UZI w arsenale Beretty. Liron Cohen

Liron Cohen to 28-letnia koszykarka rodem z Izreala. Jedna z najlepszych rozgrywających w Europie. Była zawodniczka Wisły Can Pack Kraków obecnie gra w barwach włoskiej Beretty Famila Schio, a w Eurolidze rywalizuje z koleżankami z Gorzowa Wlkp. odbierając im punkty. Zaskakująca koszykarka i zakochana w Polsce i Polakach.

Gdy pierwszy raz ujrzałem ją pomyślałem sobie, że to zimna i nieprzystępna osoba. Ale gdy z nią porozmawiałem to diametralnie zmieniłem zdanie. Za każdym kolejnym razem zadziwiało mnie jak bardzo jest wesoła i otwarta. Bezpretensjonalna, pewna siebie i niezwykle naturalna. Kto to taki? Liron Cohen. Izraelka urodzona w legendarnym Jeruzalem. Dziewczyna przypominająca Joannę D'arc z utworu Leonarda Cohena:

- Tylko płomień szedł za Joanną w tamtą noc

Kiedy ją wieźli poprzez mrok

Znikł księżyc który w zbroi lśnił

Któż jej pomoże przejść przez noc i dym

(...)

Mój ogniu jeśli chłodu chcesz

Me ciało w swe ramiona weź

To mówiąc wspięła się na stos

Oddając mu swą rękę i swój los

W czym to podobieństwo dostrzegam? W nieustępliwości, wierze, w dumie i odwadze. Nie wiem co ukształtowało te cechy w Liron. Nie wiem czy to wynik wychowania w miejscu, gdzie zderzają się największe religie świata, czy obowiązek szkolenia dla kobiet w armii Izraela, czy też to wynik tej niezwykłej indywidualności charakrerologicznej. Ona nie jest arywistką, zadufaną w sobie panną, ani zarozumiałą gwiazdką. Zna swoją wartość. Wie, że jest na szczycie, ale potrafi zachować skromność i umiar. Na parkiecie potrafi dokonywać cudów i jak Joanna D'arc iść przez dym. Nie boi się trudnych rywali, twardej walki, nie lęka się przeciwności losu jak francuzka nie lękała się ognia.

Myślisz, że odbierzesz mi piłkę?, zdj. Leszek Stępień

Zbyt wzniosłe i nierelne? Patetyczne? Tylko odrobinę. Może przypomina też cały ten obraz Izreala tworzony przez lata, gdzie mistycyzm, religijność, a nawet fanatyzm grały pierwsze skprzypce. Ale z Jeruzalem, czy Tel Awiwem jest też tak, że poza tym, że to domy religii to też eksluzywne miejsca wypoczynkowe, rozrywkowe, pełne życia nocnego i historycznego uroku.

Nie to mam jednak przedstawić. Pragnę w tej atmosferze ulokować jedną z najlepszych rozgrywających w Europie. Koszykarkę, która przypomina żołnierza. Dziewczynę, która tak jak jej kraj jest kosmopolityczna, dumna i pracowita.

Liron Cohen jeszcze w ubiegłym roku występowała w barwach krakowskiej Wisły, z którą dotarła aż do Final Four Euroligi. Wcześniej o nią walczył też Lotos, a ona w swojej karierze grała w izraelskich zespołach Maccabi, Elitzur, Ramat Hasharon, a także w greckim Ptolemaida, hiszpańskim San Jose Leon, słowackim Brokerze Koszyce czy tureckim Besiktasie. 28-letnia zawodniczka wędruje po całej Europie przystając tylko na moment co rusz to w nowym miejscu. Obecnie gra w euroligowym Beretta Famila Schio, a gdy ma trochę wolnego czasu to pływa gondolami po kanałach Wenecji.

Ze swoim nowym klubem w grupie D Euroligi przyszło jej mierzyć się z gorzowskim KSSSE AZS PWSZ Gorzów tak więc miała okazję przyjechać do naszego kraju. Kilka dni przed meczem mówiła mi, że bardzo kocha Polscę i cieszy się na myśl, że znów będzie miała okazję choć przez chwilę zawitać do tego państwa. Po przylocie do Gorzowa zapytałem ją o to. - Kocham Polskę, bo ludzie tutaj są bardzo, ale to bardzo sympatyczni. Naprawdę świetni. Tutaj zawsze są pełne hale. Wspaniali kibice i ta niezwykła koszykarska atmosfera. Grając w Polsce, w Krakowie zakochałam się w tym klubie i mieście. Teraz mam wspaniałe wspomnienia związane z nimi i mam tam dobrych przyjaciół. Myślę, że to jest najlepszą sprawą - powiedziała uśmiechnięta. Zastanawiałem się czy miała okazję wyjść z hotelu i przejść się z koleżankami po Gorzowie, ale ona szybko odpowiedziała: -

Nie wiem jakim miastem jest Gorzów, bo miałam niewiele okazji, żeby po nim chodzić. Słyszałam jednak, że to całkiem małe miasto jest piękne. I że panuje tutaj taka przyjazna atmosfera, że można czuć się jak w domu rodzinnym.

We włoskim zespole Liron Cohen gra pierwsze skrzypce, a postawa drużyny w lidze europejskiej jest ogromnym zaskoczeniem. Po rywalizacji z Gorzowem Schio miało na swoim dwa zwycięstwa i w miarę komfortową sytuację przed kolejnym meczem mającym zadecydować o prowadzeniu w grupie D. Po pojedynku z KSSSE AZS PWSZ Izraelka mówiła: - Uważam, że to był wspaniały mecz dla kibiców. To jest właśnie koszykówka, choć oba zespoły nie zagrały najlepiej. Z innej strony to mogę mówić tylko w imieniu własnego zespołu. Mogłyśmy rozstrzygnąć spotkanie w trzeciej kwarcie, ale popełniłyśmy wiele błędów i nie udała nam się ta sztuka. W tym też wiele moich pomyłek. Jest to jednak początek sezonu i z każdym dniem jesteśmy lepszymi zawodniczkami, bardziej rozegranymi i zgranymi jako drużyna. Najważniejsze, że pomimo tego jesteśmy w stanie większość spotkań wygrywać. Z tego jestem szczerze szczęśliwa. Gorzów jest bardzo dobrym zespołem, a hala tutaj jest niezwykle trudna. Niewygodna dla rywali. Cieszę się, że wygrałyśmy.

Dlatego też zapytałem ją co takiego jest w tej hali niezwykłego. - Hala w Gorzowie zawsze jest handicapem tej drużyny. Jest bardzo trudna dla rywali i sprawia wiele problemów. Jest mała i pełna dopingujących kibiców. Ludzi, którzy są z drużyną przez czterdzieści minut. To jest niezwykłe. Jestem tutaj nie pierwszy raz i wszyscy mówią, że tu ciężko się gra przeciwko publiczności. Jestem pewna, że dziewczyny z Gorzowa są szczęśliwe, że mają takie wsparcie. To czuje się na parkiecie - odpowiedziała.

Mając dwa zwycięstwa na swoim koncie i będąc współliderem z Ros Casares w grupie Włoszki potwierdzały przedsezonowe zapowiedzi włodarzy ich klubu, że są najsilniejszym zespołem od ponad 30 lat i realnie myślą o sukcesach także w rozgrywkach europejskich. Zapytana o plany drużyny ze Schio powiedziała: - Następne mecze będą niezwykle ciężkie dla nas. Będziemy rywalizować z Walencją, a to jest chyba najmocniejszy zespół w naszej grupie. Mamy już na początku dwa zwycięstwa, ale do awansu z grupy jest jeszcze daleka droga przed nami. Oczywiście myślimy o następnej rundzie. Jesteśmy optymistycznie nastawione. Chcemy wygrać tyle ile jesteśmy w stanie. Będziemy dalej walczyć i miejmy nadzieję, że dojdziemy jako zespół nie tylko do następnej rundy.

Liron Cohen w swoim żywiole, zdj. Leszek Stępień

Czy Famila Basket Schio zdoła wyjść z grupy i pokonać kolejnych rywali czas pokaże. Natomiast z pewnością takie zawodniczki jak Cohen, McCarville czy Nadalin zrobią wszystko, aby tak sztuka się im udała. Patrząc na postawę tej drużyny mam jednak skojarzenia rusznikarskie, albowiem Beretta to także fabryka broni i kultowa więc marka pistoletu samopowtarzalnego. Jest on nawet na wyposażeniu wielu armii od USA począwszy na Izrealu skończywszy. O tym też rozmawialiśmy z Liron, której zasugerowałem, że z mojej perspektywy jej szybkość i zwinność wskazują na to, że jest karabinkiem UZI w całym tym arsenale Beretty. Zaśmiała się szczerze, a nadany przydomek niezwykle się jej spodobał. - Ciekawa teoria, że jestem UZI w arsenale Beretty. Fajne określenie. Naszym kluczem do zwycięstw są z pewności trenerzy, którzy nas bardzo dobrze przygotowują do meczów i niezwykle motywują. Ciągle nam tłumaczą, że jesteśmy przede wszystkim zespołem i to rozumiemy. Mamy być jednością i zapomnieć o indywidualiźmie. Mamy wspierać się wzajemnie. To jest podstawą naszej drużyny, że gdy któraś ma gorszy dzień koleżanki jej pomagają. Może być lepiej lub gorzej, można wygrywać lub przegrywać, ale to jest właściwa droga dla zespołu. My wszystkie razem jesteśmy bronią Beretty - powiedziała bez żadnej sztuczności.

Te słowa Liron obrazują jednak jak ważne w zespołach koszykarskich (i nie tylko zresztą) jest zgranie, wspaniała atmosfera i zrozumienie pomiędzy wszystkimi klockami tej układanki. W tym drzemie siła. Liron Cohen, która z nieukrywanym wzruszeniem wraca do Polski i tak ciepło mówi o Polakach być może już wkrótce powróci do naszego kraju. A może nawet zostanie tutaj na dłużej.

Tymczasem można ją obserwować w barwach włoskiego Beretta Famila Schio i reprezentacji Izraela.

Źródło artykułu: