Amerykanki w Czechach wykonały swoją misję

Amerykanki przyjechały do Czech odzyskać tytuł najlepszej drużyny świata. Cel swój zrealizowały znakomicie, a na dziewięć rozegranych meczów wygrały dziewięć. Ostatni, ten najważniejszy, był trudny, ale tylko w pierwszej połowie. Poprzeczkę wysoko zawiesiły gospodynie, które nie mając nic do stracenia, zagrały ambitnie i trochę postraszyły faworyzowane rywalki.

- Wiedziałyśmy doskonale, że to będzie bardzo trudne spotkanie - wspomina finałowy mecz Diana Taurasi, jedna z liderek USA, wybrana do najlepszej piątki turnieju. - Nigdy nie jest łatwo wygrać na takim etapie turnieju, szczególnie z gospodarzem. Trener od początku zwrócił nam uwagę, żebyśmy były skupione i skoncentrowane na każdej akcji. Nieważne było, jaki będzie wynik końcowy. Nieważne było czy jest to czwarta kwarta, czy kilka sekund przed końcem meczu. Miałyśmy być skupione na każdej akcji. To naprawdę pomogło.

- Diana nigdy nie przestanie mnie zadziwiać - komentował grę swojej liderki Geno Auriemma, który zna tą koszykarkę znakomicie, gdyż prowadził ją już podczas jej występów w Uniwersytecie Connecticut. - Ona potrafi robić na parkiecie takie rzeczy, o których inni nie mają nawet pojęcia.

Taurasi została tą szczęśliwą Amerykanką, która znalazła się w najlepszej piątce turnieju, ale tak naprawdę każda z nich, no może za wyjątkiem Jayne Appel, zasłużyła na takie wyróżnienie. Jedną z nich z pewnością była niesamowita rozgrywająca Sue Bird.

- Myślę, że ta drużyna ma ogromny talent, który za nami przemawia. Mam tu na myśli, że mamy zespół, który jest pełen wielkich graczy. Jeśli spojrzy się na nasz skład z Igrzysk Olimpijskich, to zabrakło nam zaledwie dwóch koszykarek - mówi Bird, która na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie również sięgnęła po złoty medal. - Wystarczy spojrzeć na listę tych koszykarek, które się tutaj nie załapały. To pokazuje naszą ogromną głębię składu. Myślę, że właśnie dlatego byłyśmy w stanie pokonać inne zespoły w taki sposób, w jaki to uczyniłyśmy. To wszystko rodziło się z naszej głębi składu.

Jedną z najbardziej doświadczonych, ale i najlepszych koszykarek w teamie USA była skrzydłowa Tamika Catchings. "Catch" była żądna rewanżu za turniej sprzed czterech lat i było to widać na parkiecie. - Czekałyśmy cztery lata na ten moment, żeby poczuć to ponownie - mówiła była skrzydłowa Lotosu Gdynia. - Wyjść i zagrać z tą grupą ludzi, jaką tutaj mieliśmy, to było naprawdę niesamowite. Atmosfera podczas meczów również była wspaniała. To właśnie powód, dla którego tutaj przyjechałyśmy i wykonałyśmy perfekcyjnie naszą misję.

Komentarze (0)