NBA: Celtics (znów) lepsi od Heat. Lakers znaleźli pogromców

Drużyna prowadzona przez Erika Spoelstrę nie może znaleźć recepty na Celtów z Bostonu. Żar przegrał z tym rywalem przegrał drugi mecz w sezonie. Pierwszej porażki doznali Los Angeles Lakers, którzy na wyjeździe ulegli Denver Nuggets.

W AmericanAirlines Arena dominowała jedna drużyna. Podopieczni Doca Riversa od samego początku narzucili swój styl gry. - Wszyscy wywiązali się ze swoich zadań - powiedział trener Celtics.

Świetnie usposobiony rzutowo był Ray Allen, który 21 ze swoich 35 punktów zdobył po trafieniach z dystansu. Obrońcy Miami zostawiali mu zbyt dużo wolnego miejsca. Doświadczony zawodnik z Bostonu skrzętnie to wykorzystywał.

Przyjezdni dowodzeni przez Rajona Rondo (16as) w pewnym momencie prowadzili nawet różnicą 20 oczek. Heat nie chcieli jednak dopuścić do porażki przed własną publicznością i rzucili się w pogoń. Prym wiódł LeBron James (35pkt, 10zb, 9as), który otarł się o triple-double. Na 13,3 sekundy przed końcem meczu gospodarze po wolnych Udonisa Haslema zbliżyli się na 107:110. Wszelką nadzieję tlącą się w sercach fanów Heat zgasił Allen.

W ekipie z Florydy zawiódł Dwyane Wade, który w ciągu 40 minut spędzonych na parkiecie zdobył zaledwie 8 punktów (2/12 z gry).

- Nie ma powodów do frustracji. Dopiero dziewięć spotkań sezonu za nami. Nie możemy od razu grać świetnie. Musimy kontynuować pracę, a dojdziemy tam gdzie chcemy - powiedział Chris Bosh.

Miami Heat - Boston Celtics 107:112 (20:27, 26:34, 32:27, 29:24)

(James 35 (10zb, 9as), Haslem 21 (10zb), Bosh 15 (7zb) - Allen 35, Pierce 25, Garnett 16 (13zb))

Przez trzy kwarty w Denver więcej do powiedzenia mieli goście, którzy przed ostatnią odsłoną prowadzili 93:85. Później ich przewaga urosła do dziesięciu oczek. Były to jednak miłe złego początki. Podopieczni George'a Karla zaliczyli run 16:0 i znaleźli się na czele. Spory wkład miał w niego Ty Lawson, który zdobył w tym okresie meczu 11 oczek.

Jeziorowcy odpowiedzieli ośmioma punktami z rzędu i prowadzenie znów znalazło się w ich rękach (105:103). Sprawy w swoje ręce wzięli J.R. Smith i Carmelo Anthony, którzy poprowadzili swój zespół do zwycięstwa nad najlepszą ekipą Konferencji Zachodniej.

Bryłki w niespełna trzy minuty rzuciły jedenaście punktów i nie straciły żadnego. Niemoc przyjezdnych przerwał Kobe Bryant, który próbował wrócić do rywalizacji. Dwie akcje z rzędu pozwoliły zbliżyć się drużynie z Kalifornii na 110:114, ale na więcej nie było już jej stać.

Bryant zdobywając 34 punkty stał się najmłodszym graczem w historii NBA, który na swoim koncie ma 26 tysięcy punktów. O 34 dni wyprzedził Wilta Chamberlaina. Zawodnik Lakers tej sztuki dokonał mając 32 lata i 80 dni.

Tyle samo oczek na swoim koncie zapisał Anthony.

Denver Nuggets - Los Angeles Lakers 118:112 (24:26, 35:28, 26:29, 33:19)

(Anthony 32 (13zb), Nene 18, Lawson 17 (5as) - Bryant 34 (5as), Brown 19, Artest 18)

Pozostałe mecze:

Chicago Bulls - Golden State Warriors 120:90 (34:20, 32:18, 28:25, 26:27)

(Deng 26 (11zb, 6as), Rose 22 (13as), Noah 17 (7zb, 5as) - Ellis 24 (5as), Curry 17 (6as), Wright 12 (8zb))

Komentarze (0)