Awansu nikt nie zagwarantuje - rozmowa z Marcinem Grockim, koszykarzem Astorii Bydgoszcz

Marcin Grocki to kolejny wychowanek bydgoskiej Astorii, który w ostatnich dniach zdecydował się na powrót do macierzystego klubu. Sam zawodnik nie ukrywa, iż z pomorską drużyną zamierza skutecznie powalczyć o awans do I ligi.

Adrian Dudkiewicz: Dlaczego zdecydowałeś się na powrót do Bydgoszczy?

Marcin Grocki: Głównym czynnikiem było to, że jestem wychowankiem Astorii i po prostu chciałem wrócić do rodzinnego miasta. Wszak jak mówi znane przysłowie - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Poza tym razem z Arturem (Gliszczyńskim - dop. red) doszliśmy do wniosku, że w Bydgoszczy powstaje bardzo ciekawa drużyna, złożona praktycznie z miejscowych zawodników. My wszyscy doskonale się znamy, chodziliśmy do tych samych szkół. To gwarantuje, że w czasie ligowego sezonu będziemy skonsolidowanym zespołem. Ponadto nie będzie zbędnego gwiazdorstwa, a każdy z koszykarzy będzie wiedział na czym polega jego rola w tej ekipie.

A jak oceniasz swój rok spędzony w Gniewkowie?

- Początek był w miarę dobry. Wygrywaliśmy ligowe pojedynki, w drużynie była bardzo dobra atmosfera i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Później niestety doszło do sporej rotacji w składzie, były też zmiany na ławce trenerskiej. Jednak w dalszej części rozgrywek doznałem kontuzji, która wyeliminowała mnie z gry do końca sezonu. Do tego momentu okres spędzony na Kujawach mogę uznać za udany.

Czemu w finałach musieliście uznać wyższość ekipy ŁKS-u?

- To wynikało z tego, o czym mówiłem wcześniej. Była zbyt duża rotacja w składzie i przez to nie mogliśmy złapać optymalnej formy. Cała ta sytuacja nie wpłynęła na zespół zbyt pozytywnie, a ponadto w play-offach nie mieliśmy przewagi własnego parkietu. A w finale o ostatecznym wyniku zadecydował pierwszy mecz w Łodzi. Na pół minuty przed końcem prowadziliśmy kilkoma punktami, jednak w dalszej części pozwoliliśmy zrobić rywalom akcję za pięć punktów. Mi się jednak wydaje, że obie ekipy były na podobnym poziomie sportowym. W końcówce więcej szczęście mieli gospodarze.

A jak byś ocenił poziom sędziowania w drugiej lidze w minionych rozgrywkach?

- Dla mnie sędziowanie w tej klasie rozgrywkowej to istny dramat. PZKosz i Wydział Gier chce by młodzi arbitrzy zdobywali doświadczenie na II-ligowych parkietach, jednak w niektórych momentach sędziowie są strasznie zagubieni i nie wiedzą co robić. Były również oczywiście lepsze spotkania w ich wykonaniu, ale ogólnie poziom sędziowania pozostawia sporo do życzenia.

Masz może jakieś specjalne plany przed nowym sezonem?

- No wiadomo, że awansu nikt nie może zagwarantować, bo przecież jest to tylko sport. Ale jestem psychicznie nastawiony na to, że wejdziemy do fazy play-off i wtedy po cichu będziemy myśleć o I lidze. Na razie mogę bydgoskim kibicom obiecać to, że będziemy w każdym spotkaniu walczyć do upadłego.

Kto Twoim zdaniem będzie głównym rywalem KPSW/Astorii w walce o awans?

- Z tego co wiem, to mocnym zespołem będzie Rosa-Sport Radom, która kupiła kilku bardzo dobrych zawodników. Dochodzą mnie także słuchy, że o I lidze marzy ekipa lokalnego rywala, czyli Siden Toruń.

Komentarze (0)