrety, taktyka i jeszcze raz ciężka praca (śmiech). Co tu dużo mówić, dokonano słusznego wyboru.

Jakie są twoje pasje i zainteresowania?

- Koszykówka jest oczywiście na pierwszym miejscu. Zawsze. Kiedyś bardzo lubiłam jeździć na nartach, a teraz niestety nie mam na to czasu. A poza tym lubię poczytać dobrą książkę, obejrzeć film i pomyszkować w Internecie, poszukać jakichś nowości. Poza sezonem lubię wyjść do dobrego klubu z przyjaciółmi.

Co w takim razie robisz poza sezonem?

- Poza sezonem staram się wypoczywać ile się da. Korzystam z wolnego czasu. Wyjeżdżam na wakacje, spędzam czas z rodziną i znajomymi. Najbardziej chciałabym w tym roku pojechać do ciepłej Hiszpanii; jakieś miejsce, gdzie mogłabym spokojnie się poopalać i poleżeć na plaży.

Czy w młodym zespole jest duża rywalizacja o przebicie się do pierwszej drużyny AZS PWSZ?

- Traktujemy się jak koleżanki i generalnie nie da się powiedzieć, że na każdym kroku rywalizujemy ze sobą. Ale mimo wszystko widać to, zwłaszcza na treningach jest mocniejsza obrona pomiędzy nami, w trakcie gry jeden na jeden jest dużo trudniej. Każda z nas chce poprawiać swoje umiejętności koszykarskie i jak najlepiej się zaprezentować. Tak więc jest jakaś rywalizacja.

Co sprawia tobie najwięcej problemów, występując jednocześnie w zespole AZS PWSZ, AZS PWSZ II i w ekipie juniorek starszych?

- Teraz jest już trochę lżej, ale jeszcze w poprzednim półroczu było bardzo dużo wyjazdów. Dwa mecze w tygodniu. Do tego zdarzało się, że były dwa wyjazdowe. Tak więc cały czas byłam na walizkach, w trasie. Nie było kompletnie czasu na pasje, hobby, odpoczynek. To było najtrudniejsze.

Czy lubisz opowiadać kawały, anegdotki?

- (śmiech) Niespecjalnie, nie umiem opowiadać kawałów. Lubię się pośmiać.

Jak widzisz swoją karierę koszykarską?

- Karierę? (śmiech) Tfu, tfu, tfu. Wszystko się może zdarzyć. Póki co myślę, że będzie tylko lepiej. Byle do przodu. W sferze marzeń mam występy w reprezentacji i na igrzyskach. Ale przecież wszystko jest możliwe. To są moje cele sportowe.

To może pojedziesz już na igrzyska w Londynie? Trener jest pod ręką, pozostaje tylko pokazać swoją przydatność do zespołu.

- O tak, oczywiście. Żeby to było takie proste. Może za parę lat.

Czy lubisz robić zakupy?

- Kocham robić zakupy. Uwielbiam kupować ciuchy, ciuchy i jeszcze raz ciuchy. Jak tylko dostajemy wypłatę, zbieramy się z koleżankami i gdy mamy trochę wolnego czasu, kupujemy tonę rzeczy. Później żyjemy do następnej wypłaty.

Na "garnuszku" rodziców?

- Tak, oczywiście.

Na co zwracasz największą uwagę u mężczyzn?

- Najważniejsze jest poczucie humoru i troska o kobietę. Takie poczucie bezpieczeństwa - jeżeli potrafi to dać, to jest prawie ideałem (śmiech).

Na co musisz zwrócić uwagę pod kątem rozwoju koszykarskiego?

- Największy problem mam w obronie w ustawieniu jeden na jeden. Ale bardzo dużo trenuję z Sidney i dziewczynami z ekstraklasy. One zwracają mi uwagę na błędy, które popełniam i wskazują jak je wyeliminować. Mam jeszcze trochę słabe nogi, dlatego trener Jurek mi pomaga.

Komentarze (0)