Garnett i Allen prowadzą Celtics do trzeciej wygranej

Kolejny raz niezwykłe emocje towarzyszyły spotkaniu w TD Banknorth Garden. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego po fenomenalnym meczu Kevina Garnetta wygrała z Detroit Pistons 106:102 i jest już o krok od awansu do wielkiego finału. Koszykarze w zielonych trykotach mogą tym samym nawiązać do czasów słynnego Larry’ego Birda, który po raz ostatni wprowadził Celtów do finału NBA w 1987 roku.

Kevin Garnett zapisał na swoim koncie 33 punkty (11/17 z gry) oraz 7 zbiórek, trafiając między innymi nieprawdopodobną trójkę oraz dwa rzuty wolne w samej końcówce. Wreszcie na miarę swoich możliwości spisał się Ray Allen, zdobywca 29 punktów, w tym 5 trójek. - Wiedzieliśmy jakie jest znaczenie tego meczu. Nie wygrywasz tego meczu, stawiasz się automatycznie w sytuacji bez wyjścia. Oni są doświadczeni i nie raz grali pod presją. Teraz naszym zadaniem jest pojechanie tam i próba odniesienia zwycięstwa - powiedział Garnett. Warto również wspomnieć o rewelacyjnym meczu Kendricka Perkinsa, który z 18 punktami i 16 zbiórkami stał się niespodziewanie kluczowym graczem w ekipie gospodarzy. Jakby nie było mało jeszcze znany środkowy miał w pierwszej połowie więcej zbiórek (13) niż całe Detroit (11)!

W niej losy meczu przechylały się z jednej strony na drugą. Inauguracyjna kwarta okazała się niezwykle wyrównana, choć w końcówce do głosu doszli przyjezdni. 13 z kolejnych 15 punktów padło ich łupem i po raz pierwszy w meczu podopieczni Flipa Saundersa wyszli na dość znaczne prowadzenie - 42:36. W zdobywaniu punktów prym wiódł obwodowy duet Chauncey Billups - Richard Hamilton, który w sumie uzbierał 51 „oczek”. Radość gości nie trwała jednak długo, bowiem Celtics szybko odpowiedzieli runem 11:0 i objęli prowadzenie, już na dobre. Zza linii 7,24m trafił nawet Garnett (dopiero druga trójka w tym sezonie!) i do przerwy Boston prowadził już 52:46.

Po przerwie nie do zatrzymania był Ray Allen, dzięki któremu prowadzenie urosło nawet do 17 punktów. Tłoki pokazały jednak charakter i po świetnej postawie Hamiltona odrobiły straty do 4 „oczek” - 88:92. Rezerwowy rozgrywający Pistons Rodney Stuckey doprowadził do stanu 99:100 po celnej trójce, lecz chwilę potem Allen w swoim stylu przedziurawił kosz niemal zza linii trzech punktów. W samej końcówce nerwowo było zwłaszcza na linii rzutów wolnych. Presji nie wytrzymał Stuckey, który pomylił się w niezwykle ważnej próbie. Oba wolne wykorzystał z kolei Garnett i ponad 18,5 tysiąca widzów w TD Banknorth Garden wybuchnęło z radości.

- Nieważne ile punktów trafiłem. Nawet gdybym miał tylko 10 punktów a wygralibyśmy mecz to czułbym się tak samo. To świetne uczucie. Wygrywanie sprawia mi największą przyjemność, niezależnie co ja zrobiłem - przyznał Ray Allen. 29 punktów w jego wykonaniu to najlepszy wynik punktowy w tegorocznych play off. - Dobrą rzeczą jest fakt, że wracamy do domu. Byliśmy tutaj poprzednio i nie lubimy stawiać się w takiej sytuacji, mimo że podjęliśmy walkę - mówił Chauncey Billups. Mecz numer 6 zaplanowano na piątkowy wieczór, w Palace of Auburn Hills.

Boston Celtics - Detroit Pistons 106:102 (23:23, 29:23, 32:25, 22:31)

Boston: K. Garnett 33, R. Allen 29, K. Perkins 18 (16 zb), P. Pierce 16, R. Rondo 7 (13 as), J. Posey 3, P.J. Brown 0, S. Cassell 0, E. House 0.

Detroit: C. Billups 26, R. Hamilton 25, R. Wallace 18, R. Stuckey 13, T. Prince 8, J. Maxiell 6, A. McDyess 4, T. Ratliff 2, L. Hunter 0.

Stan rywalizacji: 3:2 dla Boston Celtics

Komentarze (0)