Słońca nie zatrzymały Czarnej Mamby. Celtowie dadzą radę?

Play off to czas weteranów, tam poznaje się prawdziwą wartość zawodnika. Ta wyświechtana już maksyma idealnie pasuje jednak do Kobe’ego Bryanta, który w serii przeciwko Phoenix Suns prezentował się znakomicie, ustanawiając przy okazji kilka rekordów.

Jacek Konsek
Jacek Konsek

W meczu numer sześć Kobe Bryant nie po raz pierwszy w tych play off, i zapewne nie po raz ostatni, zaprezentował swój geniusz. Zdobył 37 punktów, w tym dziewięć w ostatnich dwóch minutach - właśnie wtedy, kiedy jego jego punkty były najbardziej potrzebne. Słońca były wówczas na fali, odrobiły kilkanaście punktów i zmniejszyły deficyt do stanu 96:99.

Nic z tego. Kobe był na posterunku i swoją robotę wykonał wyśmienicie. Po decydującym trafieniu, obok bezradnego Granta Hilla, stało się jasne, że to Lakers zagrają w wielkim finale. Czarna Mamba rzucił wówczas wymowne spojrzenie w kierunku Alvina Gentry'ego, trenera Suns, który dwa dni temu wymiotował w czasie meczu z powodu zatrucia pokarmowego. - No cóż, powiedzcie wszystkim, że choruję przez Kobego Bryanta - mówił wówczas Gentry. Teraz zapewne też "choruje" przez niego...



Bryant w serii przeciwko Suns zdobywał średnio 33,6 punktu, 8,3 asysty i 7,2 zbiórki. Dodatkowy komentarz jest chyba zbędny. Co więcej, KB zdobywał co najmniej 30 punktów w ostatnich 10 z 11 spotkań w play off. Na swoim koncie ma już 75 takich spotkań, podobnie jak legendarny Kareem Abdul-Jabbar. Ciekawe czy uda mu się prześcignąć w tej klasyfikacji samego Michaela Jordana, który w play off aż 109 razy notował przynajmniej 30 oczek.

- Zawsze sądziłem, że on jest najlepszym koszykarzem - przyznał po meczu Gentry. Popisy Bryanta na pewno oglądał już Doc Rivers, który szybko musi znaleźć złoty środek na będącego w fenomenalnej formie strzelca Lakers. Przed dwoma laty Kobe zdobywał w finałach średnio 25,6 punktu, ale to Celtowie sięgnęli po mistrzostwo wygrywając 4:2. Jak będzie tym razem?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×