Michał Fałkowski: Dzięki zwycięstwu nad Energą Czarnymi Słupsk i jednoczesnej porażce Asseco Prokomu Gdynia otworzyła się przed wami szansa na zajęcie pierwszego miejsca przed fazą play-off. Zdajecie sobie z tego sprawę?
Alex Dunn: Od początku sezonu naszym celem było ukończenie sezonu zasadniczego w pierwszej czwórce i od kilku tygodni możemy się z tego małego sukcesu cieszyć. A co do obecnej sytuacji... Cóż, ciężko powiedzieć, bo Asseco Prokom ma teraz trochę inne priorytety i jak widać po ostatnich wynikach, wszystko w PLK może się zdarzyć. My tak naprawdę koncentrujemy się tak samo mocno na każdym z czterech najbliższych spotkań, bo żadne z nich nie będzie łatwe. A swoja droga - ostateczna rozgrywka z Prokomem, będąca jednocześnie walką o pierwsze miejsce, byłaby naprawdę niesamowitym zakończeniem tej części rozgrywek.
Wracając do dzisiejszego meczu. Oczekiwaliście, że Czarni postawią tak ciężkie warunki?
- Absolutnie. Pamiętam jak cztery, trzy lata temu grałem w zespole ze Słupska i każdy mecz w Hali Mistrzów przeciwko Anwilowi traktowany był naprawdę jakoś inaczej ze względu na atmosferę tych spotkań. Myślę, że nic się w tej kwestii nie zmieniło, a dodatkowo fakt, iż zajmujemy pozycje wicelidera jeszcze bardziej motywuje drużyny przyjezdne. Dlatego nie ma dla nas łatwych meczów.
Rozpoczęliście pojedynek bardzo skutecznie i szybko objęliście kilkupunktowe prowadzenie, ale później, w drugiej kwarcie, coś się zacięło. Dlaczego?
- Niestety przez chwilę mieliśmy pewien problem ze zdobywaniem punktów i Czarni doskonale wykorzystali naszą niemoc w ataku, która zresztą wzięła się z ich dobrej defensywy. Nie sądzę, żeby to była kwestia jakiegoś braku koncentracji - słupszczanie po prostu w pełni wykorzystali fakt, że my zanotowaliśmy słabszy okres.
Wiele problemów sprawił wam pressing na całym parkiecie stosowany przez Czarnych w drugiej kwarcie.
- Nie ma w naszym zespole ani jednego treningu, który mógłby odbyć się bez ćwiczeń dotyczących rozbijania takiej właśnie obrony, ale z jakiegoś powodu nie potrafiliśmy przełożyć zagrywek treningowych podczas sobotniego meczu. Faktem jest, że Czarni z pierwszej i z drugiej kwarty to były dwa zupełnie inne zespoły. Najpierw dali się zdominować, ale później rzucili się do odrabiania strat z wielkim zaangażowaniem, wolą walki i agresją. Nie chcę jednak by zabrzmiało to jak tłumaczenie się, więc muszę powiedzieć, że po prostu popełniliśmy kilka błędów.
Błędów, które jednak ostatecznie nie zaważyły na losach meczu...
- Ostatecznie nie (śmiech), ale nie możemy zapominać, że inna drużyna mogłaby w tej sytuacji zbudować o wiele większą przewagę, której moglibyśmy już nie odrobić. Aczkolwiek z drugiej strony, nie ma co gdybać, bo w końcu druga połowa należała już w zupełności do nas.
W drugiej połowie razem z Krzysztofem Szubargą rozmontowaliście defensywę Czarnych dwójkowymi akcjami pick and roll.
- Forma Szubiego wyraźnie zwyżkuje od jakiegoś czasu, choć tak naprawdę on gra bardzo dobrze cały sezon. Wszyscy wiemy, że on jest naszym motorem napędowym, bazującym przede wszystkim na swojej niebywałej szybkości i sprawności, dzięki którym bardzo ciężko go zatrzymać. Mamy wielkie szczęście, że gra po naszej stronie, bo nasi rywale często koncentrują swoją uwagę na nim i wtedy pozostała czwórka przebywająca na parkiecie ma zdecydowanie więcej miejsca do gry, do rzutu. I tak też było w trzeciej czy czwartej kwarcie, kiedy to Szubi albo samo zdobywał punkty, ale idealnie obsługiwał nas swoimi podaniami.
Bardzo wyraźnie wygraliście zbiórkę, między innymi dzięki twojej postawie. Czy to był czynnik decydujący o losach meczu?
- Na początku sezonu mieliśmy naprawdę niebywałe problemy z tym elementem, nawet na naszym własnym parkiecie. A przecież bardzo ciężko jest wygrać mecz, przegrywając walkę na tablicach. Stąd nasza wielka radość po sobotnich zawodach, że tak wyraźnie udało się nam zdominować grę na tej płaszczyźnie. To z pewnością był klucz do zwycięstwa.
Zadając dwa poprzednie pytania liczyłem, że wspomnisz coś o sobie, ale ty uparcie milczysz na temat swojego występu.
- Nie ma potrzeby wystawiania siebie na pierwszy plan. Ja w każdym meczu staram się robić na parkiecie dokładnie to, czego oczekuje ode mnie trener. Ni mniej, ni więcej.
Wobec tego zapytam wprost - jak oceniłbyś swoje czwarte double-double w tym sezonie, tym razem w postaci 16 punktów i 10 zbiórek?
- Wszystkimi słowami pochwały dzielę się ze swoimi kolegami z drużyny. Oni wykonują kapitalną robotę, ściągając na siebie uwagę obrońców, w tym także akurat tego zawodnika, który ma za zadanie kryć mnie. Ja często dostaję takie podania, że grzechem byłoby ich po prostu nie wykorzystać. Nie chcę się oceniać, bo przy takich partnerach mam po prostu bardzo łatwą pracę, tak jak to było widać w sobotę (śmiech).