Michał Fałkowski: Choć zwycięstwo z Energą Czarnymi Słupsk nie przyszło wam łatwo, kontynuujecie dobrą passę...
Nikola Jovanović: To było dla nas bardzo ważne zwycięstwo, które pokazało, że umiemy grać dobrze w meczach, gdy rywal wywiera na nas niesamowitą presję i gra bardo fizycznie. Wydaje się, że jesteśmy w dobrej formie i spotkanie z Czarnymi to pokazało, a to także niezły prognostyk przed zbliżającymi się play-off.
Spoglądacie już w dół tabeli, rozważając potencjalnego przeciwnika w play-off?
- Nie, w ogóle się tym nie przejmujemy. Jeszcze kilka miesięcy temu nasze wyniki traktowane były jako niespodzianka na plus, ale teraz zasłużenie jesteśmy wiceliderem tabeli, mającym kilkupunktową przewagę nad kolejnym zespołem i nie sądzę byśmy spoglądali z jakąś szczególną uwagą na potencjalnego rywala. Nie ważne kogo przyniesie los, po prostu wyjdziemy na parkiet i będziemy grać na 100 procent.
Ze względu na porażkę Asseco Prokomu Gdynia, otworzyła się przed wami możliwość walki o pierwszą lokatę.
- Hm... Na razie mamy przed sobą starcie z PGE Turowem Zgorzelec, bardzo ważne starcie. Jeśli wywieziemy dwa punkty ze Zgorzelca, będziemy mogli już ze spokojem zasiąść na fotelu wicelidera. Póki co jednak żadna drużyna nie może być pewna swego, a my staramy się nie zajmować sprawami, które są tak naprawdę obok nas. W ciągu ostatnich tygodni nikt nie wspominał o możliwości walki o pozycję numer jeden, choć teraz pewne sprawy się zmieniły i zgodnie z naszą dewizą - wygrywać każdy mecz - gdyby tak się stało do końca rundy zasadniczej, wówczas opcja lidera PLK byłaby całkiem realna.
Powróćmy jeszcze na moment do poprzedniego meczu z Energą Czarnymi Słupsk. Patrząc na statystyki, najbardziej rzuca się w oczy wasza przewaga w zbiórkach, 38:23, a przecież w poprzednich kolejkach to właśnie ten element sprawiał wam najwięcej kłopotów...
- Ciężko pracujemy nad własnymi słabościami i myślę, że w pewien sposób zmieniamy się. Kiedyś mieliśmy z tym problem. To jednak naturalne, że po kilku miesiącach współpracy każdy już zna resztę partnerów na tyle, że lepiej wie co ma robić, by pomóc drużynie. Poza tym, tak jak powiedziałem - zmieniamy się. Nie możemy przez cały sezon grać według tego samego schematu, bo w play-off byłoby nam bardzo ciężko. Dlatego dokładamy kolejne cegiełki do naszej taktyki, czasem są to tylko kosmetyczne zmiany, czasem zupełnie nowy element i to też ma wpływ na całokształt naszej gry.
Nie da się oprzeć wrażeniu, że jesteście bardzo pewni siebie. Nawet jak mecz nie układa się po waszej myśli, widać konsekwencję w grze i ufność, że w pewnym momencie po prostu kilka kluczowych rzutów musi wpaść. Zgodzi się pan z tym?
- Myślę, że bardzo dobrze było to widać w meczu z Czarnymi właśnie. Pierwsza kwarta należała do nas, lecz druga kompletnie nam nie wyszła. Rywal zaskoczył nas wysoką obroną na całym parkiecie, pomagał sobie w obronie i wyszedł na nieznacznie prowadzenie. Mimo to, w przerwie meczu w szatni było spokojnie, co zaowocowało bardzo dobrą postawą w ataku w trzeciej kwarcie. Bez zbędnych nerwów szukaliśmy wolnych pozycji i staraliśmy się wykorzystywać nasze atuty. A co ważniejsze - zorganizowaliśmy wyprowadzanie piłki tak, że pressing Czarnych nie zdał się już na nic.
Czy Anwil to drużyna mająca lidera, czy takiego lidera kreuje każdy inny mecz?
- Naszym liderem, motorem napędowym jest Szubi (Krzysztof Szubarga - przyp. M.F.), choć jeśli jego nie ma na parkiecie, bardzo dobrze spisuje się również Dru (Joyce). To od nich zależy w dużej mierze jak zrealizujemy teoretyczną koncepcję i przedmeczowe założenia na parkiecie. Tak naprawdę, Anwil nie ma jednego lidera, bowiem w każdym meczu ktoś inny może zostać najlepszym strzelcem. Ale mówiąc szczerze - czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Gra się dla zespołu, bo to zespół jest gwarantem sukcesu, a nie dla własnych statystyk. Trener Griszczuk od dawna wpaja nam, że jeśli będziemy grać na 100 procent swoich możliwości, ale przy tym będziemy grać jeszcze zespołowo, wówczas nikogo nie musimy się bać.
W meczu z Czarnymi bardzo dobre zawody rozegrał wspomniany Szubarga, świetnie grał Alex Dunn, a to jednak pana można nazwać cichym bohaterem tego meczu. 20 punktów w 20 minut, świetna skuteczność i wiele niezauważalnych dla przeciętnego kibica trafień z linii rzutów wolnych po wymuszonych faulach. Zgodzi się pan z tym?
- Nie lubię tego typu określeń, naprawdę (śmiech). Ja uczyłem się koszykówki na Bałkanach, a tam nie ma miejsca na indywidualne popisy. Gra się zawsze z myślą o zespole. Dla fanatyków statystyk i kibiców patrzących na koszykówkę przez pryzmat zdobyczy punktowych - byłem liderem Anwilu, ale dla ludzi znających się na koszykówce - jedną z wielu ważnych postaci w zespole.