Całą sprawa toczy się od czerwca, kiedy to włodarze klubu KSSSE AZS PWSZ wystosowali pismo do Rady Miasta z prośbą o wsparcie kwotą 800 tysięcy złotych. Pieniądze te miały być przeznaczone całkowicie na grę na europejskich parkietach, ale przed kilkoma dniami wydawało się, że nic z tego przelewu nie będzie.
Włodarze wicemistrzyń Polski stanęli przed dylematem, opcje rozwiązania były bowiem dwie: wycofanie się z Euroligi albo przystąpienie do europejskich pucharów, ale bez podstawowych zawodniczek, takich jak Yelena Lechanka, Samantha Jane Richards czy Kalana Greene.
- Mieliśmy obiecane w razie zajęcie drugiego miejsca w polskiej lidze określone wsparcie. Teraz wygląda to jednak w czarnych kolorach po rozmowie z prezydentem, gdyż miasto nie ma takich dochodów, jakie zakładano - mówił na łamach Radia Zachód Ireneusz Madej, wiceprezes KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski.
Ewentualne wycofanie się z rozgrywek Euroligi to oczywiście kary i brak trzeciego przedstawiciela Polski w tych elitarnych rozgrywkach. - Oczywiście moglibyśmy zagrać w Eurolidze grając juniorkami, ale ani nasz klub, ani miast, nie możemy sobie pozwolić na taką antypromocję - dodał Madej.
Czwartek okazał się być sądnym i decydującym dniem dla gorzowskich akademiczek. Ostatecznie Rada Miasta znalazła pieniądze na koszykarki. Co prawda Madej i cały klub liczył na 600 tysięcy, ale ostatecznie otrzyma pół miliona złotych, co i tak ratuje klub z Gorzowa Wielkopolskiego przed wycofaniem się z rozgrywek lub rozstaniem ze swoimi liderkami.
W Eurolidze akademiczki zmierzą się z Frisco Sika Brno, Ros Casares Walencja, CJM Bourges Basket, Nadieżda Orenburg i Beretta Familia Schio.