Mateusz Banaszak: Po spadku z I do II ligi podał się pan do dymisji chcąc zrezygnować z funkcji pierwszego trenera. Dziś wiemy, że znów poprowadzi pan Sudety...
Ireneusz Taraszkiewicz: Ja cały czas chciałem prowadzić ten zespół, wracając w 2004 roku do tego trenowania miałem na uwadze i na ambicji, aby go przede wszystkim promować. Ja mogłem odejść z Sudetów, ponieważ nie było pieniędzy, mogłem powiedzieć "do widzenia" tak jak powiedzieli to zawodowcy do, których mimo wszystko nie mam pretensji. Ja, jednak tak nie potrafiłem. Jestem takim patriotą i skoro przechodzimy dobre chwile to i te złe powinniśmy przechodzić razem i myślę, że dalej tak powinno być.
W zeszły sezonie było blisko utrzymania, teraz zespół będzie musiał powalczyć o awans. Który z planów - ten dotyczący utrzymania w I lidze, czy ten związany z awansem do I ligi jest trudniejszy do wykonania?
Przygotowania pańskiego zespołu ruszyły bardzo późno. Czy odbije się to na zespole, który ma walczyć o najwyższe cele w II lidze i jak te przygotowania będą wyglądały?
- Może to mieć wpływ tylko na początkową fazę sezonu. To ze względu, że do końca nie było wiadomo czy będziemy grać czy nie. Chodzi o to, aby przygotować się fizycznie i będziemy szli tą utartą drogą z poprzednich sezonów. Bardzo dużo ćwiczeń na siłowni, praca nad wytrzymałością poprzez godzinne biegi, a gdy skończy się remont to skupimy się przede wszystkim na tym, aby zgrać zespół i zagrać jak najlepiej na początku sezonu. Wtedy atmosfera w zespole będzie rosła, aby kibice, których z pewnością na początku będzie sporo nie zrazili się do nas na samym początku.
Sudety rozegrały już dwa sparingi - jeden z rezerwami Trefla wygrany 87:57 i drugi z Górnikiem Wałbrzych 56:80. Jak ocenia pan występ swoich zawodników?
- Jestem zadowolony z mojego zespołu, bo mimo, że chłopcy ciężko trenują potrafili zagrać ze sobą i nieźle im to wychodzi. Mimo, że mamy dwutygodniowe spóźnienie w przygotowaniach, to zawodnicy pokazują, że ciężka praca nie idzie na marne. Niebawem zagramy na własnym obiekcie, który jest już prawie wyremontowany, a wtedy popracujemy nad taktyką i zgraniem oraz zagramy z okazji września jeleniogórskiego.
Czy ten skład, który się krystalizuje wystarczy, aby awansować?
- Dwa lata temu starczyło, bo są niemal wszyscy chłopcy z tego zespołu, który awansował, więc czemu nie miałby teraz. Zawodnicy znają się, rozumieją ze sobą, a to jest ważne, aby stworzyć odpowiednią atmosferę. Zwracam uwagę na to jak oni się zachowują wobec siebie. Przyjechali uśmiechnięci, żartują ze sobą, wspominają różne historie i o to właśnie chodzi. Mają różne doświadczenia i chcą wracać do nas. Widać, że w Jeleniej Górze jest dobry klimat do koszykówki.
Co trzeba zrobić, aby znów awansować?
- Musimy dobrze zacząć, podobnie jak to było w pierwszej lidze, co wiąże się z psychiką zawodników. Ważna będzie gra zespołowa koszykarzy, którzy mają doświadczenie pierwszoligowe. Jak będzie zgrany zespół to przełoży się to na wynik. Tu trzeba będzie grać o każdy punkt, jak już przegrać to najmniejsza ilością punktów, a jak wygrać to największą, bo wiemy wszyscy, że ma to znaczenie w ogólnym rozrachunku.
Kogo należy się obawiać w walce o awans?
- Ja myślę, że należy się obawiać każdego zespołu. Na pewno Pleszew, który się wzmacnia, Kłodzko nie będzie takie słabe, Wrocław szykuje ekipę z gwiazdą polskiej ekstraklasy - Adamem Wójcikiem, także nie będzie to taki spacerek. Wiele ekip będzie chciało pokonać spadkowicza z I ligi i szykuje się na pojedynki z nami. Będzie trzeba naprawdę sporo się namęczyć, żeby znaleźć się w tej pierwszej czwórce, a później walczyć w play-offach o awans.
Czy jest to plan na ten sezon?
- Chciałbym, żeby to się stało w tym sezonie i będziemy robić wszystko, żeby tak się stało.Te doświadczenia, którzy chłopcy zdobyli podczas końcówki sezonu w I lidze, a także ci zawodnicy, którzy rozstali się z drużyną, trenując i grając w innych klubach, a którzy wracają do Sudetów z pewnością zaprocentują.