NBA: Popis Johna Walla w stolicy. Hawks i Lakers nie mają sobie równych

Jastrzębie z Atlanty nadal są jedynym niepokonanym zespołem na Wschodzie. Po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych podobnym bilansem mogą pochwalić się Los Angeles Lakers. Miami Heat urządzili sobie polowanie na Leśne Wilki i odnieśli pewne zwycięstwo. Świetny występ zanotował John Wall z Washington Wizards.

Pierwsze minuty nie wskazywały na to, że Hawks odniosą czwartą wygraną z rzędu. Cavaliers zaczęli z impetem i prowadzili 8:1. Podopieczni Larry'ego Drew otrząsnęli się i rozpoczęli swój koncert. W ciągu dwunastu minut trafili 15 z 21 rzutów, dzięki czemu odrobili stratę i zbudowali trzynastopunktową przewagę. Urosła ona jeszcze bardziej. Kawalerzyści niezrażeni takim obrotem sprawy zaczęli gonić. Świetnie spisywał się J.J. Hickson (31pkt).

Na początku ostatniej kwarty po wejściu Daniela Gibsona gospodarze wyszli na prowadzenie 75:74. Szybo je jednak stracili i znów musieli gonić Hawks. Cavs zbliżali się kilka razy na cztery punkty. Niestety dla nich goście zawsze mieli odpowiedź. Miejscowych zawodziły także nieskuteczne rzuty z dystansu. Cleveland nie miało także alternatywy dla odcinanego od podań Hicksona. W końcówce Atlanta przypieczętowała swoją wygraną.

W Cavs zadebiutował wracający po kontuzji pachwiny Mo Williams (12pkt). Nie wystąpił natomiast Antawn Jamison (kolano).

Marvin Williams dla Jastrzębi zdobył 22 punkty.

Cleveland Cavaliers - Atlanta Hawks 88:100 (27:40, 20:19, 26:15, 15:26)

(Hickson 31, Williams 12, Parker 10 - Williams 22, Horford 16 (12zb), Crawford 16)

Niezwykle emocjonujące widowisko stworzyli Wizards i Sixers. Na trzy sekundy przed końcem czwartej kwarty po wolnych Lou Williamsa Szóstki prowadziły 106:103 i wydawało się, że stołeczni koszykarze mają niewielkie szanse na zwycięstwo. Szczęście dopisało jednak Wizards, którzy za sprawą trójki Cartiera Martina trafionej równo z syreną doprowadzili do remisu po 106.

w dogrywce prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Decydujące dla losów meczu punkty na siedem sekund przed końcem dodatkowego czasu z linii rzutów wolnych zdobył Andray Blatche. Sixers mieli jeszcze szansę na zmianę niekorzystnego dla nich rezultaty, ale Andre Iguodala nie zdołał umieścić piłki w koszu.

W debiucie przed własną publicznością świetnie zagrał pierwszy numer draftu John Wall. Obrońca Wizards miał 29 punktów, 13 asyst i 9 przechwytów. Jest trzecim graczem w historii NBA, który w trzech meczach na swoim koncie miał przynajmniej 60 oczek i 20 asyst. (71pkt i 31as Walla) - Ten chłopak ma ogromną wolę do odnoszenia zwycięstw. Momentami miał kłopoty na parkiecie, ale w odpowiednich momentach nie zawodził - powiedział trener Wizards Flip Saunders.

Dla przegranych 30 punktów rzucił Williams. Koszykarze z Filadelfii nie zanotowali jeszcze zwycięstwa w tym sezonie. Jest to ich najgorszy start od sezonu 2001/02.

Washington Wizards - Philadelphia 76ers 116:115 OT (27:28, 23:20, 22:18, 34:40, d. 10:9)

(Wall 29 (13as, 9prz), Blatche 23 (8zb), Young 20 - Williams 30, Brand 21 (9zb), Holiday 14 (13as))

Detroit Pistons - Boston Celtics 86:109 (26:31, 18:26, 24:31, 18:21)

(Villanueva 17 (7zb), Daye 16, Stuckey 15 - Garnett 22, Pierce 21, Allen 16)

- Mam młody zespół, który do tej pory nie miał okazji zagrać przeciwko naszpikowanej gwiazdami drużynie. Moi zawodnicy zobaczyli jak to jest - stwierdził po porażce z Miami Heat trener Kurt Rambis. Prowadzona przez niego drużyna nie miała odpowiedzi na dobrze dysponowanych Miami Heat.

Defensywa Leśnych Wilków szczególnie nie radziła sobie z Dwayne Wadem (26pkt) i LeBronem Jamesem (20pkt). - Nie można szczelnie kryć każdego z zawodników. Zawsze będzie jakaś dziura. Wykorzystywałem każdą okazję, aby się wyrwać obrońcy - powiedział Wade.

Porażka na Florydzie to nie jedyny problem dla Rambisa. Michael Beasley po jednej ze swoich akcji upadł na parkiet. Skrzydłowemu opuścić parkiet pomogli koledzy. Na szczęście badanie rentgenem nie wykazało żadnego złamania. Nie wiadomo jednak, czy Beasley będzie mógł zagrać z Orlando Magic.

Najjaśniejszym punktem Leśnych Wilków był Kevin Love, który na swoim koncie zapisał 20 punktów.

Miami Heat - Minnesota Timberwolves 129:97 (33:27, 36:26, 29:17, 31:27)

(Wade 26, James 20 (12as), Jones 17 - Love 20, Telfair 13, Johnson 13 (5as))

Milwaukee Bucks - Portland Trail Blazers 76:90 (27:21, 18:26, 17:26, 14:17)

(Maggette 16, Delfino 14, Bogut 12 (9zb) - Matthews 18, Roy 17, Aldridge 14 (8zb))

W rodzinnym pojedynku braci Gasol lepiej spisał się gracz Los Angeles Lakers. Pau zaliczył double - double (21pkt, 13zb), natomiast Marc uzbierał 11 punktów i 8 zbiórek. - Lubię grać przeciwko swojej drużynie i mojemu bratu - powiedział zawodnik Jeziorowców, który w jednej z akcji od linii końcowej wykonał wsad pomimo asysty swojego brata. - Cieszyłem się, że to zrobił, ponieważ wydawało mi się, że Pau trochę go oszczędza - żartobliwie stwierdził Kobe Bryant, który wszystkie swoje punkty (23) zdobył w pierwszej połowie.

Nie ma co się dziwić, że zespołowi z Los Angeles dopisują humory. Pokonując Memphis Grizzlies podtrzymali swoją serię bez porażki. Drużyna Phila Jacksona nie miała żadnych problemów z odniesieniem zwycięstwa i przez cały czas kontrolowali sytuację.

- Nie możemy tak grać. Przeciwko dobrym drużynom nie można w ten sposób zaczynać meczu - tłumaczył Michel Conley. Natomiast O.J. Mayo przyrównał granie z Lakers do wspinaczki na Mount Everest.

30 oczek dla Grizzlies zdobył Rudy Gay.

Los Angeles Lakers - Memphis Grizzlies 124:105 (34:23, 39:23, 24:30, 27:29)

(Bryant 23, Gasol 21 (13zb), Odom 17 (8zb, 6as) - Gay 30, Conley 16 (8as), Gasol 11 (8zb))

New York Knicks - Orlando Magic - spotkanie przełożone

Komentarze (0)