Nie potrafię tego wytłumaczyć - rozmowa z Mantasem Cesnauskisem, obrońcą Energi Czarnych Słupsk

W spotkaniu 22. kolejki PLK Anwil Włocławek pokonał Energę Czarnych Słupsk różnicą siedmiu oczek 96:89. Tym samym, słupszczanie nie przerwali fatalnej passy trzech porażek z rzędu i nie pomogła im w tym nawet bardzo dobra postawa Mantasa Cesnauskisa. Litwin zdobył 23 punkty i miał sześć asyst, lecz po meczu w minorowym nastroju udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Ciężkie są ostatnie tygodnie dla zespołu Energi Czarnych Słupsk...

Mantas Cesnauskis: No łatwe nie są na pewno. Niestety po raz kolejny przytrafiła się nam porażka, choć chyba nie możemy mieć do siebie pretensji bo zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Walczyliśmy od początku do końca, zostawiliśmy wiele serca na boisku i szkoda, że przegraliśmy, ale porażka z Anwilem to żaden powód do wstydu. Przeciwnik to bardzo dobry zespół, który jeśli tylko będzie kontynuował dobrą passę, wiele w tym sezonie osiągnie.

Niemniej jednak przegraliście czwarte spotkanie rzędu i czwarte małą różnicą punktów. Trochę więcej szczęścia i moglibyście cieszyć się z lepszego rezultatu.

- Niestety tego szczęścia nam brakuje. Co prawda dzisiaj we Włocławku nie przegraliśmy w ostatnich sekundach, tak jak to się stało tydzień temu, kiedy Znicz zabrał nam zwycięstwo dzięki ostatniej akcji, gdyż Anwil kontrolował przebieg meczu przynajmniej od końca trzeciej kwarty. Potencjalna wygrana nie była więc tak na wyciągnięcie ręki, jak w poprzednich przypadkach.

Mówi się, że szczęście sprzyja lepszym...

- Nie ma co ukrywać, że trochę tego pecha mamy, ale myślę, że nie ma co zastanawiać się nad przeszłością. Musimy skupić się na tych spotkaniach, które są przed nami i spróbować ugrać jak najlepszy rezultat. To, co mogliśmy przegrać w tym sezonie, to już przegraliśmy i nie da się tego zmienić.

O co więc w chwili obecnej walczy zespół Energi Czarnych?

- Kompletnie nie interesuje nas to, jakie zajmiemy miejsce przed play-off. Zapominamy o tabeli i do każdego meczu podchodzimy tak, aby go wygrać. A jakim rezultatem takie podejście się skończy - dowiemy się za cztery kolejki.

Nie lepiej jednak chociaż trochę kontrolować tabelę? Ósma bądź dziewiąta drużyna w ćwierćfinale prawdopodobnie zmierzy się Asseco Prokomem Gdynia, więc teoretycznie bardziej korzystna byłaby walka o nieco wyższą lokatę...

- Jestem całkowicie przeciwny takim kalkulacjom. Do sportu trzeba podchodzić zgodnie z jego duchem. Gra się o zwycięstwo w każdym meczu, a dopiero potem patrzy na kogo się trafiło. Chcemy wygrywać każdy mecz i na pewno nie będziemy specjalnie przegrywać, by ułożyć jakoś tabelę pod potencjalnie najłatwiejszą dla nas sytuację.

Przejdźmy zatem do meczu z Anwilem - wydaje się, że obie drużyny zagrały kawał dobrej koszykówki. Zgodzi pan się z tym?

- Jak najbardziej. Anwil wygrał więc trudno mówić o nich w kategoriach negatywów, ale myślę, że i my zasłużyliśmy na słowa pochwały. Wiadomo, skoro przegraliśmy to znaczy, że nie wszystko zrealizowaliśmy, co powinniśmy, ale graliśmy z zaangażowaniem, sercem i wolą walki. Zostawiliśmy sporo zdrowia na parkiecie.

Po pierwszej kwarcie wydawało się, że Anwil ułożył sobie już ten mecz, tymczasem druga odsłona przyniosła nagłą zmianę...

- Zagraliśmy słabo na początku i potem musieliśmy gonić. Anwil na pewno był bardzo dobrze przygotowany do tego meczu pod względem taktycznym, lecz mimo to udało nam się ich zaskoczyć w drugiej kwarcie. Postawiliśmy na zonę press, udało nam się wymusić kilka strat przeciwnika, które zamieniliśmy na punkty i wszystko zaczęło funkcjonować jak należy.

Do momentu, kiedy rozpoczęła się trzecia kwarta, która nie tyle co się staje, ale już stała się waszą zmorą...

- Rzeczywiście, to jest olbrzymi problem i co gorsze - nie bardzo wiemy skąd on się bierze, ale fakty są takie, że od kilku czy nawet kilkunastu kolejek nie gramy dobrze po zmianie stron. Nie ma znaczenia, czy akurat przegrywamy czy wygrywamy do przerwy - w trzeciej kwarcie następuje zadyszka. Rozmawiamy o tym i podczas treningów, i podczas meczów, ale po prostu nie mamy na to odpowiedzi. Przecież każdy zdaje sobie z tej sytuacji sprawę, a mimo to nie ma poprawy. Naprawdę nie potrafię tego wytłumaczyć.

Zawaliliście także zbiórki, przegrywając walkę na tablicach aż 38:23. To był kluczowy element?

- I to nie tylko w tym meczu. Według mnie zbiórki czy zastawienie tablicy to najważniejszy element w każdym spotkaniu. Na konferencji ktoś powiedział, że Anwil powtarzał akcje 10 razy, a to przecież jest minimum 20 punktów więcej. Jeśli gra się z tak dobrym zespołem jak włocławianie i do tego mecz rozgrywa się na wyjeździe, nie można tak wysoko przegrać zbiórek.

Widoczny jest brak Chrisa Danielsa...

- Oczywiście, że tak. Chris zapewniał nam bardzo duży komfort pod obiema tablicami, a ponadto umiał postawić dobrą zasłonę, przechwycić piłkę, zdobyć punkty po indywidualnej akcji czy dobitce, bardzo solidnie bronił...

Ale jako partner z zespołu okazał się w stosunku do drużyny nie w porządku...

- Nie moją pracą jest komentowanie takich sytuacji.

Który z elementów, poza zbiórkami, zaważył jeszcze na wyniku?

- Myślę, że fakt, iż Krzysztof Szubarga oraz Dru Joyce więcej penetrowali, niż rzucali za trzy. Byliśmy nastawieni na krycie na dystansie, a oni tymczasem dzisiaj zdecydowanie częściej wchodzili na kosz, niż rzucali z daleka. Trener nakazał nam zmianę stylu obrony, ale niestety nie udało się tego zrealizować.

Do siebie nie może mieć pan chyba jednak pretensji. 23 punkty potwierdzają wcześniej znaną tezę, że dobrze gra się panu tutaj w Hali Mistrzów?

- Nie ukrywam, że bardzo lubię tutejszą atmosferę, a co do swojego występu - nigdy nie jest tak dobrze, że nie może być lepiej. Wolałbym nie rzucić żadnego punktu, bylebyśmy tylko wygrali.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×