PBG Basket Poznań miał wszelkie argumenty ku temu, by pokonać w środę Energę Czarnych Słupsk. Drużyna z Wielkopolski grała w swojej Hali Arena, do składu powrócił motor napędowy zespołu Sasa Ocokoljić, który ostatnio miał problemy z wizą, a ponadto w ekipie gości zabrakło kontuzjowanego Tyrone’a Brazeltona. Pomimo tego, gospodarze nie zagrali na miarę oczekiwań i przegrali 73:83.
- Jesteśmy mocno rozczarowani dzisiejszym wynikiem. Bardzo liczyliśmy, że możemy wygrać to spotkanie i wrócić do Słupska na trzecie starcie, ale niestety rywal dał nam surową lekcję basketu - mówi rozgoryczony Wojciech Szawarski, skrzydłowy w teamie trenera Dejana Mijatovicia. Obiecująco dla poznaniaków wypadł pierwszy mecz tej rywalizacji. W Hali Gryfia goście przegrali różnicą tylko jednego punktu i wydawało się, że u siebie pokuszą się o zwycięstwo, które przedłużyłoby ich nadzieje. Tak się jednak nie stało i to słupszczanie będą walczyć w ćwierćfinale PLK.
Mimo złości po porażce, Szawarski potrafi docenić klasę rywala. - W eliminacjach do play-off trafiliśmy na najmocniejszego z możliwych przeciwników. Energa Czarni to naprawdę klasowa drużyna z dobrymi zawodnikami i sądzę, że stać ich na napędzenie strachu niejednemu faworytowi - komplementuje zespół Dainiusa Adomaitisa polski skrzydłowy, dodając - W końcówce sezonu zasadniczego wygraliśmy siedem z ośmiu meczów i naprawdę liczyliśmy, że uda nam się awansować do fazy play-off. Niestety...
Co ciekawe, zawodnicy PBG Basketu jeden ze swoich lepszych meczów w sezonie 2009/2010 rozegrali właśnie przeciwko Czarnym. W 2. kolejce sezonu regularnego pewnie pokonali przeciwnika różnicą jedenastu punktów. Runda zasadnicza to jednak zupełnie inna bajka, niż faza play-off czy nawet pre play-off, gdzie każda piłka może okazać się kluczowa. Tak też było w przypadku podopiecznych trenera Mijatovicia, którzy pierwsze, bardzo istotne spotkanie przegrali tylko jednym punktem, zatem zaledwie jeden kosz więcej i sytuacja mogłaby być zgoła inna. Z tezą tą zgadza się również Szawarski, tłumacząc - Według mnie, pierwszy mecz był jednak kluczowy. Gdyby wówczas udało się wygrać, dzisiaj to rywale odczuwaliby presję a my gralibyśmy z większym spokojem, z większą pewnością siebie. Tymczasem w ich poczynaniach było widać większe opanowanie, a nasza drużyna odczuwała ciśnienie tego spotkania.
Faktem jest, że gospodarzom środowego meczu należy oddać szacunek za to, że nie złożyli broni i walczyli do samego końca. Nawet pomimo tego, iż do przerwy przegrywali już różnicą szesnastu oczek, 32:48. Zryw w trzeciej kwarcie pozwolił im mieć jeszcze na nadzieję, że losy pojedynku można odwrócić, a gdy po trójce Zbigniewa Białka zrobiło się tylko 66:69 dla przyjezdnych, wydawało się, że za chwilę gospodarze dojdą przeciwnika i zadadzą decydujący cios. Wówczas z marazmu otrząsnęli się jednak słupszczanie i wykorzystując nerwowość miejscowych, zwiększyli prowadzenie do bezpiecznego stanu. - Po przerwie walczyliśmy, ale niestety nie udało się. Cóż, nie każda pogoń kończy się szczęśliwie. Szkoda, że zareagowaliśmy tak późno, ale taki jest sport. Przy okazji, chciałbym podziękować kibicom za wsparcie podczas całego sezonu - kończy swoją wypowiedź Szawarski. Polski skrzydłowy będzie miał teraz około pięciu miesięcy wakacji, zanim ponownie rozpoczną się rozgrywki na niego i jego kolegów.