Przed meczem spodziewano się wielu emocji i tak właśnie było w pierwszej połowie. Początek spotkania fatalny w wykonaniu gości, którzy gubili się w ataku, a rozgrywający Spójni Marcin Stokłosa dobrze wykorzystywał podkoszowych. Po pierwszych trzech minutach gospodarze prowadzili już 8:0, a sześć punktów zdobył duet Grudziński - Kulikowski. Przerwa wzięta przez ciepło przywitanego wychowanka Spójni Piotra Ignatowicza chwilowo nie pomogła, bowiem dobrze dysponowany w tym spotkaniu był Koszuta. Nie od dziś wiadomo, że radomianie wolno wchodzą w mecz, ale chwilę później po trafieniach Podkowińskiego, Kardasia i Nikiela wszystko zdawało się być opanowane. Końcówka tej odsłony znów pod dyktando Spójni, a świetną skutecznością popisał się Stokłosa. Już po końcowej syrenie do gry włączyli się natomiast sędziowie, którzy przewinieniem technicznym ukarali trenera gospodarzy. Trzeba przyznać, że arbitrzy tego dnia byli dość surowi dla obu drużyn.
Po krótkiej przerwie formalnie kwartę dokończyły rzuty wolne Zalewskiego, a w pierwszej akcji drugiej ćwiartki Sosnowik zmniejszył straty. W tym fragmencie gra Spójni falowała, ale wbrew rozbudzonym apetytom kibiców skuteczność z dystansu nie była już tak świetna. Więcej było chaosu, a głównymi bohaterami nadal pozostawali sędziowie, którzy rozdawali przewinienia na lewo i prawo. Jedną z ofiar stał się Stokłosa, który otrzymał przewinienie techniczne. Z zawodników wyróżniali się podkoszowi Spójni – Kulikowski i Soczewski oraz koszykarz Rosy Paweł Wiekiera. Mimo nieciekawej gry gospodarze na przerwę zeszli prowadząc 39:34.
O trzecich kwartach w wykonaniu Rosy krążą już legendy. Najwyraźniej ten mit głęboko do serca wzięli sobie stargardzianie. To Spójnia kompletnie zawiodła w tej kwarcie, a Rosa, podobnie jak w całym meczu nie zagrała nic specjalnego. Po czterech minutach gry pierwsze prowadzenie meczu beniaminkowi rzutami wolnymi zapewnił Piotr Kardaś. Goście nie poprzestawali na tym, a Spójnia nie mogła znaleźć sposobu na świetną obronę rywala. Rosa przez osiem minut tej odsłony zdobyła dwanaście punktów, natomiast dopiero Łukasz Bodych, który nie wiedzieć czemu większość meczu przesiedział na ławce rezerwowych przełamał niemoc Spójni. Ostatnie dwie minuty mogły jeszcze dać nadzieję na emocje do samego końca.
Ostatnia odsłona praktycznie niczym nie różniła się od poprzedniej. Radomianie odjeżdżali Spójni niczym pociąg ekspresowy, a wśród gospodarzy panowała kompletna dezorientacja. Przy coraz gorszej sytuacji na tablicy wyników żadne zmiany nie pomagały. Zabrakło lidera, który mógłby poderwać zespół do walki. Jedną z ciekawszych akcji był blok Pawła Wiekiery na Wiktorze Grudzińskim, a przed samym końcem goście uzyskali najwyższą przewagę (53:71). Ostatnie sekundy pozwoliły Spójni nieco zmniejszyć straty, ale ani o drobinę nie zmniejszyły rozgoryczenia kibiców. Klub Kibica, który dzielnie znosił wszystkie niepowodzenia w końcu dał wyraz swej dezaprobacie wobec poczynań zespołu, a przeraźliwe gwizdy fanów, którzy pozostali na swoich miejscach do ostatniej syreny były najdobitniejszym podsumowaniem występu gospodarzy. W zupełnie innym nastroju był trener gości Piotr Ignatowicz, który w Stargardzie ma wielu znajomych i mógł z podniesioną głową opuszczać "swój" parkiet.
Spójnia Stargard Szczeciński - Rosa Radom 57:71 (23:14, 16:20, 9:19, 9:18)
Spójnia: Koszuta 19, Kulikowski 11, Stokłosa 8, Soczewski 7, Grudziński 6, Bodych 6, Buczyniak, Grzegorzewski 0, Parzych 0, Ulchurski 0, Ważny 0, Wróblewski 0.
Rosa: Wróbel 14, Sosnowik 12, Wiekiera 10, Nikiel 10, Podkowiński 8, Zalewski 6, Kardaś 6, Donigiewicz 4, Przybylski 1, Maj 0, Cetnar 0.