Pojedynek z Tulsą Shock, czyli najsłabszą drużyną WNBA, nie należał do najłatwiejszych. W Madison Square Garden gospodynie musiały się mocno napocić, żeby wygrać mecz, a do sukcesu wystarczyła im zaledwie jedna wygrana kwarta.
Po pierwszej połowie meczu dość nieoczekiwanie na prowadzeniu były Shock. - Trener mówiła wszędzie, że nie zlekceważymy tego rywala. Niestety w pierwszej połowie wyglądało to tak, a nie inaczej. W drugiej zatem musiałyśmy udowodnić, że to co było powiedziane przed meczem, było prawdą - powiedziała Cappie Pondexter. Po powrocie z szatni Liberty faktycznie wyszły na parkiet odmienione, a trzecią kwartę wygrały aż 30:15. - Myślałam, że wyjdziemy na parkiet mocno skoncentrowane i włożymy w grę maksymalną energię. Na szczęście w drugiej połowie do gry dołożyłyśmy trochę agresji i passa zwycięstw została podtrzymana - oceniła spotkanie Ann Donovan, opiekunka Liberty.
Aż sześć zawodniczek NY zapisało na swoim koncie dwucyfrowe zdobycze punktowe. Nicole Powell okazała się być najskuteczniejsza z dorobkiem 20 punktów. Pondexter dodała 16, a najlepszy mecz w sezonie rozegrała była gorzowianka Sidney Spencer, która uzbierała 10 oczek.
Liberty po przerwie związanej z WNBA All Star Game grają wyśmienicie. Na 16 rozegranych spotkań wygrały 14, w tym dziesięć ostatnich. Dzięki takiej dyspozycji zdołały wyrównać klubowy rekord, który wynosi 21 wygranych w całym sezonie zasadniczym. Wynik ten mógł być jeszcze lepszy, gdyby nie fatalny początek sezonu w wykonaniu koszykarek z Nowego Jorku, ale do tego już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.
New York Liberty - Tulsa Shock 95:85 (28:28, 15:18, 30:15, 22:24)
(N.Powell 20, C.Pondexter 16, T.McWilliams-Franklin 15, L.Mitchell 14 - S.Crossley 21, S.Robinson 16, I.Latta 11, T.Jackson 11)