Na taki mecz kibice Łódzkiego Klubu Sportowego czekali cały sezon. Pełna hala, gorący doping przez całe spotkanie i ogromne emocje na parkiecie. Spotkały się bowiem dwa zespoły, godne walki o ekstraklasę. Przewaga wzrostu niewątpliwie leży po stronie zielonogórzan, jednak ŁKS nadrabia to ogromną walecznością, a także taktyką, rozrysowaną przez trenera Radosława Czerniaka.
I właśnie gospodarze, po kilku minutach chaosu z obu stron, przejęli inicjatywę, odskakując z wynikiem na kilka punktów (10:4 i 17:10). Szybko pojawił się jednak ogromny problem - już po 5 minutach, 3 faule na swoim koncie miał jeden z dwóch zawodników, którzy są w stanie choćby próbować walczyć pod koszami z "wieżami" z Zielonej Góry - Jakub Dłuski.
Dłuski następne kilkanaście minut spędził na ławce, ale za dwóch grał Daniel Wall. Tuż przed przerwą przycisnął jednak Zastal, gdzie pierwsze skrzypce grał Mateusz Jarmakowicz wraz z Marcinem Fliegerem i do szatni zawodnicy ŁKS-u schodzili z przewagą tylko 3 "oczek".
Po zmianie stron, gospodarze ponownie zdołali uciec z wynikiem na ok. 10 punktów. Łodzianie grali bardzo mądrze i z ogromną wolą zwycięstwa i nie dawali graczom Zastalu nawet pół metra wolnego miejsca na parkiecie. Przed ostatnią "ćwiartką" na tablicy widniał wynik 50:43, choć prowadzenie łodzian powinno być wyższe. Szkolny błąd popełnił bowiem Bartek Szczepaniak, który zamiast przeprowadzić długą akcję i zdecydować się na rzut w ostatnich sekundach kwarty, nie trafił za 3 punkty na 11 sekund przed końcem, po czym szybką akcję przeprowadził Zastal, a za 3 rzucił Maciej Raczyński.
W końcówce spotkania łodzianom zaczęły "siedzieć" rzuty z dystansu, czym skutecznie powstrzymywali próby pogoni w wykonaniu Zastalu. Z minuty na minutę rosła temperatura na trybunach, a udzielała się ona także zawodnikom, który walczyli o każdą piłkę nie na 100, a na 200 proc. swoich możliwości. Ogromne brawa zebrał Daniel Wall, który rzucił się po piłkę i "prześlizgnął" po parkiecie, dzięki czemu po chwili akcję 2+1 zaliczył Dłuski. Im bliżej było końca spotkania, tym bardziej jasne stawało się, że ŁKS tego dnia nie da sobie wydrzeć zwycięstwa i tak rzeczywiście było. Gospodarze wygrali 71:56, doprowadzając do stanu 1:1 w batalii o ekstraklasę i doprowadzając do trzeciego spotkania.
ŁKS wygrał zasłużenie, bowiem w niedzielę był zespołem lepszym. Gracze Zastalu nie wykorzystali wyraźnej przewagi w warunkach fizycznych ("deska" wygrana przez gości jedynie 37:35). ŁKS zagrał także z olbrzymią determinacją. I choć zwycięzców się nie sądzi, to nie zabrakło jednak mankamentów. Ponownie okazało się, że ogromne znaczenie w koszykówce mają wykonywane rzuty wolne. ŁKS miał aż 43 próby rzutów za 1 punkt, z czego aż 17 razy piłka nie wpadła do kosza (60 proc. skuteczności). Identyczną skuteczność, choć przy "jedynie" 25 rzutach, mieli jednak goście. W trzecim pojedynku każde "oczko" może być na wagę złota i szalę zwycięstwa może przechylić na swoją korzyść zespół, który zachowa więcej zimnej krwi i będzie trafiał właśnie z linii rzutów wolnych,
Decydujący mecz w Zielonej Górze w czwartek o godzinie 18. Ogromne emocje gwarantowane
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Intermarche Zastal Zielona Góra 71:56 (17:10, 16:20, 17:13, 21:13)
ŁKS Sphinx Petrolinvest: Wall 16, Dłuski 12, Trepka 12, Szczepaniak 10, D.Kalinowski 8, Krajewski 7, Morawiec 3, Bartoszewicz 2, Kenig 1, Grabowski 0.
Intermarche Zastal: Flieger 19, Jarmakowicz 11, Raczyński 8, Wilczek 7, Chodkiewicz 5, J.Kalinowski 3, Kukiełka 3, Wojdyła 0, Rajewicz 0, Kus 0.
Sędziowali: Walczak, Bieńkowski i Kotulski.
Stan rywalizacji: 1:1 (do 2 zwycięstw).