Paweł Pydych: Zabrakło nam zimnej krwi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykarze Stali Stalowa Wola są rewelacją tegorocznych zmagań w ekstraklasie. Stalowcy, skazywani przez wszystkich na spadek, już kilka kolejek temu zapewnili sobie utrzymanie. Ostatnio jednak Stalówka przegrywa pojedynki ligowe po słabszych końcówkach.

Koszykarze Stali Stalowa Wola przez trzy kwarty w meczu z Kotwicą Kołobrzeg grali dobrze. Po raz kolejny jednak w ostatniej części spotkania coś się zacięło. Stalowcy nie potrafili przez kilka minut zdobyć punktu. Gdy wydawało się, że złapali wiatr w żagle, znów nastąpił przestój. Tym razem nie udało się go już naprawić. Ostatnie 10 minut zawodów było bardzo słabe w wykonaniu zielono-czarnych. Podobnie było w pojedynku z Polonią Azbud Warszawa. - Nie tak to miało wyglądać. Zabrakło zimnej krwi. Więcej jej zachowała Kotwica i wygrała - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl rozgrywający Stali Paweł Pydych.

Stalowcy zagrali tym razem bardzo słabo na deskach. Ekipa z hutniczego miasta nie radziła sobie w walce z wysokimi zawodnikami drużyny z Kołobrzegu. Jak się okazało, to był jeden z kluczowych elementów, który zadecydował o końcowym sukcesie gości. - Kotwica miała od nas kilkanaście zbiórek więcej. To robi różnicę. Dzięki dobrym zbiórkom w ataku, których zawodnicy z Kołobrzegu mieli aż 14, można ponowić akcję i zdobyć punkty. Często rywalom udawało się jednak trafić po zbiórce. My z kolei zagraliśmy na fatalnej skuteczności. 37 procent przy 45 rzutach to słaby wynik. Takie mecze się zdarzają. Wydaje mi się, że my nie przegraliśmy tych zawodów, lecz to Kotwica je wygrała. Nam po prostu nie udało się utrzymać tego kilkupunktowego prowadzenia i tak to się skończyło - dodaje gracz Stalówki.

Po odejściu do Turowa Zgorzelec Jarryda Loyda, gra beniaminka nie wygląda już tak dobrze. Widać w poczynaniach Stalówki brak zawodnika, który pokierowałby grą. Takim graczem był niewątpliwie Loyd. - Na pewno zabrakło lidera. Mamy także problemy z kontuzjami. Na treningach jest nas 5-6. Niestety nie jest nam dane trenowanie w pełnym składzie. To jest jednak sport. Nie jest tak, że wszyscy przez cały sezon są w pełni sił - kontynuuje rozgrywający zielono-czarnych.

Pydych po części przejął zadania Loyda. Na razie jednak ten zawodnik musi dojść do formy po bardzo długiej kontuzji. W zasadzie ten koszykarz przez półtora roku był wyłączony z grania w meczach. W tym sezonie na parkiecie pojawiał się sporadycznie. Dopiero po odejściu Amerykanina dostał więcej szans na pokazanie się. - Dostaję coraz więcej minut i staram się to wykorzystywać jak najlepiej. Próbuję wejść w rytm meczowy - w taki, jaki miałem w pierwszej lidze. Myślę, że będzie coraz lepiej - zakończył Paweł Pydych.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)