Byliśmy zespołem przez duże "Z" - rozmowa z Bogdanem Pamułą, trenerem Stali Stalowa Wola

Stalowcy osiągnęli w rozgrywkach ekstraklasy swój cel, którym było utrzymanie. O zachowanie ligowego bytu nie było wcale łatwo, gdyż zespół z hutniczego miasta borykał się z problemami od momentu kiedy wywalczył awans. Mimo to ambitna postawa graczy Stali zaowocowała ogromnym sukcesem.

Kamil Górniak: Jak pan oceni występ Stali Stalowa Wola w mijającym już sezonie?

Bogdan Pamuła: Celem było utrzymanie, natomiast moim zadaniem w tym sezonie było stworzenie zespołu, który walczyłby w tej lidze. Może i było trudno. Zaraz po awansie zaczęły się schody ze strony organizacyjnej. Dotyczyło to zgłoszenia do ligi. Wszyscy wiedzą jak było. Budowanie w tym momencie składu było kuriozalne. Udało nam się zebrać chłopaków, którzy chcieli pograć w koszykówkę, a do tego walczyć o jak najlepsze miejsca dla Stali. Część zawodników, którzy awansowali do ekstraklasy, została w składzie. Wzmocniliśmy się graczami z doświadczeniem. To byli koszykarze, którzy ocierali się o grę w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale nie byli znaczącymi postaciami w swoich zespołach. Daliśmy im tą szansę. Stworzyliśmy zespół, w którym zafunkcjonowali zawodnicy z pierwszej ligi. Wydaje mi się, że naszą największą wartością było to, iż byliśmy zespołem przez duże "Z". Nie było indywidualności, tylko cała drużyna. Wszyscy zapracowali na ten fantastyczny wynik, jakim jest utrzymanie.

Wiele dobrego wnosił do drużyny Jarryd Loyd. Czy gra Stali była układana pod tego właśnie gracza?

- Gra nie była układana pod Loyda. Miał on takie, a nie inne predyspozycje, których nie mieliśmy u naszych małych rozgrywających. Był dynamicznym graczem, widział wiele na boisku, a do tego miał sporą wiedzę na temat koszykówki. To wszystko decydowało o tym, że grał tak, a nie inaczej. Nie oznacza to, że graliśmy pod niego. On potrafił uruchamiać w wielu sytuacjach taką grę, jaką chciałem, żebyśmy grali. Uważam, że to nam wychodziło.

Po jego odejściu taktyka czy koncepcja gry nieco się posypała.

- Na pewno troszeczkę trzeba było to wszystko przewartościować i szukać innych możliwości. Normalną rzeczą jest, że w takim zespole jak my zwycięstwa czy porażki bardzo często decydowały się w końcówkach zawodów. Często bywa tak, że przy wyrównanym meczu decydują niuanse. Do tego potrzebni są odpowiedni zawodnicy. Nam brakowało Loyda w końcówkach niektórych spotkań, kiedy potrzebowaliśmy takiego gracza, który wejdzie pod kosz i będzie rozdzielał piłki albo sam kończył akcję. To właśnie potrafił Jarryd Loyd.

Jak pan oceni transfery dokonane przez Stal? Kilku graczy odeszło w trakcie sezonu.

- Szukaliśmy zawodnika, który dałby nam punkty z obwodu. Takim koszykarzem miał być Marius Kasiulevicius. On na treningach potrafił skutecznie trafiać za trzy punkty. Był to zawodnik wysokiej kultury, dobrze rzucający i pełen zaangażowania w to, co robi. Niestety, ale gdzieś w jego mentalności było to, że nie potrafił tego przełożyć na mecz. Pożegnaliśmy się z nim w trakcie rozgrywek. Kompletowaliśmy w szybkim tempie skład i zawsze można się pomylić. Od tego są jednak te korekty, których można dokonywać w trakcie rozgrywek. My cały czas szukaliśmy uzupełnień, żebyśmy mieli większe pole manewru i grali większą grupą zawodników.

Pana zdaniem jaki był najlepszy mecz Stali w sezonie?

- To takie, które wygraliśmy. Dały nam one po dwa punkty, ale graliśmy w nich dobrze. Były one dla nas istotne. Przy jednej porażce więcej można by się było nie wybronić przed spadkiem. Na pewno zagraliśmy bardzo dobry mecz w Gdyni z Asseco. Wiadomo, że w lidze ta drużyna nie grała na 100 proc. Niemniej jednak przegraliśmy tylko czterema oczkami. Dla mnie i całego zespołu to jest chluba. Również w innych meczach, kiedy przegrywaliśmy, graliśmy dobry basket.

Czy jest pan w stanie wybrać najlepszego gracza w drużynie ze Stalowej Woli?

- Takiego zawodnika nie ma. Wykonaliśmy z tymi chłopakami dobrą robotę. Wszyscy pokazali swoje możliwości. W poszczególnych meczach było różnie. Raz dał nam celne trójki i dobrą obronę Marcin Malczyk, a następny mecz przespał. Na szczęście dla tego zespołu, grając 9-10 koszykarzami, w danym spotkaniu ktoś miał lepszy dzień. To się jakoś uzupełniało. Rzadko się zdarzało, żeby nie było takiego gracza. Zatem ja bym wyróżnił cały zespół.

Bardzo dobry sezon ma za sobą Michał Wołoszyn. Czy w kolejnym może być liderem drużyny?

- Michał Wołoszyn zrobił największy skok do przodu. Ten chłopak ma predyspozycje do rzucania. Ma dobrze ułożoną rękę i potrafi wykorzystywać ten atut. Wiadomo, że w koszykówce wygrywa się punktami. Niemniej jednak kluczem jest także dobra defensywa. Michał to zawodnik, który ma potencjał i atut w postaci tych rzutów. Przy dobrej pracy może w baskecie bardzo dobrze funkcjonować. Musi jednak włożyć trochę pracy, tym bardziej, że to był jego pierwszy sezon w ekstraklasie, a w poprzednim leczył kontuzję i nie był przez całe rozgrywki w równej i dobrej dyspozycji. W tym pokazał się z bardzo dobrej strony. Liczę, że rozwinie się i będzie znaczącym graczem dla drużyny. Chciałbym, żeby nadal grał i trenował w Stalowej Woli.

Sezon się dla was zakończył. Co będzie teraz? Kiedy kończą się treningi i kiedy rozpoczynacie przygotowania do nowych rozgrywek?

- Kończymy zajęcia z końcem kwietnia. Kontrakty zawodników są tak skonstruowane, że obowiązują do ostatniego meczu w rozgrywkach, a potem jest okres martwy. Niestety jest tak, że kontrakty zawodnicy podpisują na rok. Zawodnicy, którzy mieszkają w Stalowej Woli - takich jest pięciu - od początku maja będą nadal w treningu. Mają do dyspozycji stadion, halę, siłownię. Pozostali wrócą do swoich domów i będą trenować indywidualnie. Tak właściwie będzie do końca lipca. Wtedy rozpoczynają się przygotowania do nowego sezonu. Do tego czasu zawodnicy spoza Stalowej Woli trenują w macierzystych klubach i czekają na oferty. Młodzi gracze w Chorwacji czy na Litwie doszkalają się w tym czasie na różnych obozach. U nas jeszcze tego nie ma. Jest to duża bolączka. Z młodymi graczami w okresie roztrenowania można bardzo wiele zrobić. Takich rzeczy nie można robić w trakcie lig.

W Stalowej Woli był ośrodek, w którym szkolili się młodzi adepci basketu. Będzie on zlikwidowany, ale trenowali w nim zawodnicy, którzy mogliby być w przyszłości graczami Stali. Z drużyną trenował już Grzegorz Grochowski właśnie z tego ośrodka.

- Nie wiadomo, co będzie z tym ośrodkiem. Niemniej jednak ci młodzi chłopcy mieliby problemy z grą w Stali w ekstraklasie. Inaczej było, kiedy graliśmy w pierwszej lidze. Ci chłopcy grają w drugiej czy trzeciej lidze i przeskok o dwie klasy rozgrywkowe jest dla nich bardzo duży. Takie coś w naszych warunkach jest praktycznie niemożliwe. Wyjątkiem są tylko bardzo zdolni gracze. Takich koszykarzy prowadzi się inaczej, trenują z zespołem ekstraklasy, ale mecze graja w niższych ligach. Uważam, że zaplecze ekstraklasy dla takich chłopaków byłoby najlepsze. Tam mogliby łapać doświadczenie i uczyć się od starszych zawodników.

Czy przeprowadzaliście już rozmowy z zawodnikami na temat ich dalszej gry w Stali?

- Takie rozmowy czekają nas lada dzień. Zawsze po sezonie pytamy zawodników, czy chcą kontynuować grę w Stali. Zobaczymy jaka będzie koncepcja. Może zostawimy cały zespół i dołożymy do tego trzech nowych koszykarzy, albo dokonamy jakichś korekt w składzie. Niewykluczone, że mógłby do nas wrócić Amerykanin Jarryd Loyd, który w trakcie sezonu odszedł do Turowa Zgorzelec. Trudno powiedzieć, ilu obcokrajowców mogłoby grać w Stalowej Woli w przyszłym sezonie. Gdy kompletowaliśmy skład na ekstraklasę, na maila otrzymałem łącznie około trzysta propozycji od menadżerów. Ustalanie składu będzie zależeć od układu finansowego i możliwości naszego klubu. Przydałoby się nam na pewno więcej zawodników pokroju Loyda.

Po sukcesie jakim jest utrzymanie, zapewne pozostanie pan na stanowisku trenera. Czy ma pan już plany co do kolejnych rozgrywek?

- Wcale nie jestem pewien, że poprowadzę zespół także w przyszłym sezonie. Natomiast wiem na pewno, że chcę pracować jako trener. Dało mi dużą satysfakcję wspinanie się po szczebelkach trenerskiej kariery, aż do prowadzenia Stali w ekstraklasie.

Źródło artykułu: